Pod pozorem kina intrygi i mind-games czai się kąśliwe studium braku zaufania wobec drugiego człowieka, zmonetyzowanej rzeczywistości i obsesji z kompleksu. 7
Gdzie jest granica między pasją, pożądaniem, a już niebezpieczną obsesją podpalaną nieprzerwanie kompleksem? Nad tym bezczelnie i kąśliwie, ze smakiem i gustem debatuje „Obraz pożądania”. W świetnie skrojonym, nienapastliwym thrillerze psychologicznym, który kipi od złośliwości odmitologizuje się środowisko artystyczne, wytłuszcza interesowność oraz konsumpcjonizm rozszarpujący szczere i wrażliwe dusze, którym się albo nie wierzy albo zastanawia się, czy to jakaś strategia. Przygnębiający obraz współczesnego braku wiary w niewinność i szczerość oraz doskonała mind-games rozgrywka między kilkoma poziomami wrażliwości i postawami wobec współczesnej sztuki.
James jest uznanym krytykiem sztuki, który od początku filmu próbuje udowodnić każdemu, ale przede wszystkim sobie, jak bardzo jest niezbędnym nie tylko narzędziem, nie tylko wyrobnikiem w artystycznej przestrzeni. Uważa, że krytyka nie ma żadnego poczucia niższości przy dziełach, które istnieją dzięki niej i jak krytycy mogą manipulować odbiorcami. To oni w coraz bardziej zmonetyzowanej rzeczywistości sztuki mają silny wpływ na zmysł wzroku odbiorcy, proces jego kontemplacji, jak gdyby podpowiadali przez swoje kompetencje, jak mają na obraz zareagować ludzie - wartościują się ponad nimi. Jednak to pełne układów i ślepych zaułków środowisko sprawiło, że James stracił swoją wartość w obiegu. Pewnego dnia dostanie propozycje, która podziała otumaniająco na żarliwego Jamesa, od cynicznego i sprytnego milionera i kolekcjonera sztuki Josepha Cassidy, który może reanimować jego karierę. Osobliwa to postać, przy której również czujemy grę i zabawę z bohaterami faktami, mitami na temat siebie i swojego świata. Ekscentryk gwarantuje mu dostęp do wielkiego malarza, niedostępnego dziennikarzom od wielu lat, którego obecnie farby wyschły, płótno stoi w miejscu, a pędzel zamilkł -Jeromego Debney’a. Pod pozorem chęci poznania jego sztuki i zrobienia z nim wywiadu, ma ukraść jeden z jego wyjątkowych obrazów, którego pragnie niejeden i niejedna. James z miłości do sztuki, która potem będzie ewoluowała w niepokojącym i niezdrowym kierunku wchodzi w ten układ. Ten trójkąt kolekcjonera, krytyka, malarza dopełni osoba najbardziej z zewnątrz odbierająca wszystko impulsem, bez racjonalizowania emocji, jak mówił Woody Allen o krytyce - Berenice’a Hollis. Piękna, prostoduszna, szczera, silna w swojej bezpośredniości jest przeciwieństwem cały czas żonglującego iluzją i realiami Jamesa. Są obydwoje sobą mocno zaintrygowani i szybko wchodzą w intymną i pełną gorączki relacje. Bohaterka będzie towarzyszyła krytykowi w tym nieprzewidywalnym spotkaniu z artystą, a pobyt u niego może wiele zdemaskować… nie w przypadku malarza.
Obraz pożądania jest świetnie namalowanym pozornie w jednym gatunku sprytnej intrygi, kina noir, portretem bezwzględności dzisiejszego środowiska artystycznego. Pod płaszczykiem gatunkowości, napięcia i akcji rozważa się o uprzedmiotowieniu dzieła i symbolicznej śmierci autora, o której rozprawiał Roland Barthes. „Sztuka nie istniałaby bez krytyki” mówi od początku James, powtarzając to wręcz, jak modlitwę. Pożąda istnieć w świecie artystycznym, czarująco przestrzega przed krytykami, a jednocześnie czerpie z tego siłę i władzę, jednak gdzieś pod spodem pulsuje nieustanna walka z poczuciem niespełnienia, jako oceniający, a nie tworzący. Jak gdyby krytyką panował nad artystami i rekompensował swoją frustrację nieprzynależeniem do nich. Dlatego tak hipnotyzująco przyglądamy się jego konfrontacjom i spotkaniom ze skromnym, niechcącym robić z siebie wykreowanej przez kulturę esencji tożsamości i jakiejkolwiek marki, niechcącym być ważniejszy od swojej twórczości malarzem.
To też wykwintna zabawa prawdą oraz wizerunkiem. Nastrój dziwności i surowości ludzi, którzy polują na artystę intrygująco działa wymiennie z poetycką, liryczną i pełną wzajemnej naiwności, bez pułapek sytuacją spotkań malarza z naszą bohaterką. Świetnie poprowadzone dialogi prowadzą nas do świata rozeznania pozorantów sztuki, a prawdziwych artystów. Ci pierwsi dobudowują coś, Ci drudzy doświadczają, mówią bez wzniosłości, pietyzmu, nienastawieni na określony efekt budowania legendy za życia. Wszystko ulega zdyskredytowaniu, obalaniu wyobrażeń o sztuce, powrocie na ziemię w groteskowym, bezwzględnym wydaniu, z podobną myślą przewodnią, jak w The Square. Chociaż niestety chwilami postaci stają się bardzo jednoznaczne i poprowadzone zbyt mocną kreską. Z drugiej strony ciekawie zbudowana jest, jak gdyby piramida postaci w relacji z autentyzmem. Na samej górze jest malarz, potem Berenice, James i kompletnie wyjałowiony z tego Cassidy. Widzimy to dosyć szybko, kiedy akcja się rozwija. To krytyk, miłośnik sztuki jest uwikłany w interesy i pożąda, a nie kocha miłością szczerą sztukę. Łowi, poluje, zdobywa, chce zawłaszczyć. Zatraca potrzebę doświadczeń wyższego rzędu, poznania człowieka. To jego partnerka wchodzi w nieinteresowny kontakt i wymianę spostrzeżeń z artystą.
Nie zostawiając przestrzeni do nadziei dostajemy gorzki film o interesowności, jako najlepszej metodzie przetrwania, każda inna jest nierentowna. To nie jest poziom nostalgii, co w Wielkim Pięknie, ale refleksje nad wartością prawdy we współczesnym świecie artystycznym również poruszają, szczególnie w scenach z nienapastliwym i doświadczonym oraz wrażliwym w każdej minucie, każdym gestem do tego się przyznającym Donaldem Sutherlandem. Też odnoszą się do wartościowania - relacja z wyjątkową jednostką ponad twórczość artystyczną, czy nie? W tym pierwszym kryje się więcej wartości, ale te drugie daje Ci status, to, dlaczego współcześnie się oddycha i czym definiuje swój sens istnienia.
Obraz pożądania jest gatunkowo naprawdę ciekawym, fabularnie rozdaniem. Czasami zbyt dosłownym, jednak świetnie pokazuje kolejne poziomy narastającej obsesji i przyzwyczajenie w tym świecie do nieufności wobec drugiego człowieka. Ktoś, kto przyznaje się, że jest kłamcą, nigdy nie przestaje nim być. Ciekawe studium z charakternymi postaciami i niepobieżnie zbudowanym nastrojem o desperackim spełnianiu marzenia o innym sobie, a w pewnym momencie już totalnie zawziętym zmienianiu swojej tożsamości, która jest płynna. I jeszcze: kto decyduje o sztuce w świecie sztuki? Już nie artysta. Okrutne i wręcz absurdalne, ale malujący jest najmniej istotny… jak już skończy obraz.
Dreszczowiec light ? Scenariusz jest nawet interesujący ,obsada też jest fajna ale szału nie ma ;)