Bez koloratki, bez nabożeństw, bez religijnego wymiaru, nieoceniające ale uczłowieczające i w nastroju oryginalnego buddy movie. Chwilami to tylko zabawa dla zabawy. 7
Przy obecnych nastrojach społecznych i najróżniejszych formach wypowiedzi filmowych dotyczących Kościoła, nie wiemy czego się spodziewać po przepełnionym komunikacją, ale jakże na różne sposoby żywiołowością, spotkaniem w filmie Dwóch Papieży. Bez koloratki, bez nabożeństw, bez religijnego wymiaru, nieoceniające ale uczłowieczające i w nastroju oryginalnego buddy movie. Trochę jest to zabawa dla zabawy i narracja: Papież też człowiek. Z drugiej strony na szczęście to niezobowiązująca, zrobiona w dobrym smaku komedia spleciona z delikatnie filozoficznym wymiarem życia w wierze i wierze w życie, ale unikająca ocieplana wizerunku kapłanów. Zrównoważone i szczerze zabawne, chociaż w jednej tonacji humorystycznej.
Kardynał Bergoglio zamierza przejść na emeryturę. Jest to duchowny, który w swoim obejściu i podejściu odstaje od wielu kapłanów. Stara się być dosłownie blisko człowieka, mieć do siebie dystans, nie prawić kazań, a prowadzić dialog z wierzącymi i nie uważać, że bycie bliżej Boga poprzez swoją posługę go uprzywilejowuje. Szczególnie w momencie, kiedy w Watykanie na tronie zasiada Benedykt XVI, człowiek bardzo konserwatywny, zdeterminowany by utrzymywać status Kościoła niepoddającym się zmianom współczesności, surowego i krytycznego wobec bliźniego. Właśnie obecnego papieża musi odwiedzić Bergoglio, by dostać podpis, który zakończy jego posługę kapłańską. Spotkanie dwóch pełnych różnic i inaczej interpretujących słowa tego samego, w którego wierzą będzie słodko-gorzkim poluzowaniem koloratek, ale nie dla skandalu, a dysputy przedstawicieli dwóch innych spojrzeń na Kościół, wiarę i przede wszystkim…bliźniego.
Dwóch papieży to ani kabareton, co tam się dzieje tak naprawdę wśród kleru, kiedy nikt nie patrzy ani też wielkie, filozoficzne dzieło, czy intensywna polemika, jak to archaiczną i nietykalną instytucją jest Kościół oraz ile o moralności prawi w teorii, a w praktyce sam ma luki u podstaw. To film, który słodko-gorzko ustawia się po środku pokazując naturalnie, ze świetnym poczuciem humoru człowieczeństwo oraz możliwość skomunikowania się mimo wielkich różnic światopoglądowych. Opiera się, tak naprawdę na teatrze dwojga aktorów – przepełnionym naturalnością, ale bez samej ogrzewającej aureoli pokazuje konfrontacje definiowania kompromisu jako poddanie się albo otworzenie się na drugiego człowieka.
W jednej chwili obecny papież i przyszły prowadzą poważną potyczkę słowną na temat stanowiska Kościoła, w kolejnej objadają się pizzą i tak samo żywiołowo, jak wcześniej prowadzili dyskusje o religii, rozmawiają o zespołach muzycznych i sporcie. Jest w tym filmie dużo niewymuszonego, niezbudowanego na fikcji i przerysowaniu humanizmu, który nie rzuca jednoznacznych haseł, potrafi przyjrzeć się obu sytuacjom z czułością – trudnościom związanym z odpowiedzialnością nieporównywalną do żadnej innej i ostrej „opozycji”. Nikt nie jest stronniczy w tym filmie, a raczej czerpie przyjemność z obserwacji dwójki ludzi na ważnych, misyjnych stanowiskach, którzy mogą na chwilę przystanąć i wspólnie bez presji porozmyślać, bez orędzia do kamery. Jednak już za moment usłyszą znowu wymowne i symboliczne „idź do przodu” od specjalnego sprzętu liczącego kroki.
Dwóch papieży nie jest pro-katolickie, a pro-religijne, a pro-duchowe bez napaści na niczyją optykę. Nie chce nikogo do niczego przekonywać, a zasugerować, że pod sutanną jest człowiek i jednocześnie nie umniejszając wszystkich przewinień tej instytucji spuścić powietrze, by stworzyć nieordynarną komedię pokazującą zróżnicowane nastroje każdej przestrzeni. Chociaż czasami popada w prostym rym powaga, kawał, powaga, kawał, dystans, coś poruszającego, dystans, coś poruszającego, ta formuła chwilami ten film nadmiernie odchudza z ważności - fun for fun. Nikogo w ikony na ścianę, nikogo w celu rozliczenia pod ścianę. To nie znaczy nie mieć zdania, ale być słuchaczem. Dwóch papieży nim jest i zgrabnie bardzo dodaje do tego po prostu refleksje o nagości króla, ale bez rzucania prostych wyroków. Dla wspólnego porozmyślania i pośmiania.
Aktorzy nawet dobrze odegrali swoje role ,trochę przypominają oryginał .Co do filmu to pierwsze co się rzuca to jak się obydwaj wybielają ! Wszyscy winni tylko nie oni ! Czyli jak to mówią ryba psuje się od głowy . Lub jak ktoś woli to jest drabina głupich ! Wszystko co wiąże się z k.k to jedno wielkie szambo ! Katole będą uradowani z tego czegoś ?Ten film to wazeliniarstwo i nic po za tym !