Wyśniona miłość. A taką piękną córkę urodziłam - surowy dramat, z empatią, ale bez rozczulania się nad niedokochanymi, z zacięciem społecznym. 7
Wszystko dla mojej matki to film bezwzględny w swojej szczerości, ale nieprostacki w swoim przekazie. Niewystylizowane kino o deficycie miłości i skutkach jakie to ze sobą niesie z zacięciem społecznym rozprawiające o wątpliwym charakterze resocjalizacyjnym poprawczaków i wielkich zaległościach w umiejętnościach komunikacji na różnych poziomach. Od tematu ignorancji własnej wartości, stracenia jej poczucia po ignorancje i niezagłębianie się w złożoność ludzkich emocji opiekunów takich ośrodków. Zaangażowany, surowy dramat zaniedbania niby z perspektywy jednostki, ale dotyczący o wielu więcej postaci.
Ola jest w poprawczaku w grupie dziewczyn, które nie okazują sobie czułości i wsparcia, mimo że wiele z nich doprowadziły do tego miejsca podobne historie. Patologie, niezrównoważona codzienność, brak poczucia bezpieczeństwa i deficyt bezwarunkowej miłości to cechy osób, które mogą wyrządzić ogromną krzywdę. Nie z powodu bycia jednoznacznie złymi, a po prostu skrzywdzonymi, wypaczającymi emocje lub broniącymi się. Jednak jednoznaczność systemu stygmatyzuje je, bo odcina od społeczeństwa i traktuje nie jako osoby do dialogu, pracy z psychologiem, a przestępczynie. Przyczyny ich czynów już nie są tak samo znaczące, jak po prostu czyny. Ola obsesyjnie chce dowiedzieć się, co dzieje się z jej mamą. W momencie przepustki udaje jej się trafić na kilka miesięcy do rodziny zastępczej, która mieszka nieopodal jej poprzedniego domu. Dziewczyna wierzy, jest zdeterminowana, by znaleźć ją i przekonana, że nastąpi happy end.
Małgorzata Imielska od początku dosyć mocno komunikuje się ze znaną dla niej dokumentalną formą, bo nie dyscyplinuje emocji, surowo przygląda się sytuacjom i z humanizmem patrzy na te „skazane”, nie odwraca kamery w żadnym momencie. Nie szafuje prostymi wzruszeniami i uderzeniami, a narracyjnie pokazuje intrygującą drogę po miłość z wielką niewiadomą na końcu. To przykład doszczętnego osamotnienia i dezorientacji w świecie emocji. Dziewczyny z ośrodka zubożałe o ten kompas emocjonalny nie mają się od kogo nauczyć, gdyż w ośrodku pracują ludzie poruszający się sztywno, dopasowując się do swoich obowiązków, nie traktując z żadnym poczuciem misyjności swojej pracy.
Reżyserka bardzo intrygująco zarysowała obraz małego środowiska ośrodka. Relacje między dziewczynami są burzliwe i więcej jest w nich wzajemnej kpiny, walki o dominacje, niż poczucia zrozumienia, wyobrażanego przez nas sisterhood. Zamiast tego jest doskonała znajomość bólu i unik oraz brak wiary, że można go uśmierzyć drugim człowiekiem. Każdą boli najbardziej, każda inaczej na to reaguje, wszystkie jednak są traktowane jakimś nieelastycznym szablonem ośmieszającym świadomość i poziom oraz sens istnienia domów poprawczych w naszym kraju. Teoria, a praktyka to dwa zupełnie inne światy i brak współodczuwania przez opiekunki/opiekunów sytuacji jest bardzo widoczny.
Wszystko dla mojej matki to utwór, który się nie waha, rozcina klatkę piersiową, ale nie rozczula się nad tym, tylko raczej ze smutkiem i ze złością przygląda się odpowiedzialnym za te rozprucie i poprucie oraz brak umiejętności zszycia. Diagnozuje, nie popada w skrajności, ale recepty też nie wypisuje. Stoi na twardych nogach, kiedy widza drżą. Spontaniczny, niewykalkulowany obraz, niecackający się, ale też zatroskany o deficyt empatii w ośrodkach poprawczych i uczucia na poziomie indywidualnym. Żywotnie i wiarygodnie sportretowane. Może nie każdy musi mieć matkę? Wyśniona miłość.
Bardzo dobry i dosyć brutalny dramat.