Pomijając pojawiającą się okresowo symulowaną wiarygodność, to wciąż fascynująca, kompulsywna podróż w stronę odkrycia prawdy – którą z pewnością zdemaskujecie z autentyczną przyjemnością. 6
Piątek był dniem premierowym drugiego polskiego serialu zrealizowanego dla platformy streamingowego giganta, będącego kolejnym obok brytyjskiego "The Stranger" i hiszpańskiego "El Inocente" efektem współpracy z uznanym pisarzem kryminałów Harlanem Cobenem. Po podpisaniu lukratywnej umowy na ekranizację czternastu książek, Netfliks poszukiwał autorskich historii na tyle uniwersalnych i elastycznych, aby przekonwertować je na różnorodne warunki lokalne. W ten oto sposób akcja, która pierwotnie rozgrywała się w New Jersey, została osadzona na rodzimym mazowieckim gruncie. "W głębi lasu", książka mocno zakorzeniona w amerykańskiej rzeczywistości, nabrała polskiego charakteru, ukazując koloryt tutejszych realiów lat 90. oraz ciężar doświadczeń zamierzchłych czasów. Zamiast konfliktom na tle rasowym przygląda się problematyce klasowych kontrastów, a także podwalinom antysemityzmu, mocno zakorzenionego w naszym środowisku. Jest to jednak wizja lokalna na tyle czytelna, że nie powinna sprawiać problemów interpretacyjnych w żadnym z zakątków świata. Motyw siły traumatycznej przeszłości zaintryguje każdego wielbiciela kryminałów Nordic-noir. Piszę to z wielką ulgą!
Za reżyserię 6-odcinkowego miniserialu odpowiadają znakomici polscy artyści tacy jak Leszek Dawid ("Jesteś Bogiem") oraz Bartosz Konopka (nominowany do Oscara "Królik po berlińsku"). Na planie wspierała ich producentka "Ukrytej gry" oraz sam autor książki. Ekipa aktorska na czele z Damięckim, Grochowską, Komanem, Ferencym, Kolak, Jakubikiem, Głowackim, Skibińską oraz świetnie zapowiadającym się narybkiem Hubertem Miłkowskim, Wiktorią Filus i Adamem Wietrzyńskim, jest castingowym strzałem w dziesiątkę. Ich gra jest zadziwiająco ekspresyjna, ale przy tym wyważona i utrzymana w reżyserskich ryzach. Ten, kto jednak najmocniej wpływa na jakość produkcji, to przepuszczający twórcze wizję przez obiektyw kamery Paweł Flis. Jego intrygujące zdjęcia emitują aurę tajemniczości, ale i nostalgii, fascynując nas estetyką i klimatem najntisów, które w naszym kraju wybrzmiały na swój własny, daleki od motywów utartych przez ogólnoświatową popkulture sposób. Przypomnimy sobie kultowe walkmany, aparaty na klisze, kasety magnetofonowe, kolorowe plecionki, poczujemy smak słodkiej oranżady oraz wsłuchamy się w playlistę pełną muzycznych hymnów lat minionych z "Konstytucją" Lecha Janerki na czele. Poszczególne kadry wraz ze ścieżką dźwiękową tworzą doskonale zgraną kompozycję, prezentując przyzwoity poziom, scenograficznie i kostiumowo dopieszczony do granic możliwości.
W opisie fabuły nie można zawrzeć zbyt wiele, ze względu na narażoną na spoilery zawiłość i garść fałszywych tropów, które mają nam do zaoferowania twórcy. Akcja "W głębi lasu" podzielona została na dwie równoległe płaszczyzny czasowe. Pierwsza z nich pełni rolę wspomnienia wakacyjnego obozu dla młodzieży, który odbył się w 1994 roku. Pełna dobrej zabawy, nawiązywania nowych przyjaźni i pierwszych miłości, beztroska zostaje przerwana tragicznym wydarzeniem z udziałem czwórki nastolatków, w tym siostry opiekuna obozu Pawła Kopińskiego (Grzegorz Damięcki). Druga przenosi nas 25 lat później na warszawskie ulice i pokazuje skutki przeżytej w młodości traumy, z którą zmagają się bohaterowie. Jednym z nich jest właśnie Paweł, który obejmuje stanowisko wziętego i szanowanego prokuratora. Pewnego dnia w jego biurze pojawia się śledczy, prosząc go o identyfikację zwłok tajemniczego mężczyzny. Po krótkich oględzinach w kostnicy Paweł odkrywa, że ciało należy do mężczyzny, który oficjalnie zaginął tej samej nocy, co jego siostra.
Charakterologia bohaterów jest dość powierzchowna – ciężko rozgryźć, co tak naprawdę czują w głębi serca. Wielu rzeczy musimy się domyślać, choć fakt, że przeżyli prawdziwe piekło, którego skutki odczuwają po dziś dzień jest niepodważalny. Wydarzenia z 1994 napiętnowały ich do tego stopnia, że ich cień ciągnie się za nimi w niemalże każdej dziedzinie życia. Upalne lato nad jeziorem to właściwie ostatnie radosne chwile, jakich doświadczyli, kontrastujące z ponurą i chłodną teraźniejszością, w której trauma zdążyła skutecznie rozwinąć swoje skrzydła. Smutne oczy bohaterów mówią wszystko o tym, czym stał się dla nich świat. Można by pokusić się o stwierdzenie, że w rzeczywistości nikt w pełni nie powrócił z głębi lasu. Przy tym natłoku dramatyzmu serialowi udało się uchronić przed nutą fałszu i nachalności, przede wszystkim dzięki aktorom, którzy niosą na barkach ciężar historii – ciężar, który wiarygodnie maluje się na ich twarzach.
O ile serial ma w zanadrzu zgrabnie i zawile poprowadzony wątek zagadki kryminalnej, o tyle konwencje, z jakich korzystają twórcy nie są specjalnie oryginalne. Rzekłabym, że mamy tu do czynienia z ostrożnym podejściem do tematu, zrealizowanym na stabilnym, sprawdzonym gruncie, bez twórczych eksperymentów. Scenariusz chwilami dość nadgorliwie stara się łączyć elementy kryminału, dramatu sądowego, romansu i rodzinnej tragedii. W gruncie rzeczy jest to klasyczna opowieść o utracie niewinności, odkupieniu win i niszczącym wpływie bolesnej przeszłości, okraszona społeczno – politycznym komentarzem, krytyką zaniedbań wymiaru sprawiedliwości, niezależności mediów i brutalności policji. Pomimo, że mamy do czynienia z miniserialem musi minąć trochę czasu zanim intryga zacznie nas w pełni angażować. Ze względu na mnogość wątków i postaci, która niekiedy wybija narrację z rytmu, podczas seansu musimy uzbroić się w cierpliwość, ale i czujność. Podczas osobistego śledztwa natkniemy się również na kilka fabularnych dziur i motywów o wątpliwej logice, jednak pomijając pojawiającą się okresowo symulowaną wiarygodność, to wciąż fascynująca, kompulsywna podróż w stronę odkrycia prawdy – którą z pewnością zdemaskujecie z autentyczną przyjemnością.
Byłoby więcej gwiazdek gdyby lepiej przełożyli realia sprawy na Polskę (np. "firma" prokuratorska wygląda jak kancelaria). Damięcki raz lepiej raz gorzej.