Film przedstawia historię uroczej, katolickiej nastolatki (Natalia Dyer), która przypadkiem odkrywa masturbację. Wszystko podczas niewinnego czatu, który nieoczekiwanie przeradza się w niebywale pikantną rozmowę.
Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Czy Bóg istnieje? Na pewno istnieje pożądanie i podniecenie. Powoli i umiejętnie, bez histerii dociera do pewnych miejsc w przenośni i dosłownie. 6

Kino komunikujące się z tematem stygmatyzacji kobiet, które chcą doświadczać przyjemności cielesnych i nie być z tego powodu etykietowane w systemie patriarchalnym pojawia się coraz częściej i gęściej. Tym razem w (Seks to nie grzech) Seks to nie grzech (2019) (f953667) mamy to rozdanie podane w formie delikatnego kina coming of age, bez wyzwalającego nastroju co prawda, gdzie cofamy się trochę w czasie i prezentuje się nam blokady, niewiedzę oraz naturalne zainteresowania. Te całe wątpliwości wieku nastoletniego, ale nie na wyłączność wcale są pokazane bez wielkiego dramatu i super nie gubiąc konsekwentnego nastroju i głównej bohaterki z oka, ale też niestety mało wnikliwie i chwilami zbyt nieinwazyjnie przelatuje przez palce wątek szantażu karą boską i skali szkodliwości religii, która odseparowuje młodych ludzi od indywidualnego myślenia, doświadczania i jakże ważnej dla przyjemności i zdrowia edukacji seksualnej. Seks nie jest karą i nie jest tylko do prokreacji, ma też wiele innych konotacji, nie tylko dla mężczyzn! Powoli rozbierająca się i docierająca do pewnych miejsc dosłownie i w przenośni historia ucieczki od wpisanego w kobiecy życiorys od narodzin poczucia wstydu.

Alice uczęszcza do konserwatywnej, katolickiej szkoły, gdzie za kilka centymetrów zbyt krótkiej, według standardów placówki, spódniczki można dostać wezwanie do dyrektora. Od początku nie ma żadnej narracji pokazującej wątpliwości uczniów należących do tej szkoły, którzy albo z nawyku albo w pełni świadomie są oddani życiu dla Boga i od Boga. Nasza bohaterka ulega jednej z plotek dotyczących jej osobistego życia, którego znaczenia nawet sama nie rozumie, gdyż erotyka jest dla niej, jak dla większości osób w tej szkole kompletnie wypierana i nieznacząca. Jednak Alice z czasem zacznie czuć poprzez przypadkową sytuację na czasie uczucie, jakim jest podniecenie i pożądanie. Nie wie co zrobić z tymi emocjami, a tak otwarta wobec niej grupa ludzi, z którą wyjeżdża na obóz katolicki, raczej każe, niż wysłuchuje ze zrozumieniem. Alice wie, że nie jest w tym odosobniona, ale czuję się osamotniona.

Seks to nie grzech dobrze się prowadzi, nie popadając w wielką rozpustę i skrajności, ale też nie kończąc opowiadania o zainteresowaniu doświadczeniami seksualnymi tylko rumieńcami i całusem w policzek. Pokazuje powoli i pozostając wierny bohaterce i okolicznościom, a nie nadbudowując wykalkulowaną z premedytacją atmosferę, stanięcie niemalże „pomiędzy Bogiem, a prawdą”. Film celnie pokazuje bez teen dramy, ale uruchamiając w wielu z nas nutę nostalgii i słusznie drażniące „też, to czułam i też wmawiano Mi, że to nie w porządku albo ze mną w ogóle nie rozmawiano”. Pokazany jest tutaj skutecznie właśnie ten brak dialogu, a tylko jakieś zbiorowe, sztuczne i wymuszone ćwiczenia symulujące wielki humanizm, a tak naprawdę automatycznie powtarzane formułki religijne.

Ten filmowy, ale jednak epizod, bo często zbyt przezroczysty i oczywisty, dobrze akurat pokazuje prawa młodości i nienasycenia, które stają w kontrze z kościołem i religią, która to zaburza i szkodzi, ale nie ma wśród uczestników ani wielkich wyrzutów sumienia ani też wielkiej rewolucji i przewrotu, tylko poczucie dezorientacji na wielu poziomach. To jest czas definiowania siebie i ilość pewników jest tak mała, że poddawać pod wątpliwość religię, w której było się wychowywanym od dziecka też nie jest błyskawicznym manewrem. Ten moment zawahania, a jednocześnie ciekawości swojego ciała i drugiej osoby jest realistyczny i zabawny, tak bardzo uczestnicząco, złapany od środka, a nie obok przez dorosłego wszechwiedzącego i krytycznego.

Seks to nie grzech, to kino, które opowiada tak znormalizowanym językiem, bez histerii o wsłuchiwaniu się w swoje potrzeby, bez żadnej ideologii widocznej z kosmosu, że można im tego pozazdrościć. Nie wyważa otwartych drzwi, a jednak pokazuje, że niezależnie od czasu, ten wstyd dalej na jakimś poziomie determinuje nasze życie, a niby, nic co ludzkie nie jest nam obce… i nie powinno być oceniane. Dopiero tam gdzie komuś zaczyna się dziać krzywda, kończy się wolność. Śmiało, poznawajmy swoje ciało.

Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 1
Bejtmen 7

Spore pozytywne zaskoczenie. Raz, że to przyjemna i zabawna komedia o inicjacji. Dwa, że z niezłym wyczuciem dotyka burzliwej kwestii w środowiskach. Dyer super

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…