Tylko Monteiro mógł nakręcić komedię, dla której punktem wyjścia jest Strindbergowskie "Inferno", będące zapisem załamania nerwowego autora. W erudycyjnym, błyskotliwym, najbardziej wymagającym spośród filmów Portugalczyka oglądamy go w podwójnej roli szefa trupy teatralnej, uwikłanego w bosko-diabelską walkę z aktorem grającym Lucyfera (
Hugues Quester), podczas gdy on sam gra tu Boga. Filozoficzno-duchowe potyczki trwają także poza sceną - do czasu gdy do akcji wkracza Henrique (Pierre Clémenti), emerytowany wilk morski, zmierzający właśnie ku biegunowi północnemu. Pragnie on ujrzeć, jak po lodowym pustkowiu wędruje samotnie swoim słynnym, złamanym krokiem jego idol z dzieciństwa - John Wayne (ów obraz, jak głosi legenda, pochodzi ze snu francuskiego krytyka Serge'a Daneya). Badające powinowactwa kina i teatru "Biodra…" stanowią serię podszytych sarkastycznym humorem scen, niespiesznie płynących dialogów i momentów czystego surrealizmu, którym patronują poza Strindbergiem także Pasolini, Breton i portugalski poeta de Pascoaes.