Filmy non-camera

Przeszukaj katalog

Zestawienie najlepszych i najpopularniejszych filmów w których występuje non-camera. Zobacz zwiastuny, oceny, oraz dowiedz się kto reżyserował i jacy aktorzy występowali w tych filmach.

Cykl Polskich Kronik Non-Camerowych, których ostatecznie powstało 12, to ironiczna odpowiedź Juliana Antonisza na niedogodności czasów PRL-u. Filmy tworzone, jak sugeruje tytuł, bez użycia kamery i wzorem kronik o najnowszych wydarzeniach z kraju i ze świata, połączyły w wyjątkowej formie absurdalny humor z ciekawą estetyką płynnych kadrów i kolorów. Obrazy malowane bezpośrednio na taśmie zmieniają się w pulsującym rytmie; twarze, budynki, przedmioty nabierają witalności. W tym pastiszu trudno doszukać się nadrzędnej narracji, prezentuje raczej wycinki rzeczywistości i wydarzenia, które zostają zjednoczone w specyficznym prześmiewczym dystansie. W pierwszej kronice znalazły się odniesienia do takich zagadnień jak gospodarka polska w kleszczach kryla, wytrysk ropy w Karlinie, tajemnica U-25 rozszyfrowana, sensacyjno-secesyjny fotoplastikon zlikwidowany, sytuacja w kosmosie...
Film namalowany i udźwiękowiony bezpośrednio na taśmie, bez użycia jakiejkolwiek kamery. Pokazuje w serii krótkich i abstrakcyjnych ujęć, co widzimy po zamknięciu oczu, oraz co słyszymy po zatkaniu uszu.
Autorska wizja „życia po życiu”. Mężczyzna, po którego przybywa śmierć z kosą, zostaje zabrany do szpitala. Przy pomocy skomplikowanej aparatury poddawany jest zabiegom reanimacyjnym. Duch mężczyzny opuszcza cielesną powłokę, wchodzi w ciemny tunel, u którego wylotu błyszczy światełko. Mężczyzna ściga je, krąży w przestrzeni kosmicznej i nagle dostrzega dwa światełka. Uszczęśliwiony pędzi na ich spotkanie i zostaje zmiażdżony przez ogromny samochód z kostuchą za kierownicą.


Film skierowany jest przede wszystkim do ludzi zaangażowanych – w animacji wykonanej bez użycia kamery Julian Antonisz diagnozuje słabą frekwencję na wydarzeniach kulturalnych. W tym pełnym ironii obrazie będącym pastiszem reportażu telewizyjnego, okazuje się, że główną winę za taki stan rzeczy ponoszą kioski. A w zasadzie ich brak. To właśnie na ścianach kiosków zawsze wisiały plakaty informujące o wydarzeniach. Niestety od czasu jak pewna kobieta przekopała tunel i kioski zostały zlikwidowane, o żadnym wydarzeniu kulturalnym nie można się znikąd dowiedzieć... Absurdalna logika następujących po sobie sekwencji, wzbogacona ciekawą muzyką i komentarzem, doskonale puentuje „uroki” okresu Polski Ludowej.
Już słoneczko świeci wysoko na niebie i świeci na ciebie, a drzewa i rośliny pulsują w rytmie przesuwającej się taśmy. Cóż to wszystko znaczy? O co tutaj chodzi? Na te pytanie nie odpowie – jak chciałby narrator – ani profesor, ani dyrektor, co żyje i tyje. Przepływające obrazy w tle – jak dobrze sugeruje tytuł – dziadowskiej ballady, nie wiążą się w żaden logiczny ciąg. Dziadowski blues to wizja świata pod wpływem alkoholu: „Piję, piję wódkę i nic nie rozumiem, wszystko mi się kiwa, na ziemię się sunę”. W dalszych wersach owej smętnej piosenki wybrzmi jeszcze smutne zakończenie: „ale mnie już nie ma…”
Zgodnie z tym, co sugeruje tytuł film Juliana Antonisza to oryginalna interpretacja pierwszej księgi „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Jak można się spodziewać po dziesięciominutowej noncamerowej formie, stanowi ona raczej pewnego rodzaju impresję obrazów i wycinek historii, niż klasyczną opowieść o ostatnim zajeździe na Litwie… Na taśmie filmowej pojawiają się znane Mickiewiczowskie postaci i sceny w sielsko-anielskiej atmosferze, ale zdecydowanie nie stylistyce. W tle słyszymy znane wersy trzynastozgłoskowca czytanego przez dziecięcego narratora. „Pan Tadeusz” w wersji Antonisza pokazuje uczniom, że lektury szkolne można odczytywać na zupełnie nowe sposoby, a fanom i wielbicielom animacji dostarcza ciekawych przeżyć wizualnych.
O jaką katastrofę chodzi? W kadrach pojawiają się różne obrazy: jak zawsze wszechobecne słoneczko, oczy tętniące w rytm niepokojącej muzyki, tłumy ludzi w oczekiwaniu na jakieś wydarzenie, są też zbliżenia na detale – poruszające się ludzkie nogi (pani w szpilkach i pan w mokasynach). Katastrofa nie następuje, ale za to do filmu wkrada się element dystansu; przez chwilę w pierwszych i ostatnich ujęciach możemy zobaczyć materię twórczą – samą taśmę. Na przeźroczystym celuloidzie powtarzalne rysunki zdają się ciągnąć w nieskończoność. Każdy z nich musiał być naniesiony osobno, od nowa, bezpośrednio na taśmie. Kilkuminutowy film zyskuje inny wymiar czasu.
Film animowany, stworzony bez użycia kamery, poprzez bezpośrednie malowanie na taśmie filmowej, także muzyka jest wydrapana na ścieżce dźwiękowej. Na tle dymiących kominów widzimy liście z trupią czaszką – nawiązanie do konieczności ochrony środowiska.
Słowa kluczowe

Proszę czekać…