WYWIAD: Piotr Żurawski i Bartłomiej Świderski o Kamperze 0

Kamper to obraz młodych, zagubionych ludzi, którzy muszą wkroczyć w dorosłość i podjąć samodzielne decyzje. Łukasz Grzegorzek chciał opowiedzieć o świecie, jaki widzi wokół siebie. Do swojego projektu zaangażował Piotra Żurawskiego i debiutującego przed kamerą Bartłomieja Świderskiego. Aktorzy opowiedzieli nam o pracy na planie i swoim podejściu do rzeczywistości Kampera.

Łukasz Grzegorzek jest debiutantem, który nie ma filmowego doświadczenia. Co Was przekonało, żeby zaangażować się w ten projekt?

Piotr Żurawski: Odezwała się do mnie Marta Nieradkiewicz, z którą dobrze znam się z teatru. Bardzo ją cenię, więc wiedziałem, że jeśli jest zainteresowana tym projektem, to będzie coś dobrego i gustownego.

Bartłomiej Świderski: Przyjaźnię się od wielu lat z Łukaszem. W naturalny sposób pracowałem przy jego fabularnym debiucie. Na początku byłem producentem kreatywnym i drugim reżyserem: wspólnie pracowaliśmy nad scenami. Jak Łukasz zaproponował mi, żebym również zagrał małą rolę, to zgodziłem się z ciekawości. Do końca nie wiedziałem, na co. To było silne doświadczenie i nowa rzecz w moim życiu.

Masz wcześniejsze doświadczenia jako reżyser i producent. Jak czułeś się po drugiej stronie kamery?

B.Ś.: Byłem totalnie przerażony. Strach to była emocja, która towarzyszyła mi przez czas trwania zdjęć. Jednak zbliżyłem się z Piotrkiem, zadzierzgnęła przyjaźń, dzięki czemu to było również wspaniałe doświadczenie.
Scenariusz „Kampera” był precyzyjnie przygotowany, czy mieliście szanse improwizowania?
(śmiech)

P.Ż.: Scenariusz był bardzo dobrze napisany, ale do samego końca zmieniany. Improwizacja stanowiła dużą część filmu. Choć jest jej sporo, to płynnie przechodzi w napisane sceny. Zdarzało się, że Łukasz przynosił nową wersję tuż przed ujęciem. To powodowało dużo zgrzytów między nami.

B.Ś.: W tym szaleństwie była metoda. Łukasz, jak na kogoś, kto robi pierwszy raz film, miał bardzo dobrze przemyślaną i skuteczną metodę pracy.

Przez zmiany wprowadzane na bieżąco postacie zaczęły żyć własnym życiem?

P.Ż.: Strasznie dużo dawaliśmy od siebie. Czasami pojawiały głupie pomysły, które okazywały się pasować w scenie. Kiedyś Nicholas Ray powiedział, że jeśli zamierzasz nakręcić tylko scenariusz, to po co robić film. Wszystko jest przecież zapisane. Łukasz wprowadzał tę dewizę w życie. Patrzył, co się dzieje i reagował.

B.Ś.: Mieliśmy naprawdę dobrą bazę wypadową i dzięki niej odkryliśmy ciekawe miejsca.

Co było dla Was najtrudniejsze w pracy przy „Kamperze”?

P.Ż.: Łukasz mnie strasznie denerwował w trakcie zdjęć.

B.Ś.: Najtrudniejsze było słuchać ich kłótni.

P.Ż.: Strasznie się kłóciliśmy. Raz prawie doszło do rękoczynów, ale tak też bywa w pracy. Jak wszystko idzie gładko, to jest dla mnie podejrzane. Obaj walczyliśmy o coś, szczególnie że Łukasz założył, że mam być nie tylko aktorem, ale też współtwórcą, który bierze za film odpowiedzialność.

Opowiadacie o zagubieniu trzydziestolatków, którzy nie do końca potrafią dorosnąć. Są nieporadni w podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji. Czy „Kamper” może być analizą tego pokolenia?

B.Ś.: Absolutnie nie było naszym zamierzeniem, aby opowiedzieć i opisać wszystkich. Chcieliśmy przedstawić precyzyjną historię. Taką, która była dla nas bliska. Jeżeli w efekcie okaże się, że komunikujemy się z innymi, że inni czują tak, jak my, mają podobne doświadczenia, to będzie wspaniale. Teraz ci, którzy czytali scenariusz albo oglądali film, mówią: „story of my life”. Myślę, że to siła tego tekstu. Łatwo się w nim odnaleźć.

P.Ż.: Nie czuję się częścią tego zagubionego pokolenia. Po przeczytaniu scenariusza wiedziałem, o co chodzi na płaszczyźnie doświadczeń damsko-męskich. Natomiast nie gram w gry komputerowe. Przed zdjęciami przeszedłem jeden tytuł na Playstation.

Wciągnąłeś się?

P.Ż.: Nie.

B.Ś.: W przygotowaniach do roli nie myślałem o sobie jako aktorze, ale jak o drugim reżyserze. Przygotowania wyglądały tak, że Łukasz zapraszał Piotrka i mnie do siebie. Siedzieliśmy na kanapie, która potem zagrała w filmie, i graliśmy. Często scenografia filmowa powstawała naturalnie. Na stoliku leżały pozostałości wcześniejszej imprezy. Na tych spotkaniach graliśmy w gry, kłóciliśmy się, ćwiczyliśmy sceny.

Kamper jest graczem, unika konfrontacji. Czy to gry pozwalają mu uciec od odpowiedzialności?

B.Ś.: Czym jest gra? To wykreowana rzeczywistość, w której są jakieś reguły. Ma się na nią wpływ i złudzenie kontroli. Tylko to nie jest prawdziwe życie. Kamper to gość, który nie żyje, tylko gra. Chcieliśmy pokazać gry jako część życia. Jesteśmy z Łukaszem graczami. Graliśmy ze wszystkimi aktorami, którzy przychodzili na castingi i w ten sprawdzaliśmy, czy się rozumiemy. Piotrek nie jest graczem, ale wkręcał się w te emocje.

Łukasz mówił, że problemem bohaterów jest lekkość życia.

P.Ż.: Nie niesiemy garbu na plecach, który nieśli nasi dziadkowie. Chociaż ja nie pokusiłbym się o taką analizę, bo czuję go na plecach. (śmiech Bartka) Oni się ze mnie śmieją, że jestem burym gościem. Nigdy nie potrafię się z czegoś cieszyć tak na 100% i trochę mają w tym rację.

Trudniej podjąć decyzję, jak mamy więcej rzeczy do wyboru?

P.Ż.: Paradoksalnie tak.

B.Ś.: To błogosławieństwo tych czasów. Wracając do metafory gier, świat przestał być zero jedynkowy. To jest wspaniałe, choć bardzo trudne.

Twój bohater jest dobrym duchem i głosem sumienia dla Kampera?

B.Ś.: Nie wiem tego… Wydaje mi się, że Carlos był buforem dla Kampera. Między nim a szarą rzeczywistością.

P.Ż.: Bartek został doskonale obsadzony przez Łukasza. Na planie był dla mnie kimś takim, jak Carlos dla Kampera. Gdyby nie Bartek, pewnego dnia udusiłbym Łukasza. Bartek oferował pomoc duchową, brał mnie na bok, żebym ochłonął.

Kamper na samym końcu – według Was – robi krok do przodu czy się cofa?

P.Ż.: Może i tak, i tak…

B.Ś.: Mój ulubiony film to „Absolwent”. Na końcu jest taka scena, kiedy Dustin Hoffman wykradł Elaine z wesela. Wszystko się udało, bohaterowie siedzą w autobusie i wtedy reżyser zostaje z tą parą. Widać ich twarze, na których maluje się najpierw trochę radości, a potem totalne przerażenie. Zaczyna się moment, kiedy trzeba zacząć żyć samemu. W naszym filmie końcowa scena, zagrana wspaniale przez Piotrka, pokazuje zbliżenie Kampera. Trudno powiedzieć ,czy on się cieszy, czy boi. Wydaje mi się, że jest w lepszym miejscu niż na początku filmu.

Odrobił lekcję i wyciągnie wnioski.

B.Ś.: Podjął pierwszą świadomą i odpowiedzialną decyzję.

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…