Jako redaktor zajmuję się głównie kinem polskim i europejskim. Rodzime produkcje coraz częściej zasługują na promocję, choć nie mają takich "łokci" jak hollywoodzka maszyna. Rzucam więc do walki wszystkie swoje klawiatury i spróbuję to zmienić ;) Prywatnie jestem filmożercą, ale umiarkowanym kinomaniakiem (nie znoszę zapachu popcornu, gdyby nie on, zdecydowanie częściej chodziłbym do kina). W zamian buduję własne kino, gdzie zgromadziłem już ok. 5 tys. pozycji, w tym tysiąc polskich. Na fdb.pl od wiosny 2007 r.

Komuna - koniec wspólnoty ma tu więcej niż jedno znaczenie 1

Komuna to najnowszy film Thomasa Vinterberga, jednego z najważniejszych duńskich reżyserów, który sam spędził dzieciństwo z rodzicami w hipisowskiej wspólnocie, dzięki czemu w swoim filmie z autobiograficzną przenikliwością obserwuje swoich bohaterów i sytuacje, w jakich się znajdują.

Kadr z filmu Komuna, fot. Christian Geisnaes.

Thomas Vinterberg jest najważniejszym – obok Larsa von Triera – duńskim reżyserem, twórcą m.in. Festen, Z dala od zgiełku oraz nominowanego do Oscara Polowania. W Komunie – jego najnowszym filmie – w roli głównej wystąpiła Trine Dyrholm, największa gwiazda duńskiego kina, nagrodzona za najlepszą rolę kobiecą na ostatnim festiwalu w Berlinie, znana z pamiętnych ról w filmach Susanne Bier (Wesele w Sorrento, W lepszym świecie). Partneruje jej duński aktor znany także z wielu amerykańskich produkcji, Ulrich Thomsen. Każdy fan serialu Banshee rozpozna w nim bez trudu Kaia Proctora.

Anna (Trine Dyrholm) ma dość mieszczańskiego życia. Namawia męża, Erika (Ulrich Thomsen) na eksperyment: zerwanie z nudnym, ustatkowanym życiem i konserwatyzmem epoki. Wspólnie postanawiają stworzyć hipisowską komunę w wielkiej willi, która nieoczekiwanie przypadła im w spadku. Wraz z Anną i jej rodziną zostajemy zaproszeni do życia we wspólnocie, której członkowie razem się budzą i zasypiają, wspólnie gotują, jedzą i powierzają sobie sekrety. Jednak przyjaźń, miłość i tolerancja żyjącej pod jednym dachem grupy zostaje wystawiona na próbę, kiedy Erik zwierza się żonie ze swoich planów. Chciałby, aby do komuny dołączyła znacznie młodsza dziewczyna, w której się zakochał.

Trine Dyrholm i Ulrich Thomsen w filmie Komuna, fot. Ola Kjelbye.

Vinterberg sam spędził dzieciństwo z rodzicami w hipisowskiej wspólnocie, dzięki czemu w Komunie z autobiograficzną przenikliwością obserwuje swoich bohaterów i sytuacje, w jakich się znajdują.

To był szalony, ciepły, fantastyczny czas, w którym otaczały mnie genitalia, piwo, poważne akademickie dyskusje, miłość i osobiste tragedie. Kiedy byłem dzieckiem, każdy dzień wydawał mi się jak z bajki. Zwyczajne wyjście z sypialni dostarczało rozmaitych doświadczeń, których źródłem byli inni mieszkańcy i ich dziwactwa. Patrząc na ten czas z dystansu mogę powiedzieć, że był to okres najwspanialszych wspomnień i absurdalnych momentów. Dom stawał się na przykład jednym z kręgów piekielnych na przynajmniej pięć dni w miesiącu, kiedy silne i rządzące nim kobiety dostawały okresu, który wszystkie miały zsynchronizowany.

zdradził sam reżyser

Scena z filmu Komuna, fot. Ola Kjelbye.

Vinterberg zawarł w swoim filmie sporo takich smaczków, których sam był świadkiem. Prześledźmy co o Komunie sądzą ci, którzy film już mieli okazję obejrzeć, w tym moja redakcyjna koleżanka Bernadetta Trusewicz, która w recenzji pisze tak:

Thomas Vinterberg z wielką ciekawością, na przykładzie kilku świetnie zbudowanych życiorysów, pokazuje przewrotność wolności. Nic tak w pewnym momencie nie zaczyna ograniczać jak nieograniczenie. I tę słodko-gorzką prawdę twórca referuje nam bez nadmiernej pewności siebie, czy demiurgicznej maniery, a z ciepłem i ramieniem, na którym pozwala położyć głowę. Według niego ta ma prawo czasami się przegrzać i zadymić. A deficyt bodźców może się zamienić w ich nadmiar z konsekwencjami… na szczęście odwracalnymi.

Całą recenzję możecie przeczytać klikając (tutaj) – zapewniam, że warto. Inne głosy prasy donoszą:

Komuna zachwyca tym, że subtelnie i intymnie opowiada o problemach, które w życiu każdego z nas wywołałyby trzęsienie ziemi. Vinterberg ukazuje ludzi walczących o własne szczęście, ale także takich, którzy nie radzą sobie z tym, gdy szczęście odchodzi. Wspaniałe, wzruszające dzieło duńskiego reżysera to najlepsza propozycja z tegorocznego konkursu Berlinale.

Film.org.pl

Nie wiem jak Was, ale mnie już choćby te dwie opinie przekonują do postawienia w ciemno na Vinterberga – to akurat, przynajmniej do tej pory, jeden z nielicznych reżyserów, który swoimi filmami nie schodzi poniżej pewnego poziomu. A jakie to jednak trudne, wiedzą nawet najwięksi twórcy, którym się "udało" zaliczyć wpadkę – tym bardziej, że niektórzy na jednej nie poprzestali.

No to na koniec jeszcze jedno słowo od reżysera:

Główna część historii rozgrywa się w komunie w okolicach roku 1975. Jej wyjątkowi i zabawni członkowie pełnią rolę chóru z antycznej tragedii. Są też olbrzymią i pełną uczuć rodziną, którą, mam nadzieję, nauczymy się kochać. Ale jest tu też miejsce na intymniejszą historię miłosną. Historię, która zakończy wspólny sen komuny i przyniesie kres wieloletnim relacjom. Koniec wspólnoty ma tu więcej niż jedno znaczenie.

Komuna w polskich kinach zagości już 19 sierpnia 2016 roku, a w oczekiwaniu na tę datę zobaczmy zwiastun:

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…