Recenzja: Obcy Przymierze - oczami fana scfi 2
Pamiętam ten dzień i to uczucie kiedy pierwszy raz obejrzałam film Obcy- 8 pasażer Nostromo, świat który pokazał mi tu Ridley Scott totalnie mnie wchłonął. Scenografia, zdjęcia, sam wizerunek Obcego – w pewien sposób mnie to zachwyciło było to dla mnie coś nowatorskiego, unikatowego, a zarazem bardzo pobudzającego moją wyobraźnię. Seria Obcy sprawiła, że stałam się maniakiem filmów science fiction i zaczęłam je pochłaniać w dużych ilościach z różnym skutkiem aczkolwiek zawsze z uśmiechem na twarzy. Nikt chyba nie zaprzeczy, że Obcy – 8 pasażer Nostromo to klasyk gatunku i trudno się temu dziwić. Parę lat wstecz Ridley postanowił sobie powrócić do tej historii filmem Prometeusz. Był on bardzo oczekiwany, ale oczekiwaniom niestety nie sprostał. Reżyser jednak wyciągnął konstruktywne wnioski z krytyki poprzedniego dzieła i tak swoim nowym obrazem Obcy: Przymierze powraca w wielkim stylu, prezentując podobny znany już nam specyficzny klimat serii, który uwielbiamy.
Na początku zostaje nam przedstawiona załoga statku "Przymierze", która ma zasiedlić nową planetę i stworzyć tam kolonię. Pierwsze minuty filmu i już zaczynamy przygryzać wargi gdyż dochodzi do awarii, statek zostaje uszkodzony, kapitan statku umiera, a jeden z członków wyprawy odbiera dziwny sygnał z innej planety niż ta docelowa. Wszyscy zastanawiają się nad tym czy wybrać się tam czy lecieć do ustalonego celu. Ciekawość jednak wygrywa i prawie jednogłośnie zostaje ustalona decyzja o odwiedzeniu potencjalnego nowego domu, a zarazem źródła nadawanej wiadomości. I jak się okaże, ta ciekawość będzie pierwszym stopniem do piekła. Napięcie nie maleje, po dotarciu w nowe miejsce nasi bohaterowie szybko odkrywają, że nie jest ono rajem. Dwoje ludzi zostaje zainfekowanych wirusem, z nich wydostaje się w wiadomo jaki, dość brutalny sposób obca forma życia, która oczywiście błyskawicznie atakuje naszych badaczy. Scena po scenie ocieka krwią, z ekranu wylewa się wszechogarniająca panika, groza i przerażenie. Ginie już czwórka osób, a garstka ocalałych musi walczyć o przetrwanie na nieprzyjaznym terenie. Z pomocą przychodzi im David ( Michael Fassbender ) android znany już nam wcześniej z Prometeusza, który tak naprawdę tylko gra ich przyjaciela i skrywa przerażającą tajemnicę. Mocnym atutem filmu jest właśnie to napięcie, zastanawianie się kto teraz będzie miał pecha i zginie, a wszystko to polane klaustrofobicznym klimatem i hektolitrami krwi i momentami prawdziwą jatką. Fassbender to aktor z mrocznym magnetyzmem i aurą tajemniczości, tutaj w podwójnej roli: ze swoim chłodnym spojrzeniem i nad wyraz spokojnym wyrazem twarzy jak zwykle przykuwa najbardziej naszą uwagę. Jako David – piekielnie inteligentny, zimny i wyrachowany fanatyk z misją, jako Walter – wierny, wzbudzający zaufanie, niewinny prawie jak dziecko. Będziemy także świadkami dwuznacznego pocałunku tych dwóch maszyn. Dość dobrze wykreowała swoją postać Katherine Waterston jako Daniels, nie jest to może kreacja pokroju Sigourney Weaver jako Ellen Ripley, ale ta kobieta też potrafi dokopać Obcemu i przyjemnie się na nią patrzy. Billy Crudup jako Oram gra na przyzwoitym poziomie, ale ten bohater nie ma w sobie nic wyróżniającego.
Scenariusz jest spójny i o wiele lepiej napisany niż w poprzednim filmie – pozwala nam poznać dalsze losy Davida i doktor Shaw, bardziej wczuć się w rozterki i w to co przeżywa załoga. Dzięki temu postacie już nie rażą w oczy brakiem logicznego zachowania jak w poprzedniej części. Jak zwykle zostają postawione filozoficzne pytania: skąd pochodzimy?, kto nas stworzył?. Człowiek stał się stwórcą, stworzył androidy, które mogą stworzyć rasę likwidującą ludzkość. Czy rzeczywiście jesteśmy niezastąpieni jak nam się wydaje?. Czy nie lepiej zatroszczyć się o własną planetę zamiast szukać nowego domu, który może na przykład okazać się dla nas zagładą?. Czy zabawa w Boga może skończyć się dla nas tragicznie?. Te pytania rodzą się w głowie w trakcie i po oglądaniu Obcego: Przymierze. Sam tytułowy Alien mrozi krew w żyłach: jest zwinny, ma jaśniejszy kolor, próbuje stać na dwóch nogach niczym człowiek – idealna maszyna do zabijania. Maszyna, którą poniekąd stworzył i w której pokłada swoje chore nadzieje David. Końcówka filmu jest dość zaskakująca, rodzi pytania o dalsze losy ludzi jak również otwiera furtkę do rozpoczęcia nowego rozdziału tej historii. Muzyka autorstwa Jeda Kurzel'a świetnie podkreśla charakter poszczególnych scen. Zapierające dech w piersiach zdjęcia Dariusza Wolskiego pozwalają zachwycić się monumentalnością i rozmachem tego obrazu.
Obcy: Przymierze nie dorównuje jeszcze poziomem Obcy – 8 pasażer Nostromo, aczkolwiek to film bardzo dobry, który większość fanów kina science fiction będzie oglądała z wypiekami na twarzy. Mamy tu bowiem podobny klimat z elementem dreszczyku, silnie zarysowane zapadające w pamięci główne postaci i fabułę stawiającą przed nami kolejne frapujące pytania i refleksje. Dostałam to czego oczekiwałam, mam nadzieję wracać do tego filmu jak najczęściej.
Moja ocena 8/10
JESZCZE FILMU NIE WIDZIAŁEM BO, KINO DOPIERO ZA TYDZIEŃ,ALE WŁAŚNIE TAKIE OCZEKIWANIA MAM JAK TA OCENA.PRZYJEMNIE CZYTAŁO SIĘ RECENZJE,CHOCIAŻ TROCHĘ WKRADA SIĘ SPOILER.