Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: Dzika 0

Dzika ugina się pod ciężarem metafor i przenośni. Nicolette Krebitz w jednym, nieco ponad półtoragodzinnym filmie stara się przedstawić problem outsiderstwa, szowinizmu, nonkonformizmu, komercjalizmu i szeregu innych -izmów, finalnie tworząc gruboskórną (czy raczej gruboskorupkową) wydmuszkę. Dzika szokuje swoim naturalizmem, łamie tematy tabu, ocierające się o zoofilię, jednak na próżno doszukiwać się tu logicznego przesłania i klarownego sensu produkcji. To megalomańska kompilacja najciekawszych pomysłów niemieckiej twórczyni z wymuszoną i bezcelową osią fabularną.

Najnowszej produkcji Nicolette Krebitz nie można odmówić udanego romansu z popularnymi europejskimi nowofalowcami. Dzika ustanawia formalną granicę między Grecją a Rumunią, garściami czerpiąc z naleciałości lokalnych kinematografii. Ostatecznie wychodzi z tego film na tyle specyficzny, że kupią go jedynie miłośnicy kinowych eksperymentów, a i ci będą mieli problem z niektórymi fragmentami produkcji.

Ania (Lilith Stangenberg) to wycofana, służalcza pracownica korporacji, ulegająca metaforycznej fascynacji wilkiem. Krebitz łączy na tym polu antropomorfizację głównej bohaterki rodem z filmów Yorgosa Lanthimosa z oziębłą poetyką mrocznej przyrody Larsa von Triera. O ile jednak obaj panowie stanowią duet nonkonformistycznych wirtuozów zarówno fabuły, jak i obrazu, tak Krebitz tworzy toporne, kinematograficzne rymy częstochowskie. Każda scena Dzikiej popada w dualistyczną schizofrenię między figuratywnością świata przedstawionego, a abstrakcyjnym tripem w krainę symboli oraz przenośni. I nie byłoby w tym rozbiciu niczego złego, gdyby twórczyni nie zdecydowała się zawrzeć w filmie każdego problemu, nurtującego współczesną, europejską kinematografię.

Wilk to symbol niezależności głównej bohaterki, a tytułowa dzikość odnosi się w dużym stopniu do jej minimalistycznego usposobienia, godzącego we wszechogarniający trend „mieć aby być”. Zwierzę nie zadowala się mięsem kupionym w supermarkecie, przystosowane do polowania na żywe stworzenia. Jego nonkonformizm spływa na Anię, sprowadzając system wartości głównej bohaterki wyłącznie do najpierwotniejszych potrzeb. Kobieta odczuwa pociąg seksualny do zwierzęcia, czym reżyserka decyduje się wkroczyć na kontrowersyjne terytoria wspomnianych nowofalowców, wulgarnie kierując w swoją stronę światła krytycznych reflektorów.

Prócz relacji Ania-natura, film szkicuje m.in. feministyczny portret kobiety niezależnej współpracującej z emigrantkami. Azjatki mieszkające w Niemczech stanowią tu najniższy szczebel konsumpcyjnej drabiny, której szczyt ginie w chmurach korporacyjnego Olimpu.

Niemieckie kino cechuje się brakiem finezji i odrealnienia, czego znamiona doskonale widać w Dzikiej. Nicolette Krebitz unaocznia toporne metafory, z każdej sceny starając się wydobyć po sto ukrytych płaszczyzn. Niestety, co za dużo, to i kinoman nie strawi – kontent najnowszego filmu niemieckiej reżyserki śmiało rozbić można na udaną trylogię diagnozującą współczesne społeczeństwo. Jako pojedyncze dzieło, Dzika sprawdza się w kategorii periodyzacji europejskiej kinematografii XXI wieku. Krebitz pożarła swój własny ogon – stworzyła projekt nazbyt ambitny w stosunku do swojej reżyserskiej niedojrzałości.

Moja ocena: 5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…