Recenzja: Olli Mäki. Najlepszy dzień jego życia 0
Kino czerpie i podgląda przeszłość, ale niestety coraz częściej robi to skrótowo, stylizuje i przebiera coś młodego w stare ciuchy i robi się bezczelny, vintage produkt, naśladujący stare filmy. Olli Mäki. Najszczęśliwszy dzień jego życia umiejętnie inspiruje się, a nie tylko robi czarno-białe, zmanierowane kino, pełne symulanctwa. Jest cierpliwym, szalenie inteligentnym love story, które w ogóle ucieka od tendencyjnego podejścia do tematu miłości w kinie i pięknie łączy refleksje o wyborach, presji i ma na opowiadanie o tym dużo pomysłów -prawdziwy lewy sierpowy/sercowy.
Olli Maki to zdolny bokser. Ma wystąpić w walce w wadze piórkowej, trener mu nie odpuszcza, jest zdeterminowany, nawet bardziej od samego zawodnika. Ten z czasem zaczyna odczuwać presję. Nie może skupić się przed walką, a na dodatek pojawia się telewizja, która będzie śledziła jego każdy krok i dokumentowała „przyszłego zwycięzce”. Myślenie, że nie może przegrać, wcale mu nie pomaga. W tym całym zamieszaniu męskiego świata interesów i sportu, jest ona – Raija. Zakochani w sobie, mają dużo przeszkód, gdyż według trenera to nie czas na miłość i ta go tylko rozproszy przed najważniejszą walką jego życia. Tutaj się pojawia pytanie, czy przypadkiem nasz bohater zamiast silnych pięści nie ma miękkiego serca i czy zamiast kariery, nie woli być z ukochaną. To drugie go uszczęśliwia o wiele bardziej.
Finlandzki reżyser Juho Kuosmanen, z pełnym niuansów i treści między słowami, realizmem, tworzy kino wyborów, w rytmie Samotności długodystansowca z naturalizmem Francuskiej Nowej Fali. Gdzieś zderza ze sobą uzbrojony w wrażliwość, kino buntu z kinem nowofalowym, co daje efekt wybuchu doskonale wyważonego i metaforycznego kina. Przypomina widzowi o narracji, o tym jak ważne jest zaglądanie do środka bohaterów. Wyznaje tym filmem uczucie do delikatności i tego, jakie piorunujące wrażenie można nią zrobić.
Cierpliwość, uwaga i czułość to cechuje Olli Mäki. Najszczęśliwszy dzień jego życia. Nie da się nie skojarzyć podczas seansu tego doświadczenia z Niewinnymi Czarodziejami, gdyż lekkość i charyzma narracji oraz temat boksu, tak niby kontrastowo z wrażliwcem zestawione są w sposób zmyślny, a nie od linijki. Do tego w parze z tym, idzie piękno fizyczne obrazu. Estetyka, kadry, które mówią, to coś więcej niż ładne opakowanie na treść.
Olli Mäki. Najszczęśliwszy dzień jego życia to kino, które bez konsekwencji psychologicznej, impulsywnie, ale rozegrane w każdej sekundzie z pomysłem, kontrolą i autorskością widoczną z kosmosu, hipnotyzuje. Jest czymś więcej, niż dramatem sportowym. Naprawdę myślałeś, że takiego kina już nie ma. A nikt tutaj nie gra na sentymencie, w ogóle nie gra i tą szczerością wygrywa.
Ocena: 8,5/10
Komentarze 0