Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Fernando 1

Można zrobić dynamiczną, buchającą energią i rozwiązaniami wizualnymi animację, a jednocześnie zgrabnie przemycić w nieoczywisty sposób piękne wartości? Fernando jest doskonały do udowadnienia pozostałym jednostkom, które banalizują kino animowane i skracają je do seansu dla dzieci, zaznaczając górną granicę wieku, że są w błędzie. To kino spełniające się na poziomie wielkiej, uroczej, z pokaźną fantazją przygody, które jednocześnie jest utworem hippisowskim, krzyczącym o wolności i udowadniającym, że film poważniej lub mniej, ale coraz częściej wybiera narrację zwierzęcą i ociera się bez wielkiego kamuflażu o animal studies.

Historia dotyczy byczka o imieniu Fernando. Jego ojciec walczył w zawodach, które zawsze prędzej, czy później kończą się krwawo, ale nie dla torreadora. Fernando zdecydowanie nie ma zamiaru kontynuować ani tradycji rodzinnej, ani gatunkowej. Nie chce, by fakt, że jest bykiem determinował w nim pewne zachowania: walki, agresji i proponował mu jedną drogą życiową. Jest prawdziwym hippisem. Woli wąchać kwiatki, biegać po łące, przyjaźnić się z psem, czy spać w łóżku ze swoją małą przyjaciółką, jak zwierzę domowe. Jego pacyfizm nie jest zrozumiały, kiedy trafia z powrotem z prawdziwej idylli do boksu i ma stanąć na arenie.

Fernando to błyskotliwa komedia, która śmieszy, ale mówi też wiele o decydowaniu o własnym losie, determinizmie miejsca, czasu i gatunku oraz o odmienności. I wcale nie w prosty, na poziomie podręczników z podstawówki, sposób. Jest pełną bodźców wizualnych opowieścią o bezwzględnym i nieustępliwym życiu w zgodzie ze sobą. Na dodatek wszystkie oczy są zwrócone w stronę byka, a przecieramy je ze zdumienia, kiedy widzimy ile zaległych lekcji w traktowaniu zwierząt, ma do odrobienia człowiek. Film nie ukrywa swojego stosunku do corridy i absurdu tej rzeźni na żywo, niemającej nic wspólnego ze sportem. W XXI wieku takie coś nie powinno mieć miejsca. Żywe stworzenie ginie ku ucieszy gawiedzi.

Film unosi się na wysokim poziomie niezmiennie dzięki postaciom. Bohaterowie są skonstruowani tak szczegółowo, na skrupulatnie zrobionych niuansach, że chcemy z nimi pozostać. Każde ze zwierząt ma swoją historię i reżyser doskonale buduje odrębne charaktery. Jeden z byków jest typowym samcem i powtarza „albo walka, albo mięso”, kolejny jest mało zgrabny w swoich poczynaniach, a jeszcze inny oczywiście ukrywa swoje emocje, a tak naprawdę to wrażliwe stworzenie. Do tego mamy charyzmatyczną i charakterną, poczynającą na granicy szaleństwa kozę i jeszcze do zestawu pojawiają się trzy jeże, którym chytrości na brakuje. Takiej żywotności, nasycenia ekspresją i energii bohaterów w animacji nie powstydziłby się sam Wes Anderson.

Oczywiście Fernando też, jak zaczęłam na początku, mówi dużo mądrych, ale bez tendencji koślawych sentencji i zdań. Uważa, że pokój i wolność to filary szczęśliwego społeczeństwa. Na dodatek oddaje batutę zwierzętom i wywołuje człowieka do tablicy, podważając kompetencje jakie posiada, nie uważając, że ten ma prawo do dominacji w świecie nad innymi stworzeniami. Robi to jednak na tyle zgrabnie, bez kakofonicznej manifestacji, że nie tracimy z pola widzenia cudownej i przyjemnej przygody Fernando, wykonanej naprawdę byczo!

7/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…