Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Plan B 0

Zrobić kino urocze, ale nie przesłodzić i nie stworzyć kolejnego, uparcie dążącego do poprawienia nam humoru, kina – siłowo, bez gracji. Stworzyć wielu bohaterów, ale nie poharatać historii, gdzie żaden puzzel nie pasuje do drugiego. Można? Można! Kinga Dębska udowadnia to uczciwym kinem, dodającym otuchy, z pomysłem na fabułę i bez tanich rozwiązań narracyjnych – Plan B.

Wpadamy z wizytą do różnych postaci, z różnych światów, mimo że z jednego miasta. Brzmi znajomo, na szczęście wychodzi to zgrabnie, bez zmyślonej rzeczywistości polskiego kina romantyczno-komediowego, czy innej karmy dla psów, co mięsa w niej w ogóle nie ma. Jest kilkanaście dni przed Walentynkami, a każdego z nich spotyka wielkie rozczarowanie, zmiana w życiu, na pewno nie na lepsze. Generalnie, żadne z nich nie jest w kondycji do świętowania. I nie tylko walentynek, ale w ogóle dnia powszedniego, bo film ma szerszy horyzont i nie jest skrojony bezczelnie tylko pod widzów na 14 lutego. Jeden bohater wychodzi właśnie z więzienia i biegnie z różą do oczekującej go narzeczonej. Kolejna zostaje opuszczona w dniu wyjazdu córki na studia do Stanów. Jeszcze inna traci kogoś bliskiego z powodu tragedii, na co nie ma wpływu, ale konsekwencje mają na nią. Zaczyna się nią opiekować również emocjonalnie pogruchotana młoda, pewna siebie, ale zagubiona w relacjach, sąsiadka. Mamy też dziewczynę, która drwi ze swojej psychoterapeutki i żyje życiem swojego ojca. Nie potrafi być szczęśliwa, dopóki on nie będzie. W przypadku kilku charakterów będzie chodziło o uczucie, ale rozstrzał ich jest o wiele szerszy, a rozwiązaniem też nie zawsze będzie uczucie, nowa miłość w kolorach tęczy, tak jak to nas kino przyzwyczaiło i trochę rozleniwiło.

next-film

Kinga Dębska po ważnym, ale nie zawsze poważnym Moje Córki Krowy, nie straciła humanistycznego zacięcia. Potrafi opowiadać bez stylizowania dramaturgii i ludzkich problemów o postaciach w nie najlepszej kondycji życiowej i ich reagowaniu na los – na gorąco, spontanicznie. Bez kalkulacji przeżywają, tak jak ma to miejsce w rzeczywistości. Płacz nie jest emfatycznym szlochem, gdzie makijaż się nie rozmazuje, a na wściekłość nie reaguje się potłuczonym talerzem, tylko rozwaleniem całej kuchni. Udaje jej się uniknąć wpadki, którą trudno ominąć w kinie kilku historii i dążeniu do wspólnego mianownika, zbiorowej refleksji. Rozwiązanie nie dla każdego jest to samo, nie dla każdego się znajduje i różne charaktery prowokują różny ciąg dalszy. Włożyła trochę wysiłku w budowanie ich historii, a nie poszła do ksero z fabułą jednego epizodu. Jej postaci są wyraziste, z krwi i kości, idą na czołówkę z życiem, a Marcin Dorociński z psem o imieniu Kotlet wytwarzają taką chemię w kinie, tworząc jeden z najlepszych duetów w polskim kinie od lat – to nie żart.

Oczywiście Plan B mógłby być trochę mniej ugłaskany, zanurzać się głębiej, ale spełnia postulaty, które zakłada od początku i słowa dotrzymuje – feel good movie – ale nie zwalnia to reżyserki z wyobraźni, czy pozwala na rutynę. Dzięki temu nie jest KOLEJNĄ polską komedią romantyczną bez polotu. Sprawia przyjemność i nie żąda w zamian anulowania poszukiwań myślącego kina od widza. Nie zostawia w tyle realizmu dla niezobowiązującego kina.

next-film

Film nie ma wielkiego ciężaru, ale nie jest to też świat, gdzie pstryknięciem załatwia się ciężkie sprawy albo fabuła od początku bezczelnie nam podpowiada ciąg dalszy. Jest to kino ciepłe, ale nie idzie od A do Z, a uświadamia że istnieje Plan B, który dla każdego z nich będzie znaczył coś innego.

Ocena: 7/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 2

i_darek1x

Brak pomysłów na tytuł ? ….film o takim tytule już jest ;)

@i_darek1x Miało to wiele razy miejsce w kinematografii. Najważniejsze, że nie brak pomysłu na fabułę. :)

Proszę czekać…