RECENZJA: Rojst - prolog i odcinek 1 [SHOWMAX] 0
Najnowsza produkcja oryginalna Showmax to mentalna noc żywych trupów – osadzona gdzieś w anonimowym miasteczku, w trakcie ostatniego stadium rozkładu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, wypełniona społecznymi patologiami oraz egzystencjalnymi dramatami egzaltowanych osobistości. Amerykańska gatunkowość łączy się z rodzimymi realiami w doskonałej fuzji. Owoc końcowy jawi się jako jeden z najdoskonalszych tytułów małego ekranu, zrealizowany w Polsce.

Target Showmax nie prezentował się dotąd szczególnie obiecująco – obok umiarkowanie dobrego Księdza w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego widzowie raczeni byli w najlepszym razie Egzorcystą Bartosza Walaszka (wcześniejszego twórcy Blok Ekipy oraz Kapitana Bomby, a także wieloletniego muzyka w satyrycznym zespole Bracia Figo Fagot). Najgorszy scenariusz dla subskrybentów przewidywał produkcje oryginalne, skupione wokół przaśnego półświatka Patryka Vegi (serialowe wersje Kobiet mafii oraz Botoksu). Rojst stanowi naturalny krok w ewolucji platformy streamingowej. Nie tylko dowodzi wysokiego poziomu polskich seriali kryminalnych – nie bójmy się stwierdzić, że od pewnego czasu stających na światowym poziomie. Pierwszy sezon Belfra, Wataha, Pakt, Kruk. Szepty słychać po zmroku – stylistyczny geniusz każdego ze wskazanych tytułów polega na zręcznym epatowaniu gatunkowymi kliszami, przy równoczesnym wpisaniu ich w szereg rodzimych kontekstów. Na tym polu Rojst nie ma sobie równych. Twórcy wtłaczają amerykańską narrację w historyczne ramy ostatnich lat PRL-u. Brudny naturalizm nurza w tytułowym bagnie świat przedstawiony, bohaterowie przypominają z kolei ruiny – nawiedzone domy – społecznych postaw znanych chociażby z komedii romantycznych.
Już 10-minutowy prolog – dostępny w sieci jako rozbudowana zapowiedź Rojstu – perfekcyjnie oddaje konwencję serialu. Jest brudny i mroczny, wysysający wszelkie przejawy nadziei z rzeczywistości profilmowej. Dokładnie w ten sposób prezentowałoby się kino Martina Scorsese w trakcie najbardziej depresyjnego momentu jego twórczości, gdyby tylko ikoniczny twórca kina gangsterskiego urodził się w Polsce. Przywołanie tak znakomitego nazwiska jest zresztą nieprzypadkowe. Moment, w którym kierownik hotelu grany przez Piotra Fronczewskiego, wkracza w czerwony obszar nocnego klubu do bólu przypomina pamiętne długie ujęcie z Chłopców z ferajny. Na deser dochodzi voice-over najbardziej rozpoznawalnego głosu rodzimej sceny aktorskiej, co również koresponduje z wyrazistym stylem Martina Scorsese. Coś wisi w powietrzu, rodzaj zagrożenia, załamania bezpiecznej strefy komfortu odbiorcy. Wspomnianą atmosferę tworzy już utwór „Wszystko czego dziś chcę” w interpretacji Moniki Brodki i gwiazdy rodzimej sceny elektronicznej, Agima Dżeljiljia, występującego w solowym projekcie A_GIM. Artyści filtrują pozytywną aurę utworu Izabeli Trojanowskiej przez sito elektryzującej egzaltacji emocjonalnej.
Jak na każdy szanujący się kryminał przystało, fabuła zaczyna się od morderstwa. Gdzieś w bliżej niesprecyzowanej miejscowości ginie prostytutka i działacz partyjny. Niewygodna sytuacja medialna musi zostać szybko zamieciona pod dywan. Aparat cenzury wciąż działa znakomicie w szarych realiach PRL-u, wypełnionych gierkowskimi blokowiskami, sklepami Społem oraz Pewexami. Gorzej, że młody dziennikarz z lokalnej gazety nie potrafi pogodzić się z banalnym, pozornym rozwiązaniem zawiłej intrygi. To kolejna brawurowa rola Dawida Ogrodnika. Aktor dowodzi, że nie da tak łatwo wpisać się do żadnego emploi. Jest artystą dużego ekranu, zdolnym przetransformować każdą odgrywaną postać tyleż fizycznie, co psychologicznie i emocjonalnie. Tutaj jego postać wpisuje się w kliszę młodziana-idealisty, stopniowo wnikającego w brudny świat morderców i prostytutek.
W roli mentora młodego dziennikarza, starego wygi, zmęczonego brudem i skorumpowaniem lokalnego społeczeństwa, obserwujemy Andrzeja Seweryna. Duet już raz spotkał się na planie przy okazji Ostatniej rodziny – efekt ich współpracy, wzajemnych napięć i emocjonalnych konfliktów przerósł wówczas najśmielsze oczekiwania. Pierwszy odcinek serialu Rojst rozwija ich relację w równie intrygujący, choć mniej zaangażowany sposób – możliwe, że po wstępnej ekspozycji kolejne epizody znacznie pogłębią partnerstwo dwojga.
Zawyżonego poziomu beznadziei nie powstydziłby się Wojciech Smarzowski. Składa się na niego skonkretyzowany okres historyczny (lata 80. XX wieku, gdzieś pomiędzy zniesieniem stanu wojennego oraz zbawiennym ’89, gdy w przegniłym systemie zaczęło gromadzić się coraz więcej czerwi), fabuła produkcji, zaprezentowane środowiska (prostytutki, samobójcy, skorumpowani dziennikarze i politycy) oraz przestrzeń świata przedstawionego. Zwłaszcza ostatni z wymienionych czynników wyróżnia produkcję pośród innych rodzimych tytułów małego ekranu. Osobiście uważam, że scenografia w kinie powinna stanowić naturalne przedłużenie – a czasem protezę – uczuć i stanu mentalnego bohaterów. Doskonale sprawdziło się to w tegorocznym Czasie mroku. W Rojście działa to równie znakomicie, zwłaszcza gdy naniesione filtry topią świat w klimatycznym półmroku oraz żółto-zielonych kolorach rozkładu.
Za scenariusz odpowiada Jan Holoubek oraz Kasper Bajon, przedstawiciel młodego pokolenia twórców, który dopiero niedawno odciął pępowinę łódzkiej Szkoły Filmowej. Niespełna miesiąc temu skrytykowałem jego awangardowy eksperyment Via Carpatia. Dziś, po premierze pierwszego epizodu Rojstu w pełni wierzę w potencjał tkwiący w zimnym i bezwzględnym stylu autora. Być może przy tym tytule syn Filipa Bajona odnalazł swój autorski sznyt, który pozwoli mu dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Rojst spodoba się fanom Domu złego oraz skandynawskich kryminałów. Pewien poziom wulgarności – skrojony z gracją i polotem – powinien trafić również do fanów Patryka Vegi. Warto nabyć Showmax dla pięciu epizodów Rojstu.
Moja ocena: 8/10
Widziałem, zgadzam się z opisem, polecam każdemu miłośnikowi przytaczanych pozycji i tylko strach się bać ;p
żeby kolejne odcinki dotrzymały poziomu i przypadkiem nie uplasowały Rojsta wśród miernoty naśladującej jankeskie produkcje.
Jak na tę chwilę jest super i czekam niecierpliwie na kolejny!