Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: 7 uczuć 0

Cierpka groteska znów spływa po filmie Marka Koterskiego, przesiąkając obraz cynicznym tonem wypowiedzi. 7 uczuć może nie gra w tej samej lidze co Dzień świra czy Życie wewnętrzne, jest natomiast wiarygodnym głosem twórcy, skierowanym w stronę dorosłych widzów. Tytuł skupia się na tematyce niemal nie eksploatowanej przez rodzimą sztukę filmową: relacjach na linii rodzic/dorosły-małe dziecko (oraz zaistniałych dysfunkcjach takiego układu). Usatysfakcjonowani zostaną miłośnicy "Ferdydurke" oraz fani przygód małego Francuzika, Mikołajka.

Niczym w czechosłowackim Mareczku, podaj mi pióro!, także tutaj widzowie obserwują komediową próbę przebrania dorosłych aktorów w stroje uczniów oraz ponowne wsadzenie ich do szkolnych ławek. Z tą jednak różnicą, że 7 uczuć jeszcze dogłębniej penetruje satyryczny chwyt, nie wyjaśniając okoliczności jego użycia. Dorośli w filmie Marka Koterskiego nie zdają sobie sprawy, że ponownie stali się dziećmi (płaszczyzna fabularna stanowi retrospekcję) – wraz ze specyficznym ubiorem, wiernie wcielają się w postawy znane z każdej szkolnej klasy: kolejno mamy zatem kujonkę Porankowską (znakomita kreacja Gabrieli Muskały), lesera Bolechowskiego (Andrzej Mastalerz), uwodzicielską Gosię (Katarzyna Figura) oraz nieśmiałego Grubego (Tomasz Karolak). Nie zabraknie również alter ego reżysera, Adasia Miauczyńskiego, który pojawia się niemal w każdym filmie twórcy Dnia Świra (Koterskiego z protagonistą swoich filmów wiąże już „kocie” nazwisko). Tym razem wciela się w niego sam syn reżysera, Misiek Koterski.

Niczym w książkach z serii „Mikołajek”, także tutaj twórcy nadają prowadzonej narracji dziecięcą – niemal infantylną – percepcję na świat oraz otaczających je ludzi. Dorosła rzeczywistość przesiąknięta zostaje groteską i zniekształceniem – dziecięce podejście do tematów pierwszej miłości, relacje z rodzicami oraz pierwsze papierosy palone na przerwach przenoszą pełnoletnich widzów w nostalgiczną przestrzeń niewinności. Na tym polega zresztą twórczy geniusz Koterskiego. Reżyser i scenarzysta uprawia emocjonalny ekshibicjonizm przed kamerą. W swoich filmach bardzo dużo mówi o sobie, jawnie eksponuje prywatne poglądy oraz rejestruje własne wspomnienia. W ten sposób na oczach widza wyrasta wiarygodna rzeczywistość, której chociażby ułamek rzetelności można doszukiwać się w prywatnym życiu każdego widza.

Zresztą, przytoczony przykład „Mikołajka” nie ogranicza się wyłącznie do subiektywnej narracji, prowadzonej z punktu widzenia dziecka. Podobnie jak w serii francuskich książeczek autorstwa René Goscinnego, także tutaj twórca przenosi odbiorców w czasy oldschoolowej placówki oświatowej. Akcja filmu osadzona została w czasach PRL-u. Mamy zatem do czynienia z dzieciakami w mundurkach, które czasem kluczami po łbie dostaną, a innym razem nauczyciel każe im wystawić ręce pod linijkę. Co zabawne w przełożeniu na współczesne realia, na liście szkolnych lektur niezmiennie widnieje „W pustyni, w puszczy”, a pedagodzy wciąż ochoczo dbają, aby żaden uczeń przypadkiem nie wyłamał się z narzuconych struktur. Gdy tylko ktoś wyjdzie poza szereg, momentalnie zostaje zrównany z glebą.

No właśnie, niemal cały film Marka Koterskiego poświęcony jest relacji rodziców z dziećmi. Twórca zauważa, że dorośli nie potrafią rozmawiać z najmłodszymi, zadają im pytania, na które nawet nie oczekują odpowiedzi, nie robią sobie nic z emocji swoich pociech. Zresztą: niemal całe społeczeństwo polskie od pewnego czasu przeradza niepokojącą niechęć wobec otwierania się przed swoimi bliskimi. Twórca – niczym wprawiony psychoanalityk – próbuje zgłębić ten problem już od podszewki, od pierwszych relacji, które młody człowiek nawiązuje z otoczeniem. Wszystko zaczyna się w domowym ognisku – najpierw obserwujemy przerysowaną, edypalną więź dziecka z matką, później na pierwszy plan wysuwa się ojciec, przedstawiony w charakterze obłudnego superego. Niestety, każda z przytoczonych figur świata dorosłego ociera się o stereotyp – z impertynencją odnosi się do dzieciaków, nie potrafiąc podjąć się wartościowego dialogu.

Marek Koterski zwraca uwagę, że dzieci nie są w stanie nauczyć się tytułowych 7 uczuć: strachu, złości, smutku, radości, wstrętu, zazdrości oraz wstydu. Brakuje im przykładów ze strony starszych, życiowych mentorów, którzy pomogliby im zrozumieć pewne procesy oraz towarzyszyli w próbach poszukiwania własnej tożsamości. Adaś Miauczyński nie doświadcza takiego wsparcia w rodzinnym domu, gdzie matka wciąż truje mu o zupie pomidorowej (nieodłączny element uniwersum Koterskiego), a ojciec woli maskować narastającą w nim frustrację oraz intelektualną zaściankowość. Chłopak, wychowywany również w cieniu starszego brata, nie odnajduje życiowych mentorów w szkole. Niczym w najsłynniejszej powieści Witolda Gombrowicza, także tutaj młodzi uczniowie (w ciałach dorosłych aktorów) dowiadują się, że Słowacki wielkim poetą był. Oczywiście, Koterski wprost nie posługuje się znanym cytatem z polskiej literatury – sięga po własne przykłady, dobitnie podkreślając upadek polskiej inteligencji już na samym starcie: w klasach podstawówek. Przedmioty szkolne – szeroko rozumiana „nauka” – bazują na banalnym zapamiętywaniu sprawdzonych formułek, nauczyciel geografii wymaga znajomości wszystkich dopływów Nilu, a inne przedmioty w szkole obfitują w równie kwiecisty bukiet wiedzy niepotrzebnej. Upadek polskiej inteligencji dało się zaobserwować już w Dniu świra – tutaj dopada widzów po raz kolejny, wiarygodnie unaoczniając uniwersalny problem rodzimej edukacji (zwłaszcza, gdy przytoczy się postać pijanego docenta z filmu).

W warstwie formalnej film jawi się jako oryginalna wizja dziecięcej rzeczywistości – jeszcze żaden reżyser na rodzimym poletku nie odważył się ubrać tak wielu znakomitych aktorów w stroje najmłodszych. Wraz z uwstecznieniem ich dialogów do czasów dzieciństwa, infantylizacji ulega niekiedy prezentowany dowcip. Na szczęście Marek Koterski po raz kolejny udowadnia, że tekst, scenariusz to jego najmocniejsza strona w przypadku realizacji filmu. Dialogi posiadają w sobie harmoniczny rytm. Twórca ponownie sięga po konstrukcję trzynastozgłoskowca w podjętych dialogach, a liczne rymy i wyliczanki (których korzenie można odnaleźć w zbiorze „Kocham i nienawidzę”, wydanym w 2015 roku nakładem Czerwone i czarne sp. z o.o.) tylko wzmagają poczucie strukturalizmu w żywym tekście. Film mógłby być tylko nieco cichszy, bowiem od natłoku gromkich krzyków potrafi rozboleć głowa.

7 uczuć zwraca uwagę na problem jakże często omijany przez środowiska filmowe. Niebanalna fabuła zamknięta zostaje w ramach intrygującej formy oraz w znakomitych kreacjach aktorskich. Tym razem Marek Koterski, na mocy swojego alter ego: Adasia Miauczyńskiego, mierzy się z młodością. Patrzy na nią oczami satyryka i erudyty – konstrukcję fabularną wznosi na fundamencie groteski oraz tragikomicznego tonu, który niemal zawsze towarzyszy jego twórczości. Siedem lat musieliśmy czekać na najnowszy film twórcy Dnia świra oraz Wszyscy jesteśmy Chrystusami – efekt końcowy może nie wprowadza w euforię, pozostaje jednak smakowitym kąskiem, posiadającym w sobie nutkę Gombrowicza, która łapie za serducho.

Moja ocena: 6/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…