RECENZJA: Vox Lux 0
Przyspieszone tętno, uczucie stąpania po kruchym lodzie w miejscu, do którego nie wiemy jak trafiliśmy. To uczucia jakie towarzyszą seansowi Vox Lux. Utwór tragiczny w sosie kiczu i cekinów w celu zwielokrotnienia fatalistycznej oraz będącej nad przepaścią, zdezorientowanej epoki. Z wielką wyobraźnią, żonglerką formą i narracją, obłędnym rozrabianiem i wtrącaniem się w percepcje widza film opowiada, jak daleko można uciec od samego siebie i jak świat potrafi przerażająco przetworzyć cudzą traumę w popkulturę. Współczesność nie czeka aż wystygną ciała, człowiek odetchnie – odurzające formą opowieści i jednocześnie odrzucające gorzko-gorzkim wydźwiękiem. Marsz żałobny dla kultury, wartości jednostki i kondycji człowieka w aranżacji muzyki pop.

Celeste doświadczyła straszliwej tragedii w młodości, która zdeterminowała jej całe późniejsze życie. Sytuacja, z której cudem wyszła prawie cało absurdalnie, wręcz doprowadziła ją do rozpoczęcia kariery muzycznej. Młoda, ale dojrzała i świadoma nastolatka wchodzi w świat showbiznesu z odwagą, bo po tym co przeżyła zachowuje się, jakby podpisała pakt ze śmiercią. Myśli, że jest nieśmiertelna. Bardzo szybko odnajduje się w branży muzycznej, a przyjemności i możliwości jakie pociąga za sobą status gwiazdy, również są w kręgu jej zainteresowań. Błyskawicznie, umyślnie z początków wykluwania się jej jako artystki, przeskakujemy do kręgu piekielnego, kiedy cały świat już ją zna. Celeste jest nieustannie obserwowana, ma własne fobie i obsesje. Piękny sen bardzo szybko zamienił się w koszmar. Kiedyś odliczała do koncertu. Teraz odlicza do jego końca. Świetne, krytyczne spojrzenie i odmitologizowanie sztuki jako narzędzia posiadającego terapeutyczną siłę. Celeste jest, jak naznaczona. Nosicielka wirusa tragedii, który zamieszkał pewnego dnia w jej organizmie i przejął nad nią władzę. Jedyne co się zmieniło to bardziej luksusowe warunki, w których bohaterka może cierpieć.
Vox Lux daleko w tyle zostawia stabilność narracyjną kompatybilnie ze światem, o którym opowiada. Jednak na równie sporą odległość odsuwa się od kolejnego filmu zaglądającego wyłącznie za kulisy i odsłaniającego brzydotę branży muzycznej i jej zepsucie. O tym wypatroszeniu i pustostanie moralnym opowiada się w szerszym kontekście. To rzeczywistość, w którym gwiazdy, artyści walczą o popularność z terrorystami. To groteskowe i niepokojące w obrazie, jak i przekazie. Prócz panoramy budującej poczucie dominacji nad nami, wchłonięcia nas w umyślnie pełną pstrokacizn rzeczywistość i metaforycznie zniekształconego świata, niczym w obrazie „Guernica” Pablo Picasso, mamy również poprowadzony wątek intymny. Psychologia naszej bohaterki nie jest wybitnie pogłębiona i wybebeszona, jednak wystarczy kilka momentów, sygnałów, wybuchów, by widzieć jak daleko Celeste chce uciec od samej siebie. Te klaustrofobiczne uczucie, które jej towarzyszy, duchota wraz z rosnącą popularnością jest doskonale symboliczne przedstawiona poprzez, jak gdyby obrożę na jej szyi. Nosi ją z powodu blizny, jaka jej została po wypadku z dzieciństwa. Coś, co wygląda jakby uciskało jej dopływ powietrza pojawiło się w punkcie zwrotnym w jej życiu.
Vox Lux wie, jak manewrować różnymi stylistykami. Jak przerysować, przesadzić w pełni świadomie, ale nie być efekciarskim i nieznośnie popisującym się produktem, a komunikować z roztrzepaną narracją. Roztrzaskaną (chaos kontrolowany) i impulsywną, bo zbrataną z życiem Celeste. Do tej brawurowej historii doskonale pasuje narrator z zewnątrz, którego rola została powierzona Willemowi Dafoe, jego głosowi. Poważny i zdecydowany ton wypowiedzi ma w sobie katastroficzny wydźwięk i brzmi, jak relacjonowanie wydarzeń, nie jak bajkowa opowieść. Dlatego, że odnosi się do rosnących obaw społeczeństwa o przyszłość. Strach tutaj dotyczy wszystkich, niezależnie od statusu. Wprowadzenie narratora zwielokrotnia również tezę, jak życie wielkiej gwiazdy, wielce nie należy do niej. Przypadkowość kariery, fatum, jak gdyby kara za wykorzystanie koszmarnej sytuacji z przeszłości do stania się jedną z największych w świecie muzyki. To jest film pozornie o karierze muzycznej, ale szybko reżyser Brady Corbet nam udowodni, że nie tylko. Tak naprawdę skromna ilość momentów udowadnia nam i ilustruje talent piosenkarki. Raczej Celeste swoją postacią doskonale definiuje priorytety we współczesnej twórczości artystycznej i frazes o wielkiej sztuce, która obroni się sama to dawno archaizm.
Vox Lux to dzieło niewygodne, nie do zatrzymania, przepełnione bestiami. To odór amoralności we flakoniku po pięknych i drogich perfumach. Szpetny to świat, a w ciemności nic pięknego nie wyrośnie. Trasa koncertowa po piekle. Film nie fałszuje, ale o fałszu na scenie, jak i w życiu mówi. I o potwornym przyzwoleniu świata na to.
Ocena: 8/10
Boję się, żeby ten Vox Lux nie był przypadkiem kolejną strata czasu,
jaką był niewątpliwie (dla mnie) poprzedni przereklamowany film Portman pt. Czarny łabędź.