Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

19 MFF Nowe Horyzonty: Portret kobiety w ogniu 0

Portret kobiety w ogniu to ascetyczna, powodująca rumieńce, intymna opowieść o integracji z wcześniej nieznanymi uczuciami. Rozpalające, delikatnie rozsznurowujące gorsety obyczajów, jak i te dosłownie chociaż na chwilę. To żywiołowa, ale nieekstatyczna historia o kobiecie w ogniu niespełnionych namiętności, zdominowanej przez patriarchalny system, gdzie jakakolwiek podmiotowość zostaje spopielona. Bardzo aktualnie kino o ograniczeniach i segregowaniu swoich potrzeb z powodu presji społecznej, osadzone w XVIII. Piękna, nieprosta i mocno emocjonalnie zobowiązująca opowieść zobrazowana malarstwem romantycznym.

Historia przenosi nas do czasów końca XVIII wieku. Spotykamy Heloise, która mieszka w Bretanii, mocno ograniczona przez matkę w swoich działaniach, nieznająca w praktyce pojęcia wolności, przygotowywana do aranżowanego małżeństwa. Ta, traktuje to jako jedyną i właściwą opcję dla swojej córki, a i dla siebie szansę na inne życie. Do jej domu przyjeżdża Marianne, portrecistka, która ma za zadanie namalować naszą bohaterkę. Nie będzie to należało do najprostszych zadań, gdyż Heloise nie chce pozować, więc Marianne ma spędzać oficjalnie z nią czas, zapamiętując wszelkie detale, by odtworzyć je potem, jak najwierniej na płótnie. Kobiety powoli się poznają, a Marianne poprzez zlecenie zauważa nie tylko każdy szczegół w wyglądzie Marianne, ale również to co wydawałoby się do obrazu nie być potrzebne – jej głębokie wnętrze, pragnienia, marzenia. Marianne reprezentuje kobietę, która wiele przeżyła, nie tylko w pracowni malarskiej, ale i poza nią. Natomiast Heloise nawet nie zawsze może o takowym życiu poczytać. Zażyłość rośnie i nie tylko Marianne zapełnia metaforyczne puste płótno, ale i również Heloise poznaje coraz bardziej zróżnicowaną paletę barw charakteru swojej towarzyszki.

Portret kobiety w ogniu to nieoczywisty i nasączony uczuciami oraz zmysłowością konsekwentnie rozwijający się utwór o poznaniu siebie poprzez drugą osobę. Spotkanie kobiet pokazuje bez pośpiechu wśród przyciszonej narracji, ze szczegółami, budowanie relacji. Film nie idzie na skróty, nie rozpala natychmiast wielkiego ogniska, a powoli zaczyna od rzuconej zapałki, która będzie poprzez wzajemne zaufanie, doskonale odmalowane siostrzeństwo i porozumienie podlewana benzyną. Pojawia się tutaj też trzecia postać kobieca – gosposia, która kiedy Pani domu, matka Heloise wyjedzie na kilka dni, zbliży się również do swoich współtowarzyszek. Jej problemy staną się ich. Poczucie zrozumienia, nauka od siebie nawzajem, poszerzanie horyzontów doświadczeń wprowadzi również nienachalnie, bez chociażby namiastki prowokacji, czy pstrokacizn i rozbicia narracji wątek uczucia romantycznego pomiędzy Heloise, a Marianne. Nie tylko malarka przyglądała się swojemu obiektowi, który stał się w pewnym momencie obiektem… uczuć. Na korzyść filmu działa też, że nie mamy od początku żadnych aluzji w jakim kierunku podąży owe spotkanie, czy dyskretnych komunikatów. Uczucia ewoluują spontanicznie. Céline Sciamma ustawia ostrość na ich „romans”, ale nie zamienia tego w ckliwy melodramat, ograniczający się do walki o zakazane uczucie. Te koresponduje nieustannie z całością utworu, który jest niewątpliwie poetycko tragiczny.

Imponująco reżyserka poprzez tę relację tworzy opowiadanie o piekle kobiet. To relacja, w której bohaterki rozpalają się wzajemnie i chociaż na chwilę unikają rozgniecenia ich samostanowienia o sobie przez innych. Nie trzeba wcale do przedstawienia tego obecności mężczyzn. Mamy tu same kobiety. To matka Heloise, która prawdopodobnie nie zna innej rzeczywistości, dziedzicząca sama status „ofiary” w kulturze, wartościowania pod względem płci, przekazuje to dalej.

Portret kobiety w ogniu jest sycący, ale w innej tonacji, niż podobne tematycznie i na poziomie refleksji Lady M. albo Faworyta opowiada o sytuacji aktualnej, mimo że tak daleko cofnęliśmy się w czasie. To utwór również mocno symboliczny. Kobiety na da się zamknąć w ramach… nie tylko obrazu. Nie da się jej zatrzymać w jednej pozie, a żaden portret nie będzie długo aktualny. Od dyskrecji, po wielką, ale ze smakiem pokazaną namiętność, od wielkich sukni po roznegliżowane ciała w alkowie… od zniewolenia do zniewolenia, swoboda to tylko przerwa. Miłość w czasach zarazy.

Ocena: 9/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…