Milczenie głośno krzyczy o istocie wiary, ale brakuje mu widowiskowości godnej utrzymania uwagi. 6
Mgły spowijają japońską prowincję. Niewyraźny obraz, przyćmiony krajobraz i ukryte znaczenia dominują w Milczeniu Martina Scorsese. Dwóch głęboko wierzących księży wyrusza na niemal samobójczą misję na azjatycką wyspę by odnaleźć swego nauczyciela i duchowego przewodnika – ojca Ferreirę (Liam Neeson). Znajdują się w nieprzyjaznym świecie nastawionym na wytępienie wszelkich znaków wiary chrześcijańskiej. Japonia silnie oparta na tradycji i buddyzmie w przybyszach z Zachodu upatruje wrogów i wichrzycieli, którzy chcą rozsadzić od tysiącleci panujący tam porządek. Ich wyprawa stanie się nie tyle misją wybawienia, co duchową wędrówką jezuitów w głąb cierpienia i poszukiwania sensu wiary.
Martin Scorsese wodzi swoich bohaterów na pokuszenie. Wystawia ich na liczne próby jak w Ostatnim kuszeniu Chrystusa, ale brakuje mu werwy czy kontrowersyjnego sznytu. Długie ujęcia, cicha kontemplacja ponurego krajobrazu odzwierciedlającego nastawienie i nastroje nielicznych chrześcijan ukrywających się w Japonii. Spokojne przyglądanie się rekwizytom – duchowym symbolom czy zmęczonym, ale natchnionym twarzom księży w dłuższej perspektywie nuży i denerwuje wtórnością. Niezłomna postawa zasługuje na uznanie, ale reżyserowi nie udało się stworzyć żadnej emocjonalnej więzi z bohaterami. Ich los, choć przynosi bolesny sprawdzian, nie wzbudza niepohamowanych porywów serc.
Adam Driver jako Francisco Garupe i Andrew Garfield w roli Sebastiao Rodrigues zachwycają fizyczną przemianą. Oboje wyglądają mizernie, zatopieni w swoim świecie z natchnionymi twarzami wierzą głęboko w Boga i Jezusa. Ale ich bohaterowie różnie rozumieją pojęcia zła, grzechu i poświęcenia. O ile Francisco prezentuje bardziej radykalną postawę, to Rodrigues nosi w sobie zadatki na nowego mesjasza. Scorsese upodabnia go do Chrystusa i operuje dobrze znaną biblijną symboliką. Szykanowany nie jest w stanie wyprzeć się swojej wiary, przyjmuje cierpienie w imię Boga, z pokorą znosi przeznaczony mu los i nieustannie głosi Słowo Boże. O groteskę ociera się jego wjazd do Nagasaki na koniu (choć dobrze wiemy, że zwierzę symbolizuje osiołka) i obrzucenie jego postaci kamieniami przez oburzonych Japończyków.
W Milczeniu zachwycają sceny konfrontacji Rodriguesa z naczelnikiem Inoue (Issei Ogata). Ich polemika pełna jest argumentacji i barwnych metafor. Z lubością można się wsłuchać w dyskusję na temat Japonii jako męża, który posiada cztery żony – Anglię, Holandię, Portugalię i Hiszpanię. Rozkrzyczane kobiety przynoszą tylko zmartwienia i niepokój, dlatego jedynym rozwiązaniem zdaje się wyganianie. Równie ważna jest konfrontacja z Ferreirą, który w końcu punktuje kulturowe różnice stojące na przeszkodzie pełnemu zrozumieniu istotny chrześcijaństwa przez społeczność Wschodu.
W filmie Scorsese mamy do czynienia z intrygującymi indywidualnościami oraz bohaterem zbiorowym: japońskimi chrześcijanami i oddanymi starej wierze. Obie grupy są dość silnie zamknięte i w pełni oddane swoim poglądom. W ich świcie nie ma odcieni szarości. Zdaje się, nieco ironicznie, że tylko Kichijiro (Yosuke Kobozuka) jest w tej opowieści prawdziwym chrześcijaninem. Wciąż popełnia te same błędy i nieustannie przychodzi po rozgrzeszenie.
Martin Scorsese tworzy wielką opowieść o człowieku i jego wierze. Przedstawia prawdziwą historię o apostatach, z której płynie morał, że czyny mogą być złudne, a to, co najważniejsze i tak pozostaje w sercu. Religia nie jest na pokaz, nie ogranicza się do rytuałów i studiowania ksiąg, może być cichą i samotną kontemplacją, pomimo zewnętrznej wzgardzie. Milczenie pokazuje piękne obrazy, ale jego sens tkwi pod powierzchnią. I choć mowa tutaj o ciszy w oczekiwaniu na znak od Boga, wciąż film twórcy Kasyna pozostaje dość głośny i otwarty w swej wymowie.
Nie wszystko się w tym filmie udało. Momentami razi nachalne aktorstwo, zbyt wyrazista symbolika i długie ekspozycje. Opowieść nie płynie do przodu, ale zdaje się powolnie wlec. I choć dyskomfort oczekiwania może wpisać się w nastrój filmu, obojętność emocjonalna nie pozwala w pełni zaangażować się w losy ostatniego obrońcy wiary chrześcijańskiej w Japonii. Milczenie głośno krzyczy o istocie wiary, ale brakuje mu widowiskowości godnej utrzymania uwagi.
Pięknie sfotografowany traktat o poszukiwaniu i obronie wiary. Porażający i surowy, kolejne wielkie dzieło Martina Scorsese, który pokazuje, że wcale nie potrzeba ludzików w kolorowych kostiumach i miliona wybuchów, aby stworzyć filmowe widowisko. 9/10