Zbyt wiele wątków, brak spójności i wątpliwe decyzje scenariuszowe sprawiają, że efekt bardziej frustruje niż angażuje. Film, który zamiast opowiadać historię, raczej ją miota bez celu i konsekwencji. 3
Z polskim kinem familijnym jest trochę jak z jedzeniem z budki przy trasie - czasem uda się trafić na coś smacznego, ale trzeba być przygotowanym na to, że skończy się to niestrawnością. Dziadku, wiejemy! wpisuje się niestety w tę drugą kategorię. A szkoda, bo widać, że twórcy mieli jakieś ambicje, tylko zapomnieli, że jak już się łapie pięć srok za ogon, to zostaje się co najwyżej z piórami w garści.

Fabuła opowiada historię Jeremiego - ekscentrycznego dziadka, który po incydencie w domu spokojnej starości ma zostać przeniesiony do szpitala psychiatrycznego. Jego córka, Marta, decyduje się go przygarnąć, mimo że relacje między nimi są napięte, a sam Jeremi bywa trudny do przewidzenia i rezygnuje z owej propozycji. Mężczyzna najbliższy kontakt ma z wnuczką Jagodą, która - nie mogąc pogodzić się z decyzjami dorosłych - wyrusza z dziadkiem w podróż ku mitycznemu statkowi Światło Morza. W pogoń za nimi ruszają zarówno bliscy, jak i złoczyńcy - w tym przypadku ekscentryczny bogacz Waldemar - oraz… animowany smok.
Zacznijmy od rzeczy, które mogły zadziałać. Bo nie wszystko w tej produkcji to totalne nieporozumienie. Plus dla reżyserów za odwagę stylistyczną. Sięgnięcie po animację 2D, nawet jeśli tylko jako tło lub elementy świata przedstawionego, ratuje film przed klasyczną pułapką polskiego CGI rodem z Photoshopa z 2003 roku. Na moment robi się wręcz baśniowo i można kupić ten magiczny realizm, który oferuje pani Olga Chajdas, jednak twórcy finalnie zapominają, że te momenty nie robią całego filmu.

Na poziomie fabularnym film jest wyraźnie rozdarty między różnymi konwencjami, bowiem raz próbuje być bajkową opowieścią z elementami realizmu magicznego, innym razem dramatem rodzinnym, a jeszcze gdzie indziej slapstickową komedią przygodową. Ta niekonsekwencja prowadzi do uczucia wewnętrznego rozdarcia - zarówno ton, jak i narracja nie potrafią odnaleźć jednej, spójnej ścieżki. Przez to trudno mówić o jakimkolwiek emocjonalnym zaangażowaniu z mojej strony. Ja jako widz, nie wiedziałem czy mam się wzruszać, śmiać, czy raczej martwić losem bohaterów. Olga Chajdas, która ma na swoim koncie takie ciężkie tytuły, jak Imago czy Nina, ewidentnie nie do końca czuje gatunek kina familijnego.
To właśnie postać smoka najlepiej oddaje problem tej produkcji. Niby efektowny element, zrealizowany w przyjemnej dla oka animacji 2D (co warto docenić, biorąc pod uwagę niską jakość CGI w wielu polskich filmach familijnych), ale zupełnie wyjęty z kontekstu i wprowadzony bez wyraźnej potrzeby. Przez to zamiast wzbogacać historię, staje się symbolem jej przypadkowości. Film z założenia kierowany jest do dzieci, jednak momentami porusza tematy zbyt poważne i przedstawione w sposób, który trudno uznać za odpowiedni dla młodego widza. Już w pierwszych minutach pojawia się wątek samobójczy, a w dalszej części sceny z jednoznacznymi aluzjami seksualnymi, co budzi zrozumiałe wątpliwości co do kategorii wiekowej i ogólnego przekazu. Homoseksualne zaloty między czeską kierowczynią a polską policjantką? Jasne, reprezentacja jest ważna, ale nie wtedy, gdy w filmie dla dzieci pojawia się to znikąd i zupełnie bez kontekstu. To nie odwaga, a co najwyżej brak wyczucia.

Problemem jest także bardzo nierówna gra aktorska. Choć w obsadzie pojawiają się nazwiska kojarzone z solidnym rzemiosłem, trudno mówić o wiarygodnych kreacjach. Dialogi często wypadają sztucznie, a postaci drugoplanowe wydają się niedopracowane, wręcz przypadkowe. W wielu scenach brakuje emocjonalnej głębi, a relacje rodzinne są zarysowane powierzchownie, co w filmie o takiej tematyce powinno być jednym z filarów. O ile doświadczeni aktorzy tacy, jak Jan Peszek, Wiktor Zborowski czy Agnieszka Grochowska swoją charyzmą potrafią pociągnąć scenariuszowe mielizny i zrobić coś z nieczego, tak aktorzy dziecięcy na czele z Anną Nowak w roli głównej, są po prostu fatalnym wyborem osób odpowiedzialnych za casting.
Zamiast ciepłej, pełnej przygód historii z przesłaniem, otrzymujemy narracyjny miszmasz, w którym trudno odnaleźć jednoznaczny cel. Dzieci mogą się szybko znudzić lub pogubić, dorośli – poczuć zaskoczenie nie tyle formą, co brakiem spójności i wyczucia. Film nie niesie też szczególnego przesłania – mimo prób opowiadania o starości, pamięci i wyobraźni, zabrakło delikatności i umiejętności prowadzenia widza przez ten świat.