Dokument Elli Wright z powodzeniem zmieścił w swoich kadrach zarówno martyrologiczne jak i frywolne obrazki życia pod bombami 8
„Gdyby nie tak straszny, byłby to widok wspaniały” – przyznaje wiekowy uczestnik tamtych dni. W maju 1940 Winston Churchill, uchodzący nawet w łonie własnej partii konserwatywnej za dziwaka, objął stery brytyjskiego rządu. Polityka appeasementu wyczerpała swoje możliwości. Adolf Hitler udowodnił, że nie zamierza wypełniać żadnych zobowiązań, a tych, którzy w nie wierzą, uważał za pożytecznych idiotów. Po klęsce Francji Wielka Brytania stała się ostatnim szańcem oporu przeciw niemieckiemu walcowi taranującemu kolejne rubieże krajów Europy. Świadek będący obserwatorem płonącego Londynu musiał mieć duszę wrażliwą na plastyczny urok malowniczych fajerwerków. Mieszkańcom miasta do podobnych refleksji było daleko. Skąpany w morzu płomieni Londyn trwał siłą solidarności swoich obywateli. Marszałek Rzeszy Hermann Göring obiecał führerowi rzucić do stóp niepokorny kraj i jego stolicę. Kilkumiesięczne zmagania lotników RAF-u broniących dostępu do miasta, gorliwych strażaków, lekarzy, wreszcie zwykłych ludzi narażonych na powietrzną napaść zostały zwizualizowane w kadrach starych kronik i opisane współczesnym komentarzem żyjących jeszcze świadków.
„Często dochodziło do romansów” – przyznaje jakaś z młodych dziewcząt wcielonych do służby zapasowej. Ćwierć wieku potem o tym mieście mówić się będzie „swingujący Londyn”. Ale przecież i pod nalotami Luftwaffe młodzi ludzie rzuceni nieoczekiwanie do walki o swoje życie zdradzali potrzeby zwykłej rozrywki. „Chcieliśmy cały Londyn zagnać do schronów” – wspomina po latach lotnik niemiecki. Częściowo ten zabieg się powiódł. Kolorowe klisze sprzed osiemdziesięciu pięciu lat dowodzą, że jednak nie do końca. „Ten przystojniak próbował mnie przekonać, bym straciła dziewictwo w Chelsea” – wspomina już podstawionym głosem lektorki młoda podówczas dziewczyna. Wtedy zaangażowana była być może jako planistka przesuwająca na makiecie miniaturki samolotów w trakcie symulacji teatru wojny. Do młodych ludzi wcielonych w szeregi armii samotnie walczącej przeciwko potędze niemieckiej chwilami docierała powaga sytuacji. Londyn płonął. „Tego dnia kochaliśmy się z wielką powagą” – przytoczy intymne wspomnienia obrończyni bohaterskiego miasta.
Brytania i Blitz jest czymś, co niby dobrze znamy. Takie kadry towarzyszyły nam przecież przez lata martyrologicznej opowieści o ludziach, którzy dźwignęli ciężar II wojny światowej. Film Elli Wright ma jednak istotną przewagę nad podobnymi relacjami dokumentalnymi. Został mianowicie skondensowany do niezbędnego minimum emocjonalnego ekstraktu, skojarzony z autentycznymi bohaterami tamtej epoki, wreszcie niemal całkowicie wyzbyty nut patetycznych. Oto król i królowa zostali tu ujęci w pozach cierpiętniczych, gdy utyskują nad zbombardowanym skrzydłem pałacu Buckingham. A cały ten obrazek rzucony został na tło równanego z ziemią Coventry. „Wracajcie do pałacu!” - skwitują ten widok zwykli obywatele UK dźwigający na co dzień ciężar zmagań z napastnikami. A przecież ci sami poddani Jej Królewskiej Mości od lat pozostają przeciwni zniesieniu monarchii, choć widzą, jaką ekscentryczną i kosztowną fanaberią jest ona de facto.
Któryś ze świadków wspomina kontrast, jaki różnicował dojmujące widoki bombardowań z obrazem prostytutki tańczącej na Piccadilli Circus w rytm piosenki „I’m singing in the rain”. Wokół szaleje burza ogniowa. Zaraz potem piłkarze wychodzą na finał pucharu Anglii, choć w powietrzu wisi groźba kolejnych nalotów. Dokument Elli Wright z powodzeniem zmieścił w swoich kadrach zarówno martyrologiczne, jak i frywolne obrazki życia pod bombami. To dość rzadki w filmowym dorobku dowód, iż przed historią nie należy stać wyłącznie w pozycji wyprostowanej.