Może to i przypadek, ale za to jaki. 8
Filmów z różnego typu demonami było tyle co bajek Szeherezady, natykając się więc na kolejny trudno nie być sceptycznym i podchodzić do niego ostrożnie. Tym razem jednak dostajemy produkcje z górnej półki, przy której horror można śmiało napisać prze duże H.
Nieomal w ostatniej chwili Emily Jenkins, ratuje z rąk szalonych rodziców kilkuletnią Lillith. Za namową dziewczynki kobieta postanawia ją adoptować. Już wkrótce zaczyna żałować swojej decyzji, bo Lillith wcale nie jest tak słodka i niewinna jak mogło by się wydawać. Co gorsza dziecko nie jest nawet człowiekiem i dysponuje ogromnymi mocami, zmieniając życie Emily w koszmar.
Przyznam, że zasiadając do Przypadku 39, nie wiedziałem co to za film, ani nawet jaki gatunek. Z perspektywy więc czystej kartki, po kilkunastu początkowych minutach miałem już przeświadczenie, że będzie to dramat lub coś pod niego podchodzącego. Gdy już miałem sobie darować resztę, nagle coś zaczęło się dziać. Od tego momentu wszystko się odwróciło, a film zaczął być horrorem i to solidnym.
Obraz Christiana Alvarta po dość nudnym początku stopniowo się rozkręca, aż do spektakularnego finału. Dobry scenariusz zapewnia ciągle narastające napięcie i niepewność, co przykuwa widza. Nie jest to może najbardziej oryginalny horror jaki widziałem, ale jak to często bywa reżyser doskonale wykorzystał znane wątki z dodatkiem kilku nowych elementów, tworząc coś przyprawiającego o skok adrenaliny.
Nie ma tu co prawda hektolitrów krwi, rozrywanych ciał czy wyskakujących zewsząd demonów, ale w filmie i tak straszy. Alvart dość oszczędnie prezentuje siedzącego w Lilith demona, pokazując go tylko kilkakrotnie, a i to nie w całości. Ten prosty zabieg daje do myślenia i nie tylko przykuwa do obrazu, ale przede wszystkim nie daje o nim zapomnieć.
Film udowadnia również, że nie liczy się tylko obraz, wiele można zrobić używając dźwięku. Dziwne odgłosy, dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa i nagłe zmiany głosu dziewczynki, dopełniają obrazu i są upiorne same w sobie.
Pochwały należą się również aktorom, Renée Zellweger, dotychczas grająca we wszystkim tylko nie horrorach dobrze wywiązała się ze swojej, trudnej roli. Niezłym kunsztem popisała się również młodziutka Jodelle Ferland, pokazując coś więcej niż tylko uśmiechniętą twarz anioła.
Wyjątkowo udany film podobny do omena, ale z zdecydowanie lepszym zakończeniem :)