Chciałbym łzę uronić i poczuć jak serce rośnie. Ale niestety, nie tym razem... 3
Chciałbym móc wzruszyć się pięknym, ojczystym filmem martyrologicznym i napisać coś więcej niż trzy słowa. Historia Generała Fieldorfa pewnie jest dobrym przykładem losów AKowców pod rządami socjalistów w PRLu, i może nawet nadaje się na jędrny film edukacyjny. Nadaje się też pewnie na sążnisty dramat psychologiczny, zwłaszcza zbagatelizowany wątek rodziny generała. Obejrzałem jednak film zbyt długi, nudny i nieporadnie złożony. Akcja promocyjna IPN i TVP, broszury, płyty i niezłe plakaty nie pomogą obrazowi. Podejrzewam jednak, że sale kinowe wypełnią szkoły i jednostki wojskowe i będzie kasowy sukces na miarę "Katynia”, bo film jest ideologicznie czarno-biały. AKowiec jest dobry, komunista zły.
Niepokojące są losy śniegu w tym filmie. Gdy leży w parku, to równomiernie na trawniku i chodniku, mimo, że ludzie chodzą i powinni ścieżkę wydeptać. Gdy zmęczony syberyjską zimą pociąg wjeżdża na polską stację, to wydaje się jakby w drodze pryskano go jakąś pianką z puszki – widać charakterystyczne mazy przypominające graffiti. Ale tak może być dlatego, że śnieg z natury jest leniwy. Nie wstaje o szóstej rano, jak gospodarz budynku. Może sobie jeszcze chwilkę poleżeć...
Przyznam, że jedna scena mi się podobała, gdy dręczony wyrzutami sumienia obrońca wychodzi z sali po zapadnięciu wyroku śmierci i wydaje mu się, że schodów, po których schodzi jest o jeden mniej, niż gdy po nich wchodził. Ale trwa to niespełna minutę i może znajdzie się na youtube. Poborowym doradzam dezercję i „Boisko Bezdomnych”. Uczniom - wagary i „Koralinę”. Mieszkańcom Warszawy - czekoladę w takiej maciupeńkiej kawiarni przy placu Wilsona (na drodze do urzędu dzielnicy).
Zakończenie dobitnie mną wstrząsnęło, kiedy odczytywany był wyrok… łzy same ciekły, takie filmy ogromnie szanuję, bo dzięki nim nigdy nie zapomnimy.