Jest II wojna światowa, rok 1945. Niemiecki generał von Brock dostaje rozkaz wysadzenia ostatniego mostu na Renie. Most prowadzi w głąb Niemiec i jest jedyną drogą odwrotu dla kilkudziesięciu tysięcy niemieckich żołnierzy. Tymczasem Amerykanie są już blisko otoczenia uciekających wojsk. Generał zostaje sam z niebywałym dylematem. Jankes
Bieg czasu działa ujemnie – Ciężko mi ocenić ten film. Upływ czasu działa negatywnie na produkcję Guillermin’a. Film bardzo dobry w momentach nie-batalistycznych, słaby w momentach batalistycznych. W dobie Szeregowca Ryana, bądź Helikoptera w ogniu Most na Renie jest…uroczo archaiczny. To najsłabsza cecha produkcji wojennych z tamtych czasów. Z drugiej strony wyraziste postacie i znakomite dialogi.
Pozostałe
Bardzo dobry film wojenny, który jak zwykle, co mnie bardzo cieszy jest oparty na prawdziwych i niepodważalnych faktach. Na szczególną owację zasługuje scena bombardowania miasta Remagen i nieudanej obrony tytułowego mostu na Renie. Ponownie, tak jak w "O jeden most za daleko" czy "Bitwie o Ardeny" mamy mnóstwo stopni wojskowych, dzięki czemu łatwo rozróżnić kto kim jest i jaką odgrywa rolę w II wojnie światowej. Aktorzy bardzo dobrze zagrali i sprawili, że ten film z coraz większą ciekawością oglądałem. Peter van Eyck zagrał rolę życia, generała von Brocka – aż musiałem stwierdzić, że on nim faktycznie był, a nie tylko grał. We współczesnych filmach aktorzy nie potrafią wtopić się w daną postać i żyć jej życiem. Wysadzenie tunelu na rzece Wełtawa też robi wrażenie i czułem się, jakbym się znajdował w tym schronie razem z innymi. Polecam każdemu szanującemu się fanowi kina wojennego. Naprawdę, oglądanie takiego kina sprawia u mnie ogromną przyjemność i niebywałą satysfakcję. I wcale nie określiłbym go mianem uroczo archaicznego, tak jak to kolega poniżej dawno temu napisał. Z czystym sumieniem daję 8/10.