Mirka (Anna Przybylska) to dziewczyna z warszawskiej Pragi. Wychowana i zakochana w typowo praskim klimacie wybrała jednak zasadniczo inną drogę życiową niż jej przyjaciele z dzieciństwa – ukończyła bowiem prestiżowy wydział prawa. Choć wydawać by się mogło, że jej zawód to wręcz ujma na honorze rodziny z cwaniackimi korzeniami, okazuje się dla mieszkańców starej kamienicy ostatnią deską ratunku. Aby pomóc najbliższym, Mirka, używając osobistego wdzięku, wrodzonego sprytu, pomocy wuja i trików rodem z Hollywood, będzie musiała zdobyć się na najbardziej zwariowany numer w całej swojej dotychczasowej karierze…

„Lejdis” w nowych rolach

Aktorki pamiętne z występu w Lejdis, przebojowej komedii duetu Saramonowicz-Konecki, nie dają o sobie zapomnieć i znów pojawią się razem na ekranie. Izabela Kuna i Edyta Olszówka występują jednak tym razem w „futbolowej” wersji... Co to znaczy? Warto posłuchać wyjaśnień aktorek.

Postać Uli – epizodyczna, ale niewątpliwie barwna, to kobieta zdecydowana, w pewnym sensie niezależna, mająca sprecyzowane zainteresowania, obracające się głównie wokół piłki nożnej. O futbolu dyskutuje namiętnie nawet w pracy (a może zwłaszcza w pracy?) z koleżanką, która podziela jej fascynację. Iza Kuna (33 sceny z życia) komentuje: I mnie ten temat jest bliski, staram się śledzić mecze i być na bieżąco z wynikami nie tylko polskiej ligi. Nie obstawiałam nigdy wyników w zakładach bukmacherskich (jak czyni to moja bohaterka), ale niejednokrotnie zdarzało mi się zakładać ze znajomymi o to, jaki będzie wynik meczu. Czy moja postać różni się od bohaterki, którą grałam w „Lejdis”? Na pewno tak, bo to przecież dwa różne filmy. Bohaterki łączy jedno – obie są współczesnymi kobietami, które wiedzą, czego chcą… a ja znów występuję na ekranie z Edytą Olszówką.

Olszówka uzupełnia: Postać, którą gram, Marta, jest bardzo soczysta, nieco „męska”. Doskonale wie, czego chce i również kocha futbol. Ja sama też bardzo lubię piłkę nożną, choć jestem zawiedziona grą naszej reprezentacji. Zresztą jak chyba każdy obywatel tego kraju... Marta i Ula to kobiety o silnej osobowości. W filmowym dialogu między nimi pada zdanie: „Zastanawiam się, czy to prawda, że 67% kobiet nie myśli”, ale ja osobiście nie różnicuję płci ze względu na „predyspozycje do myślenia”. Postaci Marty nie da się porównać z bohaterką, którą zagrałam w „Lejdis”, bo pojawia się na krótko.

Do obu fanek piłki kopanej dołączył też znany piłkarz, co długo było skrzętnie ukrywane przed prasą. Okazał się nim zawodnik Legii i reprezentant Polski, Brazylijczyk Roger Guerreiro.

Chłopackie kino Olafa L.

Olaf Lubaszenko był już aktorem doskonale znanym z bardzo zróżnicowanych ról (popularność przyniosły mu zwłaszcza występy w filmach Władysława Pasikowskiego, a prestiż chociażby udział w Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego), kiedy stanął po drugiej stronie kamery.

Sztos był historią rozegraną w realiach trójmiejskiego półświatka, z udziałem niektórych jego autentycznych przedstawicieli. Akcję osadzono w latach 70. Lubaszenko postanowił połączyć nostalgiczne nieco spojrzenie na tamte czasy z wyraźnym nawiązaniem do wzorców amerykańskich. Choć analogie do klasycznego Żądła były oczywiste, sukces okazał się jednak połowiczny. Zawiniło pewne niezdecydowanie twórców. Czy przywoływać czas miniony i śmiało idealizować szemranych bohaterów, czy też skupić się na sensacyjnej, zaskakującej opowieści? Lubaszenko wybrał drogę kompromisową. Mimo to trzeba przyznać, że charyzmatyczni aktorzy – zwłaszcza Jan Nowicki – nie zawiedli, a specyficzny klimat miasta został oddany bardzo sugestywnie.

Właściwie wszystkie filmy Lubaszenki część krytyki zaliczała, niezbyt słusznie, do nieprecyzyjnie określanego nurtu „kina bandyckiego”. Trzy kolejne utwory – Chłopaki nie płaczą, Poranek kojota E = mc 2 – które można traktować jako swoistą trylogię, rzeczywiście przynosiły portrety gangsterów oraz lekko satyryczny obraz podretuszowanej polskiej codzienności z wyraźnie pastiszowym tonem. Chociaż są to opowieści o krwawych porachunkach, bandyci jawią się tu jako bohaterowie w gruncie rzeczy niegroźni, raczej zabawni, a nawet sympatyczni. Chwytem często stosowanym przez Lubaszenkę było wygrywanie kontrastu pomiędzy groźnym wizerunkiem a zaskakującymi aspiracjami. Tak było chociażby z "Bolcem” (Michał Milowicz) marzącym o karierze muzycznej czy paradującym w zabawnym sweterku cynglem „Gruchą” granym z budzącą rozbawienie śmiertelną powagą przez Mirosława Zbrojewicza.

We wspomnianych filmach zapisał się znak czasu. Główne postaci to przecież ludzie, których dawniej zaliczylibyśmy do inteligencji: początkujący artyści (jak w dwóch pierwszych filmach) czy pracownik uniwersytecki w „E = mc2” . Są oni w realiach drapieżnego kapitalizmu słabi, zagubieni i może nawet do kupienia, choć nieodparcie sympatyczni i trzymający w końcu jakiś moralny pion. Z niespodziewanych spotkań ze światkiem kryminalno-aferalnym wychodzą bez większego szwanku na ciele, ale i na duchu, wykazując się pewnym sprytem, a w każdym razie talentem do przetrwania. To jednak „harcerze”, choć z niewątpliwą skłonnością do grzechu, w świecie pełnym pułapek i – czasem całkiem trywialnych – erotycznych i materialnych pokus. Chyba nie bez powodu najpopularniejszym filmem Lubaszenki są „Chłopaki nie płaczą”, gdzie ten ton jest najsilniejszy i wyrażony najbardziej wdzięcznie i swobodnie. Rzecz kręci się tu wokół inicjacji seksualnej, traktowanej jak w szczeniackim pieprznym dowcipie, ale z niespotykaną w polskim kinie otwartością. Stało się tak zapewne także pod wpływem coraz lepiej znanych w Polsce amerykańskich przebojów dla nastolatków, ale trzeba przyznać, że zachowano przaśną rodzimą specyfikę. Z kolei w „Poranku kojota” jeden z kluczowych gagów dotyczył... trudności ze zdobyciem prezerwatywy. Okazało się, że takie dosadnie ujęte kwestie przestały być w polskim, przeważnie mocno pruderyjnym albo „artystycznie erotycznym” kinie tabu. Wiązał się z tym też pewien kłopot, widoczny zwłaszcza z dzisiejszego punktu widzenia. Chociaż u Olafa Lubaszenko nie ma widocznego mizoginizmu jak u niektórych jego kolegów-reżyserów, to jednak kobiety traktuje się tu dość przedmiotowo. Taką, dość powszechną, mentalność Lubaszenko opisywał i robił to dosyć trafnie, na szczęście ze swego rodzaju dystansem. W „Złotym środku” dość nieoczekiwanie uczynił bohaterką kobietę i to w podwójnej roli…

Dydaktyka i wygłup

Trzeba stwierdzić, że motyw zamiany płci miał w polskim filmie stosunkowo małe znaczenie. Dominowało przekonanie, że zamiana taka powinna służyć nie nauce, choćby wyrażonej w rozrywkowej formie, lecz utrwalaniu sztywnych społecznych ról, a nawet pewnego rodzaju dydaktyce. Taka była wymowa skądinąd sympatycznego serialu i filmu dla młodzieży według bardzo popularnej książki autorstwa Hanny Ożogowskiej Dziewczyna i chłopak (serial 1978, film 1980). Można powiedzieć, że po wesołych wakacyjnych perypetiach Tomek staje się jeszcze bardziej Tomkiem, a Tosia Tosią, choć osiągają także pewne zrozumienie dla swej fizycznej i psychicznej odmienności.

Ambitne zamiary miał Konrad Szołajski, kręcąc komedię Operacja "Koza", w której to agentka KGB i polski naukowiec (Ewa Gawryluk i Olaf Lubaszenko) zamieniają się ciałami. Miała być to wyrafinowana gra z filmowymi konwencjami i wielce zabawna satyra na społeczne i płciowe stereotypy.

Jacyków rządzi!

Aktorów w filmie stylizuje nie kto inny, jak kontrowersyjny Tomasz Jacyków, znany z ciętego języka i udziału w wielu programach telewizyjnych. Stylista gwiazd szczególnie ukochał sobie postać, którą gra Tamara Arciuch. Tak opowiadał o swojej pracy: Moje pomysły na wygląd postaci w filmie „Złoty środek” mają oddawać „prawdę czasu i prawdę ekranu”. Prawnicy są ubrani zgodnie z dresskodem, panującym na całym świecie w środowiskach palestry: stonowane kolory, dobrze skrojone garnitury, odpowiednio dobrane zegarki. W przypadku dwójki spośród bohaterów pozwoliłem sobie na nutę szaleństwa… Minister Kwiatkowski (Krzysztof Kowalewski) to w scenariuszu postać lekko przerysowana – lubi luksus i mocno się z nim obnosi. Zarówno on, jak i jego córka noszą zegarki marek Breitling i Bulgari, biżuterię zdobioną brylantami i szafirami; oczywiście jest to asortyment z najwyższej dostępnej półki. Zresztą Wiktoria – córka ministra Kwiatkowskiego – jest moją ulubioną postacią w filmie, jej wizerunkowi poświęciłem najwięcej uwagi. Wpadłem na pomysł, by „miała jazdę” na oryginalne nakrycia głowy, w związku z czym w każdej scenie pojawia się w jakimś innym kapeluszu. Ubiera się nie klasycznie, a modnie, nosi długie skórzane rękawiczki, a biżuteria rysuje jej postać – kolczyki z pająkiem i muchą, naszyjnik w kształcie pajęczyny… Generalnie wszystko „na wysokim obcasie” i bardzo glamour. Można powiedzieć, że jest to styl eklektyczny. Niby bardzo „kolacyjnie” – sukienka szyfonowa z żabotem, i nagle nieoczekiwany dodatek, który podkreśla ostry charakter postaci.

I wreszcie postać Ani w dwóch odsłonach – dziewczęcej i męskiej – kontynuuje stylista. – Ania nie jest dziewczyną w stylu „praskim” (dresy i białe skarpetki), jest świadoma stylów we współczesnej modzie, ale na pewno nie ulega szaleńczo jej dyktatowi. Ubiera się dziewczęco, bardziej w stronę chłopczycy niż tzw. „laseczki”, a w momencie, gdy przebiera się za mężczyznę, występuje w nienagannie skrojonym garniturze. W męskim stroju wygląda bardzo chłopięco, jak tzw. „chłopiec-tchórzofretka”: drobny, mały młodzieniec.

Jacyków skomentował też kwestię biżuterii „grającej” w filmie.

Biżuteria jest autentyczna – dzięki butikowi Ermitage mamy do dyspozycji wszystkie najbardziej ekskluzywne marki. Oczywiście jest ubezpieczona, ja też jestem ubezpieczony...

Niezbędna Marysia

Jednym z najlepszych filmów na ten temat była komedia Poszukiwany, poszukiwana Stanisława Barei, oparta na klasycznych farsowych wzorach, jednak z licznymi i charakterystycznymi modyfikacjami. Historyk sztuki (Wojciech Pokora), uciekający przed niesłusznymi oskarżeniami o rzekomą kradzież obrazu, wciela się w postać pomocy domowej, Marysi. Ma to konsekwencje, by tak rzec, erotyczne, ale przede wszystkim służy społecznej satyrze. Okazuje się bowiem, że Marysia jest w rzeczywistości lat 70. osobą niezastąpioną i sprawującą różnorakie funkcje. Połączenie w jej osobowości inteligenckiej neurastenii i coraz lepiej opanowywanej kobiecej zaradności jest bardzo przydatne w peerelowskim życiu codziennym. Przebieranka posłużyła tu więc zjadliwej i przenikliwej satyrze, choć nie zrezygnowano wcale z wypróbowanych komediowych chwytów.

Podobny motyw pojawił się w innym utworze tego reżysera, serialu Zmiennicy opowiadającym o Kasi (Ewa Błaszczyk) pracującej w męskim przebraniu w firmie taksówkowej. Natomiast w kontynuacji słynnego filmu Barei MiśRozmowach kontrolowanych, prezes Ochódzki (Stanisław Tym), który został przez przypadek bohaterem opozycji w stanie wojennym, usiłuje uciec za granicę w przebraniu postawnej Szwedki. Można powiedzieć, że –symbolicznie rzecz ujmując – ta maskarada ma pomóc odciąć się od „syndromu polskiego”, w który ten skądinąd paskudny oportunista został niejako wplątany. Rzecz jasna to się nie udaje. Charakterystyczne więc, że ów nieśmiertelny motyw przebieranki służył u nas głównie do społeczno-politycznej satyry. Refleksja na temat płci czy różnic i paradoksów erotycznych tęsknot i potrzeb, była najczęściej drugorzędna.

O aktorach

Anna Przybylska (Mirka i Mirek)

Urodziła się 26.12.1978 roku w Gdyni. Marzyła o aktorstwie już od dziecka. Jako licealistka wzięła udział w kursie dla modelek. Pierwszym jej występem w telewizji był finał konkursu „Twarz Roku”. Odkrył ją podczas castingu Radosław Piwowarski i powierzył rolę w „Ciemnej stronie Wenus”. Młoda aktorka szybko zyskała ogromną popularność dzięki serialowi „Złotopolscy”, gdzie występowała w roli Marylki Baki z komisariatu policji na Dworcu Centralnym w Warszawie. Zagrała też u Bogusława Lindy w „Sezonie na leszcza” (2001).

Pełna temperamentu i wdzięku, jest uznawana za jedną z najbardziej seksownych polskich aktorek.

Paweł Wilczak (Bogumił)

Urodził się 29.07.1965 roku w Poznaniu. W 1989 ukończył Wydział Aktorski PWSFTiF w Łodzi. Był aktorem Teatru Nowego w Warszawie. W filmach grał początkowo role drugoplanowe. Zwrócił na siebie uwagę rolą psychopatycznego gangstera Jurija w „Ekstradycji”. W 2003 roku zdobył nagrodę Wiktora w kategorii „najlepszy aktor”, rok później zaś Telekamerę. Z sukcesem występował w Teatrze Telewizji, m.in. w „Kuracji” (2001) według Jacka Głębskiego w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego oraz „Nocy czerwcowej” według Jarosława Iwaszkiewicza w reżyserii Andrzeja Wajdy. Wielką popularność przyniósł mu udział w serialach „Na dobre i na złe”, gdzie zagrał sanitariusza Mareczka oraz „Kasia i Tomek”, gdzie z kolei zabłysnął wielkim talentem komediowym.

Szymon Bobrowski (mecenas Łopian)

Urodził się 16.05.1972 r. w Koninie. Występował w Teatrze Nowym w Poznaniu (1996–1999), a od 1999 roku jest aktorem Teatru Powszechnego w Warszawie. Zagrał w znaczących spektaklach Teatru Telewizji, m.in.: „Madame Molier” Waldemara Śmigasiewicza z Anną Dymną i Andrzejem Sewerynem, „Juliuszu Cezarze” oraz spektaklach Krzysztofa Zanussiego „Skowronek” i „Sesja castingowa”. Popularność przyniosły mu role w serialach, zwłaszcza „Magda M” i „Na dobre i na złe”. Chwalony za wszechstronność, często obsadzany w charakterystycznych rolach drugoplanowych.

O filmie

Wychowana na warszawskiej Pradze Mirka (Anna Przybylska) ukończyła wydział prawa. Nie zapomniała jednak, skąd pochodzi. Dla mieszkańców rodzimej kamienicy stanie się ostatnią deską ratunku. By im pomóc, musi zdobyć się na brawurową mistyfikację. Pomoże jej w tym wujek Bogumił (Paweł Wilczak), charakteryzator i przedstawiciel mniejszości seksualnej. Piękna dziewczyna zamieni się dzięki niemu w przystojnego młodzieńca i będzie musiała zdobyć się na najbardziej zwariowany numer w całej dotychczasowej karierze...

O twórcach filmu

Olaf Lubaszenko (reżyser)

Urodził się 6.12.1968 roku we Wrocławiu. Jest synem aktora Edwarda Linde-Lubaszenko. Należy do najwybitniejszych aktorów filmowych średniego pokolenia. Zabłysnął już jako nastolatek rolą tytułową w serialu „Życie Kamila Kuranta” (1982). Grał u Władysława Pasikowskiego („Kroll”, „Psy”), Andrzeja Wajdy („Pierścionek z orłem w koronie”), Krzysztofa Kieślowskiego („Krótki film o miłości”), Filipa Bajona („Poznań ‘56”). Świetnie wypadał zwłaszcza w rolach postaci wewnętrznie skonfliktowanych, rozdartych. Jego największym reżyserskim sukcesem była komedia „Chłopaki nie płaczą”. Był także producentem („Wszyscy moi bliscy”). Jest wielkim wielbicielem i znawcą piłki nożnej.

Perypetie z seksapilem

Oczywiście nie zawsze tak było. W latach międzywojennych powstało mnóstwo farsowych opowiastek opartych na lepiej lub gorzej kopiowanych wzorach francuskich i amerykańskich. Jeden z najbardziej znanych i sprawnie nakręconych filmów z tej serii to Książątko Konrada Toma i Stanisława Szebego z Karoliną Lubieńską jako Władzią, która na skutek zbiegu okoliczności udaje fordansera i w tejże roli niemal uwodzi Rolskiego (Eugeniusz Bodo). Podobnie było we wcześniejszym filmie Czy Lucyna to dziewczyna? Juliusza Gardana, z tym że tam schemat był odwrócony. To majętna Lucyna (Jadwiga Smosarska) wbrew woli ojca zaczyna pracować jako „asystent” urokliwego inżyniera (Bodo). Nietrudno dostrzec, że w obu przypadkach te maskarady miały służyć zasypaniu granic społecznych, zwłaszcza majątkowych. Ale można odczytać i inne podteksty. Kobiety muszą wkradać się w świat mężczyzn, słabo dla nich dostępny. A nawet brać udział, jak Lucyna, w ich „birbantkach”. Wtedy dopiero są w stanie należycie zrozumieć swych przyszłych życiowych partnerów. Nie da się także ukryć, że pojawiała się w tych filmach wyraźna erotyczna dwuznaczność. Oto kobiety zdobywały względy panów jako dziwnie łagodni i wyrozumiali mężczyźni. Można więc mówić o zawoalowanym homoseksualizmie, ale chyba jeszcze bardziej o lęku i tęsknocie jednocześnie za silnymi kobietami, które równorzędnymi partnerkami mogą być tylko przez chwilę. A potem winny powrócić do dawnej roli słodkich strażniczek domowego ogniska.

Przepraszam, czy ten pan to pani?

Kino uwielbia przebieranki, bo to nie tylko okazja do szampańskiej, farsowej zabawy, ale także do snutej pół żartem, pół serio refleksji na temat płci i zmieniających się żeńskich i męskich ról społecznych i seksualnych. Najsłynniejsze, najbardziej zabawne i wyrafinowane filmy powstały w USA. Nieśmiertelne, inteligentnie przewrotne Pół żartem, pół serio Billy’ego Wildera czy mądra i zabawna Tootsie Sydneya Pollacka z brawurową rolą Dustina Hoffmana były kopiowane i naśladowane bez końca. A jak to wyglądało w polskim kinie?

Przybylska z wąsikiem słucha pieprznych dowcipów

Jako Mirka/Mirek na ekranie pojawia się Anna Przybylska, która dzięki tej roli zaliczy dwa wielkie debiuty. Primo – będzie to dla niej pierwsza główna rola, co już samo w sobie jest nobilitacją i sporym stresem. Secundo – Przybylska zadebiutuje jako... mężczyzna!

Aktorka tak opowiadała o technicznych aspektach pracy nad rolą, tak istotnych w tym przypadku: Make-up rodził się w bólach. Przy mojej dziewczęcej urodzie zrobienie ze mnie mężczyzny nie jest rzeczą prostą, ale proszę mi wierzyć, jako mężczyzna jestem absolutnie nie do rozpoznania. Charakteryzacja i cały proces przemiany w mężczyznę w „Złotym środku” trwa ponad dwie godziny. Wiele elementów jest przygotowywanych specjalnie dla mnie – np. modele nosa i brody, ale jest to taka charakteryzacja, w której można funkcjonować przez cały dzień na planie. Mało tego, nieraz zasypiałam bez zdjęcia charakteryzacji i gdy się budziłam, nadal była doskonała...

Mirek, za którego przebiera się filmowa Mirka, to prawnik – człowiek sukcesu, młody wilczek świata biznesu. Jego rzeczywistość to świetne garnitury, niestandardowe pomysły i oczywiście – zainteresowanie atrakcyjnych dziewczyn. Jak piękna, niezwykle kobieca, uznawana przez wielu za najseksowniejszą Polkę Przybylska czuje się jako taki typ mężczyzny? Chyba nie najgorzej: Największym zaskoczeniem było dla mnie włożenie kostiumu, gdy okazało się, że garnitur jest najwygodniejszym strojem, jaki do tej pory nosiłam. Jest lekki, nie krępuje ruchów i na dodatek w momencie, gdy go zakładam, zupełnie odruchowo wchodzę w rolę mężczyzny – zaczynam zmieniać chód, inaczej moduluję głos, jakby wyzwalał się w mej naturze naturalny pierwiastek męski – wyznaje aktorka. – W męskim stroju czuję się dużo swobodniej niż w spódnicy i na wysokich obcasach. Fascynujący jest też fakt, że gdy jestem w męskiej charakteryzacji, koledzy z planu zapominają się w moim towarzystwie i opowiadają takie historie i dowcipy, których prawdopodobnie nigdy nie odważyliby się opowiedzieć przy kobiecie...

Olaf Lubaszenko tak komentował pracę z Przybylską nad rolą Mirki/Mirka: Na pewno inaczej prowadzi się aktorkę, której zadaniem jest zagrać mężczyznę tak przekonująco, aby widz uwierzył, że ma do czynienia z osobą odmiennej płci. Trzeba pamiętać, aby te postaci różniły się pod każdym względem, nie tylko wyglądu zewnętrznego. Ania Przybylska radzi sobie z tym intuicyjnie, a efekt końcowy, jak sami Państwo zobaczą, jest rewelacyjny.

Myślę, że to co jest najważniejsze w filmie komediowym, to akceptacja bohatera i zrozumienie jego motywacji, a to nie zależy od płci. Oczywiście są też pewne ograniczenia wynikające ze scenariusza: nasza bohaterka, będąc mężczyzną, nie może zdemaskować się przed swymi partnerami. Zakładam, że dla widza od początku filmu będzie jasne, że Anna Przybylska gra mężczyznę. Ważne jest to, by pozostali bohaterowie filmu wierzyli, że to jest ktoś inny niż Mirka. To trudne zadanie dla reżysera i na nim koncentrowałem szczególną uwagę.

Śmiech w dobrym stylu

Olaf Lubaszenko nie ukrywa, że jego celem jest przede wszystkim rozbawienie publiczności. Chciał przy tym w „Złotym środku” nawiązać do najlepszych, jego zdaniem, wzorców rodzimego kina w dziedzinie komedii. Polskie filmy z lat siedemdziesiątych są świetne, zawsze to powtarzam. Poszukiwany, poszukiwana jest bardzo dobrym przykładem, choć tam mamy odwrotną sytuację – mężczyzna udaje kobietę. Ale póki co, nie myślę o porównaniach, lecz o tym, żebyśmy dobrze zrobili nasz film. Jeśli później będzie go można porównać w korzystny sposób z jakimś wybitnym dziełem – będę bardzo zadowolony – mówił reżyser. Kluczem do sukcesu miał stać się zabawny scenariusz oraz trafne i zaskakujące obsadzenie głównych ról. A oto, na jakie pomysły w tym względzie wpadli twórcy filmu.

Twardziel Wilczak gejem

Mężczyzna znany z mocnych, tzw. „męskich” ról, ojciec bliźniaków i powszechnie ceniony, wszechstronny aktor – Paweł Wilczak, wcieli się w dość nietypową dla swego wizerunku postać. Otóż Wilczak zagra… geja! Jego bohater – Bogumił, to utalentowany charakteryzator filmowy, a zarazem wujek Mirki. Na Pradze, skąd pochodzi, jest jak barwny ptak wśród szarych domów. Towarzyszą mu nieodłączne, wystylizowane pieski. Jak można się domyślać, jego profesja i styl życia nie budzą u kolegów z dzieciństwa wielkiego respektu. Jednak dla filmowej Mirki okazuje się być ostatnią deską ratunku. To wuj Bogumił zamienia ją w Mirka i pomaga jej wymyślić skuteczną intrygę. Aktor przyznaje: Bogumił to postać bardzo ważna, ponieważ przygotowuje Mirkę do wystąpienia w „innej skórze”, robi z niej mężczyznę. Mój bohater jest gejem. Na propozycję zagrania postaci, która jest innej orientacji seksualnej niż ja, zareagowałem po prostu jak na nowe wyzwanie aktorskie. Aktor w ciągu swego zawodowego życia wciela się w różnych bohaterów: czasami jest księdzem, czasami mordercą, czasami politykiem, czasami policjantem, a czasami gejem –tłumaczy Wilczak. – To, że akurat w tym filmie była możliwość zmierzenia się z takim materiałem, to dla mnie dobrodziejstwo.

Koledzy po fachu przetarli już Wilczakowi ścieżki, jednak wiadomo, że każdy aktor ma własną drogę dochodzenia do roli. Czy do tego występu aktor musiał się specjalnie szykować? Wygląda na to, że zdał się na własną wiedzę, intuicję i instynkt: Nie wiem, co to znaczy stereotypowe myślenie o geju, nie miałem gotowego patentu na tę rolę, jedynie jakieś drobne przemyślenia i obserwacje, które posłużyły mi jako wskazówki. Zobaczymy, jak to wyszło na ekranie…

Wilczak i reżyser filmu Olaf Lubaszenko znają się od wielu lat. Jednak pierwszy raz spotykają się w takiej właśnie konfiguracji: Jest mi niezmiernie miło, że Olaf zaprosił mnie do współpracy przy tym filmie. Znamy się od dawna, spotkaliśmy się także jako aktorzy na planie Sfora: Bez litości, ale teraz sytuacja jest odmienna: Olaf stoi za kamerą, a ja przed nią. To nasze wspólne doświadczenie artystyczne, ale podział ról zupełnie inny – mówi Wilczak.

W zwariowanej fabule zwariowana muzyka

Do tak zwariowanej fabuły trzeba było zwariowanej muzyki. Kompozytor i lider Lady Pank Jan Borysewicz przyznaje: Propozycja skomponowania muzyki do najnowszego filmu Olafa Lubaszenki bardzo mnie ucieszyła, to dla mnie prawdziwa odskocznia od rzeczywistości. Wydaje mi się, że z filmu na film rozwijam się jako twórca muzyczny. Zatrudniliśmy m.in. kwartet smyczkowy, pojawiają się również nawiązania do różnych gatunków muzycznych. Muzyka będzie różnorodna i inna niż ta, którą komponowałem do tej pory. – I bez fałszywej skromności dodaje: – Mam wrażenie, że tym razem przebiłem samego siebie. To będzie chyba najlepsza muzyką, jaką do tej pory stworzyłem. Pewnie także ze względu na to, iż miałem przed sobą wyzwania, z jakimi jeszcze się nie mierzyłem. Poza tym, praca przy tym filmie to także niezła zabawa!

Borysewicz wie, co mówi, w końcu to nie pierwszy film, do którego komponuje: Uwielbiam komponować muzykę pod obraz, to działa na wyobraźnię. Mam w tej materii dobrą szkołę. Zacząłem przecież od muzyki do filmu O dwóch takich, co ukradli księżyc. To było niełatwe wyzwanie, trzeba było przygotować utwory trwające po 30 sekund, to była wyższa szkoła jazdy! – wspomina muzyk. – Na początku ciężko mi było się przełamać, by tworzyć tak małe formy muzyczne, zawierające zwrotkę i refren a jednocześnie sprawić, by ta muzyka była nośna i dawała przyjemność.

A jak pracuje się rockmanowi z komediową materią? Inaczej komponuje się muzykę do komedii niż do pozostałych gatunków filmowych. Mnie, szczerze mówiąc, bliższe są filmy sensacyjne... Ale i to upodobanie przydało się kompozytorowi: W "Złotym środku" jest scena włamania i tu udało mi się przemycić ostrą, męską muzykę!

Muzyk pojawi się też na ekranie, parodiując z kolegami punkową kapelę, której koncert stanie się okazją do niemałych szaleństw w wykonaniu Anny Przybylskiej i Szymona Bobrowskiego. W filmie pojawi się też piosenka „Noszę spodnie, kiedy chcę” z muzyką Borysewicza, napisana i wykonana przez Kayah.

Zwiewna Wiktoria

Ważną postacią w filmie jest Wiktoria, grana przez Tamarę Arciuch (Niania, Wesele), a ubierana przez znanego stylistę Tomasza Jacykówa (o jego pracy w filmie piszemy poniżej). Oto, jak aktorka skomentowała swój występ: Wiktoria to ukochana postać Tomasza Jacykówa w filmie „Złoty środek”. Jest niewątpliwie kwintesencją mody. Wszystkie kostiumy, które wybrał dla mnie Tomasz, leżały od razu jak ulał i od początku mnie urzekły. Pomysł na oryginalną stylizację bohaterki opiera się na jej absolutnej fascynacji nakryciami głowy i bardzo oryginalną biżuterią. Jeśli uważnie przyjrzymy się postaci Wiktorii, dostrzeżemy u niej zawsze jakąś niespodziankę pod pozorną słodkością ubioru. Szafirowa sukienka, wysokie obcasy i nagle… drapieżne, skórzane rękawiczki czy naszyjnik z pająkiem. Przyznam szczerze, że gdy realizowaliśmy zdjęcia na warszawskiej Pradze, moja bohaterka wyglądała bardzo egzotycznie w zwiewnej, kobiecej sukience, dopasowanym płaszczyku i kapeluszu! Ale właśnie o to chodzi w rysunku tej postaci: o element zaskoczenia, który jest wypracowywany poprzez szczegóły.

Więcej informacji

Proszę czekać…