Wizualnie film prezentuje się świetnie, akcja i efekty robią wrażenie, niestety psuje je kiepski scenariusz. 6
Kiedy latem 2007 roku film o Transformersach po raz pierwszy zagościł na ekranach kin, odniósł kasowy i artystyczny sukces. W dwa lata później wyszedł jego sequel, który spotkał się z chłodnym przyjęciem krytyki i widzów jednak zarobił jeszcze więcej, więc Paramount nie zwlekał zbyt długo z decyzją o nakręceniu trzeciej części. Ma być ona ostatnią i domknąć trylogię w wykonaniu Michaela Baya i jego ekipy. Czy więc tym razem udało mu się spełnić oczekiwania widzów? Moim zdaniem jedynie częściowo.
W Transformers 3 dowiadujemy się, że Sam Witwicky jest obecnie uważany za bohatera i mieszka ze swoją nową, seksowną dziewczyną w luksusowym apartamencie w Chicago. W czasie gdy bezskutecznie szuka pracy, a Autoboty są wykorzystywane w tajnych operacjach, Deceptikony knują spisek, który ma związek z rządową konspiracją, której korzenie sięgają 1961 roku i lądowania na Księżycu...
Tak pokrótce przedstawia się fabuła scenariusza napisanego przez Ehrena Krugera, który to współpracował wcześniej z Roberto Orcim i Alexem Kurtzmanem przy poprzedniej części. Tym razem nikt mu nie pomagał i to jest jak dla mnie największy minus trójki. Fabuła jest taka sobie, do tego przez połowę filmu mamy powrót kiepskiego humoru z drugiej odsłony serii. Kiedy oglądałem Zemstę upadłych zastanawiałem się, jak Orci i Kurtzman, którzy tak dobrze wyważyli humor z akcją w pierwszym filmie mogli napisać coś takiego. Po seansie trójki wiem, że to wszystko zasługa pana Krugera. Z powodu zwolnienia Megan Fox (sama aktorka twierdzi, że odeszła, a nie została zwolniona) mamy wątek związku Sama z nową dziewczyną, Carly, który to został totalnie przez niego zignorowany i po krótkiej scenie mamy uwierzyć, że to miłość jego życia.
W trójce powraca większość obsady poprzednich części i nadal nie mają zbyt wiele do zagrania. Shia LaBeouf gra w tym samym stylu, co zawsze, który to jednym się podoba, innym nie. Mnie osobiście nie przeszkadza. W rolę jego nowej dziewczyny wcieliła się angielska modelka, Rosie Huntington-Whiteley, która jest niestety kiepskim zastępstwem za Megan Fox. Owszem, wygląda ładnie, ale aktorsko jest od niej jeszcze gorsza i ma irytujący, angielski akcent. Do tego między nią a LaBeoufem nie ma żadnej chemii, więc ich związek jest tym bardziej nierealistyczny. John Turturro znowu robi z siebie głupka w roli byłego agenta Seymoura Simmonsa. Czasem wychodzi mu to lepiej, a czasem gorzej. Z nowych aktorów mamy w obsadzie Patricka Dempseya jako szefa Carly, Johna Malkovicha jako szefa wielkiej korporacji (ponownie gra dość zwariowaną postać), Frances McDormand jako panią minister Departamentu Obrony i Alana Tudyka w roli asystenta Simmonsa. I to właśnie Tudyk wypada z nich najlepiej i nawet najgłupszą kwestię scenariusza Krugera potrafi uczynić śmieszną.
Na stołku reżysera po raz kolejny zasiadł Michael Bay. Każdy, kto widział przynajmniej jeden jego film wie, że podstawowymi składnikami jego produkcji są piękne aktorki, wybuchy, efekty specjalne, szybki montaż i większa lub mniejsza ilość typowego amerykańskiego patosu. To wszystko mamy też w Transformers 3. Pod względem patosu nieco się tym razem ograniczył, co jest na plus. Na minus natomiast są dla mnie sceny między Samem i Carly, które wyglądają jak żywcem wyjęte z reklamy perfum. Zwolnione tempo, najazd kamery na idealną sylwetkę Huntington-Whiteley, odpowiednie pozy. Być może Fox miała dość kręcenia jej w ten sposób i dlatego odeszła. Huntington-Whiteley jest modelką, więc nie miała z tym najmniejszego problemu.
Autorem muzyki ponownie jest Steve Jablonsky i wypada ona tak samo jak w poprzednich częściach. Nie jest niczym wybitnym, ale dobrze współgra z akcją, więc ogólnie na plus.
Zważywszy, że mamy do czynienia z blockbusterem za prawie 200 mln dolarów należałoby wspomnieć o efektach specjalnych, które w tego typu produkcji odgrywają istotną rolę. Po raz kolejny wielkie brawa należą się Industrial Light & Magic. Jest to studio z wieloletnią tradycją (obok Wety obecnie najlepsze w branży) i to widać na ekranie. Dzięki ILM efekty to najsilniejsza strona filmu, robią one niesamowite wrażenie.
Około 70% Transformers 3 zostało nakręcone w 3D i chociaż nie jestem wielkim fanem tej technologii, to muszę przyznać, że spisuje się tu bardzo dobrze. Nie jest to jakaś nędzna konwersja, jak to często ostatnimi czasy bywa.
Michael Bay zapowiadał, że to jego ostatnia część Transformersów, dlatego też oczekiwałem godnego zakończenia trylogii i naprawienia błędów dwójki (Bay i LaBeouf to obiecywali), niestety spotkało mnie rozczarowanie. Wizualnie film prezentuje się świetnie, akcja i efekty robią wrażenie, niestety został on pogrążony przez kiepski scenariusz i jak dla mnie jest niewiele lepszy od sequela. Dlatego też mogę go polecić jedynie osobom, którym mimo wszystko podobała się Zemsta upadłych oraz fanom widowiskowej akcji w 3D.
Ludzie, co jest? Naprawdę byliście w stanie wytrzymać całość tego filmu? Ja nie. Całkowicie nie moja bajka. Przeładowanie formy nad treścią, ale całkowicie bezsensowne.