Czasem za marne pieniądze można zrobić coś fajnego, ale nie tym razem. 1
"Star Quest: The Odyssey” jest filmem sciencie fiction w najgorszym możliwym wydaniu. W założeniu miało to być coś w stylu "Star Treka” czy "Battlestar Galactica”. Niestety z braku funduszy i wszystkiego innego okazało się całkowitą klapą. Całość wygląda jak kiepska fanowska produkcja klasy Z.
Właściwie film nie posiada elementu, który byłby pozytywny. Sama fabuła jest do niczego. Im dalej tym bardziej widać jak wszystko zrobione było na siłę. Efekty specjalne ograniczają się do kilku tandetnych wstawek ze statkami kosmicznymi. Dodajmy do tego jeszcze plastikowe rekwizyty i śmieszne kostiumy. Aktorzy to niestety również towar deficytowy w tym filmie. Mamy tu oczywiście grupkę, jak się wydaje, przypadkowych ludzi pragnących zaistnieć, ale ich braki w aktorstwie widać niemal w każdej scenie (najgorzej wypadają na tym tle walki).
Do pełni zdenerwowania brakowało mi jeszcze muzyki, ale i tym razem autorzy nie zawiedli. Dostajemy bowiem cośm, co nie tylko ma zagłuszyć pozostałe odgłosy, ale jest po prostu drażniące i nie da się tego słuchać dłużej.
Tak więc jeśli spodziewaliście się jak ja po przeczytaniu opisu walk statków kosmicznych czy choćby żołnierzy to niestety się zawiedziecie, bo w tego po prostu niema. Film za to spokojnie można porównać do produkcji z lat 50., przy czym tamte nie wypadły by wcale gorzej. Mam nadzieję, że recenzja przestrzeże kogoś i odwiedzie od obejrzenia tego gniota (bo tylko tak można to nazwać). Polecam jedynie ludziom chcącym się zdołować i nie mającym jak zmarnować 80 minut. Moja ocena to 1, ale tylko z powodu braku 0.
0/10 – zdecydowanie najlepsza w tym filmie jest okładka