Kolejny hiszpański thriller, w którym dość schematyczny pomysł na fabułę ustępuje pola świeżym pomysłom realizatorskim i doskonałej warstwie wizualnej. 7
Oczy Julii Guillema Moralesa wpisuje się w trend współczesnego hiszpańskiego kina grozy, które w opinii wielu osiągnęło prawdziwe mistrzostwo. Wystarczy wspomnieć takie tytuły ostatnich lat jak [Rec], Sierociniec, Dziwny lokator, czy Wyspa zaginionych, które zdobyły doskonałe recenzje oraz miliony fanów na całym świecie. Jeżeli do tego dodamy, że producentem Oczy Julii był sam Guillermo Del Toro, to mamy sukces murowany.
Film opowiada historię tracącej wzrok Julii (w tej roli znana z Sierocińca śliczna Belén Rueda), która po rzekomym samobójstwie siostry, nie dowierzając oficjalnej wersji jej śmierci sama podejmuje dochodzenie w tej sprawie. Głównym tropem poszukiwań staje się tajemniczy kochanek siostry. Owy jegomość wydaje się być niewidzialny dla ludzi, gdyż wszyscy, którzy go widzieli nie pamiętają jak wyglądał.
Obraz Guillema Moralesa ma w sobie więcej z thrillera niż horroru, choć przez większość filmu widz sam nie jest pewien z jakim gatunkiem ma do czynienia. Akcja trzyma w napięciu do samego końca. Już sam mrożący krew w żyłach motyw stopniowej utraty wzroku budzi przerażenie. Gdy do tego dodamy sceny w przyciemnionych pokojach, gdzie widz niejako ma możliwość postawienia się w roli niedowidzącej bohaterki, otrzymamy kino żywe i oddziałujące na psychikę odbiorcy jakiego próżno szukać w produkcjach rodem z Hollywood. Strona wizualna jest ogromnym atutem filmu. Trzeba przyznać, że duża w tym zasługa pracy operatora. Nie szczędzi on nam smaczków takich jak gra cieniami, praca fleszem aparatu w ciemnościach, czy też do tej pory nieznany motyw nie pokazywania twarzy postaci, jedynie sylwetki, przez co jeszcze bardziej utożsamiamy się z Julią. Widać tu zdecydowanie szkołę Guillerma Del Toro. Perfekcjonizm obrazu twórcy Labiryntu Fauna, odcisnął duże piętno na całości produkcji.
Jednak żaden, choćby najlepszy operator nie zamaskuje braków w fabule. Otóż treść jej nie ma w sobie nic odkrywczego, czy nowatorskiego. Nie chcąc zdradzać za dużo elementów, ograniczę się do stwierdzenia, że pachnie tu dość mocno odgrzewanymi kotletami, zwłaszcza produkcji zza oceanu. Po świetnym początku rodem z Hitchcocka brak tu elementu zaskoczenia. Ciekawość towarzysząca widzowi w pierwszej połowie filmu gdzieś znika. Konstrukcji pomysłu wyraźnie również brakuje logicznej spójności, czy poczucia prawdopodobieństwa.
Oczy Julii ogląda się jednym tchem, czuć wyraźnie powiew świeżości w dość skostniałym i pozbawionym nowych pomysłów współczesnym kinie grozy. Pomimo pewnych braków w fabule, Hiszpanie wciąż udowadniają, że ta działka należy do nich. Oby tylko nie popadli (jak to się stało z Japończykami) w schematyczność i parodię.
Kolejna dobra hiszpańska opowieść. Było napięcie. Belen Rueda jest ciekawą aktorką. Nawet jak historia w jakimś momencie kiepsko się spina, to jej obecność wszystko rekompensuje.