Film jest rozłożony na trzy, w szczególny sposób powiązane ze sobą historie. W pierwszej obserwujemy życie przodków ludzi - małp. Pewnego dnia z kosmosu na Ziemię spada tajemniczy monolit, który inspiruje małpy, które wynajdują broń. Akcja przenosi się w przyszłość. Doktor Floyd udaje się na Księżyc, gdzie dokonano odkrycia monolitu - tajemniczy kamień wysyła sygnał, ogłuszając wszystkich obecnych tam naukowców. 18 miesięcy później wyprawa, dowodzona przez Davida Bowmana udaje się na Jowisza, z ważną misją. W trakcie lotu uczestnicy muszą zmierzyć się ze zbuntowanym, super-inteligentnym komputerem, H.A.L-em, który usiłuje przeszkodzić kosmonautom w dotarciu do celu...
email: nawrocki281@wp.pl

Najsłabsze arcydzieło 8

Stanley Kubrick tym filmem przypomniał o sobie. Według niektórych "2001: Odyseja Kosmiczna" uczyniła go sławnym, że zapoczątkowała serię jego genialnych filmów, takich jak: "Mechaniczna pomarańcza" i "Lśnienie", kończąc na "Pełnym Magazynku". Ja jednak, choć możecie mnie uznać za szaleńca, nie lubię "Odysei", wręcz nie trawię. Dla mnie jest to film, jakich wiele w gatunku s-f. Owszem, świetne, genialne, można by rzec, jak na tamten okres efekty specjalne, doskonała wizualizacja i dopełniająca wszystkiego muzyka. Z tymi argumentami mogę się, ewentualnie, zgodzić. Ale co z resztą? Film rozpoczyna piękna muzyka klasyczna. Jednak na ekranie widzimy tylko ciemność. Muzyka brzmi sobie beztrosko, a my czekamy, wpatrując się tępo w ekran. W końcu jesteśmy zmuszeni przewinąć nieco, bo powoli czujemy rodzącą się frustrację. No, chyba, że ktoś jest fanem muzyki klasycznej, to wtedy za taki wstęp będzie z pewnością Kubricka ubóstwiał. Do mnie jednak sekwencja początkowa nie przemówiła. Byłem nią wręcz rozczarowany. A tyle dobrego o niej słyszałem. No nic, ale to dopiero początek filmu, tak więc oglądam dalej. I co mnie czeka?

2001: Odyseja kosmiczna (1968) - Keir Dullea, Gary Lockwood (I)

Kilkunastominutowa sekwencja, rodem z filmów takich jak "Walka o ogień" czy "10.000 BC". Jednak zamiast ludzi reżyser wstawił naszych przodków, czyli niemal pozbawione rozumu małpy, które przez cały czas miotają się bez celu po ekranie, drąc pyski, jedząc, pijąc i bijąc się nawzajem. Co z tego wynika? Absolutnie nic. Pod koniec tej właśnie farsy, nagle znikąd pojawia się tajemniczy głaz, nazwany Monolitem. Jego tajemnicza energia zmusza małpy do większego myślenia. Głupie zwierzaki nauczą się polować. I zabijać siebie nawzajem. Nie widzę w tym nic pożytecznego, a Wy? Potem następuje nagła i niespodziewana zmiana akcji, poprzez, tu trzeba zaklaskać twórcom, genialne przeniesienie czasowe. Od pierwszego użycia kości do wylotu w kosmos. To, jako jedno z niewielu, podobało mi się. Ale potem następuje bezsensowna scena. Statki kosmiczne latają w rytm przepięknej muzyki. I tak przez dobre pięć minut. Muszę przyznać, że kilka razy ziewnąłem sobie, i to porządnie. Byłem coraz bardziej zniechęcony. Po rzeczonej sekwencji, wreszcie słyszymy pierwszy w filmie dialog. Nie wynika z niego za dużo, ale jednak poczułem ulgę. Byłem teraz chociaż przekonany, że ten obraz jest wyposażony w dialogi, a nie tylko muzykę i efekty specjalne. Potem, mówiąc w skrócie, astronauci odnajdują Monolit, na Księżycu. To znak, że ludzkość wiele się nauczyła, przez te kilka milionów lat. Monolit z Księżyca wysyła sygnał do tego położonego na Jowiszu, gdzie wyrusza z kosmiczną misją statek "Discovery" wyposażony w superinteligentny komputer, H.A.L 9000. Następna godzina filmu opowiada o walce kosmonauty, Davida Bowmana, ze zbuntowanym, wspomnianym wyżej, systemem, który wymordował całą załogę, mając na celu zniszczenie misji. Bowmanowi udaje się jednak wyłączyć komputer. No, może nie tyle wyłączyć, co odebrać mu życie. Ta scena także zasługuje na oklaski. Jednak następnie Bowman wyrusza w dziwny lot, najeżony różnymi efektami specjalnymi. Potem właściwie następuje zakończenie. I to tyle. Mało? Film "2001:Odyseja kosmiczna" to bez wątpienia jedno z większych arcydzieł w historii kina. Mnie to arcydzieło jednak nie zaciekawiło, wręcz rozczarowało. Nie dorasta do pięt późniejszym filmom Kubricka. Ale jako film s-f jest genialny.

3 z 11 osób uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 32
dawidek98 10

Najlepszy film fantastyczno-naukowy w dziejach wszechświata. Muzyka klasyczna, ukazanie ludzkości przed pojawieniem się jej, małpy w styczności z Monolitem, podróż głównego bohatera przez różnorakie kolory. Mogę zdecydowanie polecić każdemu, nawet nie-fanowi tego gatunku.

Anonimowy

"Śmierć" HAL’a. Najbardziej poruszająca i najpiękniejsza "śmierć" w historii kina. Nigdy nie byłem równie mocno poruszony jak w scenie w której wyłączany jest HAL. Niby chłodna, precyzyjnie i z dystansem sfilmowana, a jednak paląca jak rozżarzony węgiel. Nigdy, w żadnym filmie nie widziałem nic bardziej poruszającego jak ta scena. Aż chciałoby się bić brawa na stojąco, ale jest to coś tak wyjątkowego że największym dowodem uznania i szacunku jest zachowanie absolutnej ciszy.

simonperch 7

Ponadczasowe dzieło, w pełni rozumiem ogólny zachwyt jednakże sam go nie podzielam. Dla mnie zbyt nużący.

Trophy 10

Pytanie za pytaniem, refleksja za refleksją… – Długo minęło od czasu, aby jakiś film aż tak zmusił mnie do refleksji i zaniepokoił. Oglądając zastanawiałam się jacy to my jesteśmy malutcy wobec ogromu tego wszystkiego. Muzyka poważna w tle jest genialnie wkomponowana w tło i nadaje niesamowitego charakteru całej "Odysei". Kubrick potrafi grać na emocjach widza. Wiem, że nie powinno się porównywać obu filmów, ale muszę powiedzieć, że ten film bardziej mnie przeraził niż "Lśnienie".

Intrygująca jest postać Hala, który ponoć nigdy się nie myli. Ludzie mu w ufali. Jak to beznadziejnie jest być uzależnionym od jakiejś maszyny. Nie wiadomo co się może wydarzyć.

Wielu uważa, że film posiada za dużo dłużyzn. Nie podzielam tego zdania. To co, że obecnie filmy s-f co 5 minut maja dynamiczną akcję i strzelanie? Brakuje takich filmów jak "2001: Odyseja kosmiczna", które zmuszą, aby usiąść, pomyśleć. Niestety nie na wszystkie pytania zdołamy otrzymać odpowiedź. Albo może i stety…

Polecam!!!

Vivaldi Trophy 10

Wczoraj sobie odświeżyłem po latach i stwierdzam, że ten film nadal się doskonale trzyma. Nie tylko pod względem atmosfery, klimatu i napięcia (panowie z Hollywood – oglądać i uczyć się, że długimi ujęciami, wolnym ruchem i ciszą też można budować napięcie!) ale także pod względem technicznym – nie wiem, być może to kwestia mody retro, ale wszystkie te białe płaszczyzny, krągłości i monitorki nadal wyglądają niezwykle świeżo. Widać kunszt ekipy – zwłaszcza w ujęciach z odwróconej perspektywy: sala, w której pracują Dave i Frank, gdzie nie wiadomo, co jest podłogą, a co sufitem, – coś znakomitego. No i wątek Hala, który nie ma w sobie nic efektownego – ot, kilka rozmów, beznamiętny głos, a wali w łeb niczym solidny młotek. No i muzyka… chyba nikt tak jak Kubrick nie potrafił zastosować muzyki klasycznej w swoich filmach…
Bez dwóch zdań, jeden z najlepszych filmów w dziejach kinematografii.

miodzik Trophy

> Trophy o 2010-06-07 12:15 napisał:

> Wielu uważa, że film posiada za dużo dłużyzn. Nie podzielam tego zdania. To co,
> że obecnie filmy s-f co 5 minut maja dynamiczną akcję i strzelanie? Brakuje
> takich filmów jak "2001: Odyseja kosmiczna", które zmuszą, aby usiąść, pomyśleć.

Właśnie dokładnie z takiego powodu uważam (poruszając się w tematyce sf tylko), że Stargate Universe jest co najmniej bardzo dobry (a też można by powiedzieć, że tempo niespieszne), a uwielbiana przez tłumy Atlantyda to żenada, naiwna i banalna, że nie da się wysiedzieć do końca za żadne skarby, a przecież niby coś się dzieje cały czas.

Darth_Artur 10

Arcydzieło – Moją opinie o tym filmie wyraża choćby to, że avatara mam właśnie z niego:) Postać HALA 9000, jest jedną z bardziej interesujących w historii kina.

W filmie każde ujęcie jest mistrzostwem, można w dowolnym momencie spauzować, zrobić wydruk i powiesić sobie jako obraz na ścianie.

10/10

Więcej informacji

Proszę czekać…