Sandler i film z przesłaniem?!?!?! O nie wierzysz?? A jednak! 9
"No i co my tu mamy?" Przechodzimy przez półki osiedlowej wypożyczalni bez większego entuzjazmu z tym właśnie pytaniem na ustach. No właśnie - co my tu mamy? Stek bzdur ze Stallone'm, kolejna tępa odsłona strasznego filmu, albo kolejna próba rozbawienia nas seksem z szarlotką. Przechodzimy na półkę z nowościami, a tutaj bez zmian - Hollywood z uporem maniaka próbuje nam wcisnąć do głów te swoje dziwne wizje postnuklearnego świata z mutantami górników, lub też kolejne durne s-f o śmierci dziecka, które tak naprawdę zostało porwane przez kosmitów. Bzdury.
Do tych bzdur dorzucono jeszcze coś. Kolejna durna filmowa szmira z Sandlerem w roli głównej. Eh, z braku laku wrzucamy to do koszyka „Klik”. Boże, co za durny tytuł! Kto to w ogóle wypuścił?? Dwie minuty do bloku, minuta w windzie, ze cztery próbując otworzyć drzwi do mieszkania, i wreszcie ta chwila. "PLAY", zgrzyt wysłużonego VCR i niestety rozczarowanie. Miała być durnawa komedyjka o słodkim frajerze, który pokonując przeciwności losu wreszcie zdobywa dziewczynę swoich i naszych snów, a dostajemy coś zupełnie innego...
Dostajemy film ukazujący nam czarne strony amerykańskiego snu, do którego ostatnio coraz bardziej dążyć zaczynamy na wzór całego świata. Pokazuje nam on, że jednak na tego leksusa to trzeba zarobić i podjąć parę decyzji nie do końca przemyślanych. Ale nie mówmy tu za dużo - obejrzyjcie film. Gra aktorska może nie najwyższych lotów (hej, w końcu to tylko Sandler), ale dziury w sztuce skutecznie łata przesłanie chwytające za serce nawet najtwardszych kinomaniaków. Nie wyobrażam sobie, żeby po obejrzeniu tego filmu ktoś wyszedł z kina i nie zadzwonił z łezką oka do najbliższych tylko po to, by ku ich totalnemu zdziwieniu w środku nocy powiedzieć im, że ich niesamowicie kocha.
Można by było teraz powiedzieć coś o muzyce w filmie, pracy kamer, efektach i tak dalej, ale po co o tym gadać, skoro nie o to chodzi? To wszystko tam jest, są nawet głupawe dowcipy w stylu Sandlera, które w swej niesamowitej głupocie powodują uśmiech na twarzy widza. To wszystko nie miało wpływu na moja ocenę tegoż filmu, bo obraz ten ma tylko jedna cechę, o której warto wspomnieć - SCENARIUSZ.
Sądzę, że nie będzie to epokowe dzieło. I co z tego? Mnie ujął za serce i wycisnął trochę łez. Najgorsze jest to, że wiem iż nie usłyszę o nim w telewizji ani w kinie, bo przecież, kto by odpuścił seks z szarlotką na rzecz filmu, który może nas zmusić do myślenia...
Rozdarty gatunkowo gdzieś pomiędzy kinem familijnym a głupią komedią, ale w żadnej z tych ról nie sprawdza się wystarczająco dobrze.