Iluzja

6,7
Czterech magików na oczach publiczności obrabowuje bank w Paryżu i rozdaje pieniądze widzom. Ich tropem podążają agenci Interpolu i FBI.

Następną sztuczką będzie...

Mając do obsadzenia osiem głównych ról, producentom udało się zebrać grupę wyjątkowych aktorów, która, co ciekawe, imponuje nawet bardziej jako całość niż suma swoich składników. Obsada „Iluzji” bije większość podobnych produkcji na głowę gwiazdorskim blaskiem, natomiast nikt nie demonstrował na planie swojego wybujałego ego. „Zebraliśmy grupę aktorów, którzy nam się podobali i z którymi chcieliśmy współpracować, nie sezonowe gwiazdki”, opowiada Cohen. „Za każdym razem, kiedy dodawaliśmy do obsady kolejne nazwisko, łatwiej było obsadzać resztę ról. Pierwszy na pokładzie był Jesse Eisenberg. Później dołączył Woody Harrelson, bo świetnie mu się pracowało z Jesse’em przy Zombieland. Mark Ruffalo chciał pracować z Jesse’em i Woodym, a Isla Fisher była podekscytowana możliwością wystąpienia u boku całej trójki”.

J. Daniel Atlas, arogancki, szykownie ubrany, złotousty mężczyzna, jest liderem Czterech Jeźdźców. „W szkole był prawdopodobnie kujonem, który nie miał szans na żadną z dziewczyn”, wyjaśnia Ricourt. „Kiedy zaczął uczyć się sztuczek karcianych, ludzie poczęli zwracać na niego uwagę. Jako showman estradowy może pozwolić sobie na każdą dziewczynę i ma wszystko pod kontrolą”. Grany przez Jesse’ego Eisenberga Atlas to specjalista od sztuczek magicznych i iluzjonista 24 godziny na dobę. Aktor nauczył się na potrzeby roli manipulowania talią kart oraz monetami. „Ten bohater posiada magnetyczną osobowość i wielką charyzmę. Nikt nie widział wcześniej Jesse’ego w takiej roli, lecz efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania”, chwali swojego aktora Cohen. Atlas jest świadomy tego, że zawsze ma przed jakąś widownię, nawet jeśli nie występuje na scenie. „On nigdy nie przestaje grać”, objaśnia Eisenberg. „Jest arogancki i pewny siebie, ale tak naprawdę chowa się za wymyśloną przez siebie osobą wspaniałego iluzjonisty. Musi zawsze kontrolować otoczenie, właśnie dlatego jest w stanie wykonywać tak niesamowite sztuczki”.

Jeźdźcy przygotowują się do dwóch nagłośnionych w mediach występów, ale pracują równocześnie nad czymś o wiele większym. „Atlas uważa, że wyprzedza FBI o lata świetlne”, mówi Eisenberg. „I w wielu aspektach tak właśnie jest. Życie iluzjonisty nauczyło go, by zawsze przewidywać ruch strony przeciwnej, zanim wykona się swój. Uwielbia fakt, że FBI i światowej klasy „łowca iluzjonistów” depczą mu po piętach. Wszystko, co robią, stawia go w lepszym świetle, ponieważ przy tak wielkich środkach jakie posiadają, ciągle nie mogą za nim nadążyć”. Aktor dodaje, że Jeźdźców interesują same iluzje, niekoniecznie pieniądze, które dzięki nim wykradają. Dzięki temu publiczność może z nimi sympatyzować. Eisenberg pracował z Leterrierem po raz pierwszy i zdawał sobie sprawę z faktu, że reżyser ma na swoim koncie epickie filmy akcji. „Nie byłem pewny, czy jest zainteresowany współpracą z aktorami, ale okazało się, że jest wręcz przeciwnie – miał tyle pomysłów odnośnie Atlasa, podrzucał mi tyle odnośników do innych filmów akcji, że ostatecznie udało mu się otworzyć mi oczy na pewne aspekty tworzenia gigantycznych filmowych widowisk”.

Isla Fisher pracuje jako aktorka od dziewiątego roku życia, ale sławę zyskała dopiero występem w popularnej komedii „Polowanie na druhny” z 2005 roku. W „Iluzji” aktorka wciela się w Henley, iluzjonistkę specjalizującą się w uwalnianiu z różnych trudnych sytuacji. Jej sztandarowym występem jest oswobodzenie się z kajdan i ucieczka z kilkusetlitrowego zbiornika pełnego wody i piranii. „Rola Henley była pierwotnie przeznaczona dla mężczyzny”, opowiada Ricourt. „Ale w trakcie prac nad scenariuszem postać stała się kobietą, zyskując na wieloznaczności oraz mocno komplikując relacje pomiędzy Jeźdźcami”. Będąc byłą asystentką Atlasa, Henley nosiła za nim rekwizyty i dawała mu się co noc przecinać piłą na pół. Teraz jest mu równa, a jej nieujarzmiony kobiecy duch pomaga utrzymywać status quo pomiędzy męskimi członkami grupy. „Jej inteligencja oraz brawura onieśmielają Atlasa”, mówi Fisher. „Kiedy stanęła o własnych nogach, ich relacje przekształciły się w coś na wzór bratersko-siostrzanej rywalizacji. Ta kobieta jest nieustraszona i właśnie to przekonało mnie do zagrania w tym filmie. W rzeczywistości jestem bardzo strachliwa”.

Fisher wyobrażała sobie swoją bohaterkę jako połączenie Lisbeth Salander, protagonistki „Dziewczyny z tatuażem”, oraz klasycznej gwiazdy filmowej w typie Katharine Hepburn. „Musi ciągle dotrzymywać kroku chłopakom”, mówi aktorka. „Jest żywiołowa, ale nigdy nie zachowuje się jak mężczyzna. Źródłem jej siły jest kobiecość”. Na potrzeby roli aktorka przeanalizowała życie i dorobek iluzjonistki Dorothy Dietrich. „Chciałam, by Henley była równie odważna i urzekająca na scenie i poza nią, w ten sposób nigdy nie wiemy, o czym myśli”, dodaje Fisher. „Dorothy była pierwszą kobietą, która złapała kulę w zęby. Nie tylko jest dobra w odwracaniu uwagi, ale także nawiązuje z publicznością emocjonalną więź, dzięki czemu potrafi lepiej wciągać widzów w poszczególne sztuczki”. Aktorka była zachwycona faktem współpracy z uznanymi kolegami, ale największe wrażenie zrobiła na niej gra u boku dwóch aktorów-weteranów. „Najbardziej ekscytująca była praca z Michaelem Caine’em. Na planie był perfekcyjnym dżentelmenem, to prawdziwy zawodowiec, który zachwyca swoim talentem. A możliwość słyszenia każdego ranka głębokiego, ciepłego, relaksującego głosu Morgana Freemana… Czułam się tak, jakbym wygrała na loterii”.

Woody Harrelson wcielił się w perfidnego mentalistę Merritta McKinney’a, byłego gwiazdora swego zawodu, który upadł na dno i obecnie funkcjonuje w obiegu artystów ulicznych. „Merritt ma niejasną przeszłość”, mówi Ricourt. „Miał w życiu spore kłopoty. Podoba mi się koncepcja mentalisty, który osiągnął szczyt popularności, spadł z niego, a teraz jest jak stary muzyk rockowy próbujący powrócić do swoich najlepszych dni”. Harrelson pracował na z zawodowym mentalistą Keithem Barrym, ażeby przygotować się odpowiednio do roli. „Przeczytałem również szereg książek w temacie”, mówi aktor. „Było kilku mentalistów, którzy potrafili wyczyniać prawdziwe cuda. Daleko mi do zrozumienia, jak to wszystko działa, ale przeprowadziłem kilka własnych eksperymentów. Merritt para się również hipnozą, więc próbowałem swoich sił na ludziach – bez większych efektów, niestety, ale wydaje mi się, że raz byłem bardzo blisko”.

Dave Franco wciela się w Jacka Wildera, najmłodszego członka drużyny. „Jack jest ciągle dość młody i podatny na wpływy”, mówi Ricourt. „Pozostali Jeźdźcy to dla niego idole. Jest zawodowym kieszonkowcem, poznajemy go po raz pierwszy, kiedy obrabia turystów”. Jack potrafi sprawiać, by rzeczy znikały i pojawiały się na nowo, jest biegły w manipulacji kartami, potrafi nimi również celnie rzucać. „Zaczyna jako narwany młodzieniec, który po prostu cieszy się, że znajduje się u boku tak znamienitych iluzjonistów, ale potem zaczyna walczyć o ich szacunek”, opowiada Franco. „Miałem podobne doświadczenia. Pracowałem z ludźmi, których od dawna oglądałem i podziwiałem. Możliwość uczenia się od nich na żywo była dla mnie naprawdę wielkim wydarzeniem”. Aktor mówi, że Leterrier sprawił, że na planie panowała świetna atmosfera. „Louis był jak mały dzieciak. Zarażał entuzjazmem”. Franco zaleca widzom otwartość nie tylko na niezwykłe sztuczki magiczne, ale także na niespodziewane zwroty akcji. „Kiedy czytałem scenariusz, zakończenie wprawiło mnie w osłupienie”, przyznaje aktor. „Ludzie będą bardzo zadowoleni z tego filmu”.

Mark Ruffalo wciela się w przedstawiciela prawa, agenta FBI Dylana Rhodes’a, który prowadzi śledztwo w sprawie Jeźdźców. Mając w perspektywie rozgromienie ogromnego przestępczego syndykatu, Dylan jest zawiedziony faktem, że zmuszono go do zajmowania się tą, jak uważa, błahostką. „On naprawdę wierzy w prawo”, mówi Ruffalo. „Broni tego poglądu do ostatniej kropli krwi. To jego motywacja w trakcie całego filmu”. Dla aktora głównym powodem przystąpienia do projektu była obsada. „Przez większość czasu gram u boku Melanie Laurent, która jest wspaniałą i utalentowaną aktorką. Mam jedną dużą scenę z Jesse’em i jedną z Woodym. Na planie pojawiła się gwiazdorska obsada, a ja mogłem z każdym z tych aktorów chwilę zagrać”. Ruffalo podkreśla, że przemawia do niego pewien populizm, który promują swoimi działaniami Czterej Jeźdźcy. „Przeczytałem scenariusz przed pojawieniem się ruchu Occupy Wall Street”, mówi aktor. „Uważam, że ten motyw jest już tak głęboko zakorzeniony we współczesnej kulturze, że nie musieliśmy bardzo się starać, by uwiarygodnić naszą opowieść o nowoczesnych Robin Hoodach, którzy dzięki sztuczkom iluzjonistycznym kradną bogatym i oddają biednym”.

Dylan musi połączyć siły z Almą, agentką Interpolu, która dotychczas pracowała zza biurka. „Nie wie, jak się wobec niej zachować”, mówi Ruffalo. „Jest samotnikiem, który lubi robić rzeczy po swojemu, a teraz został zmuszony do dzielenia się sprawą ze słodką Francuzką”. Alma, w którą wciela się Melanie Laurent, okazuje się być czarnym koniem całej rozgrywki. „Jest niebezpieczna, ponieważ dostrzega odcienie szarości”, mówi Ruffalo. „Dla niego wszystko jest czarno-białe, ona chce wierzyć w istnienie magii. Interesuje się tym, w jaki sposób sztuczki są przeprowadzane”, dodaje aktorka. „Z perspektywy przedstawicieli prawa ta sprawa powinna być prosta. Mamy przestępstwo, szukamy dowodów i łapiemy złoczyńców. Ale Alma ma romantyczną duszę i postrzega cały pościg zupełnie inaczej. Zagłębia się w historię iluzjonistów i zaczyna zyskiwać szacunek dla ich cierpliwości oraz dyscypliny. Gdybym była policjantką, byłabym jak Alma, ponieważ jestem z natury bardzo ciekawa świata”. Napięcie pomiędzy dwójką agentów jest wyczuwalne od pierwszego spotkania. „Z miejsca zaczynają się nienawidzić, a kiedy dwie osoby pałają do siebie tak mocną niechęcią, musi być między nimi jakaś chemia”, kontynuuje aktorka.

Do dwóch drugoplanowych, lecz w ogólnym rozrachunku kluczowych ról sceptyka w sprawach magii Thaddeusa Bradleya oraz szarej eminencji świata biznesu Arthura Tresslera filmowcy poszukiwali aktorów z wielkim doświadczeniem. „Liczyliśmy od początku na zatrudnienie legend”, mówi Cohen. „Kiedy wiedzieliśmy, że Michael Caine i Morgan Freeman zagrają w naszym filmie, przerobiliśmy scenariusza, dostosowując role do ich ekranowych wizerunków. Morgan w roli Thaddeusa jest elegancki i błyskotliwy. A Michael jako Tressler pokazuje, że dalej ma w sobie tę ostrość, dzięki której stał się ikoną”.

Thaddeus Bradley jest znanym „łowcą iluzjonistów”, byłym showmanem, który zrozumiał, że większe pieniądze kryją się w demaskowaniu sztuczek magicznych niż w ich wykonywaniu. Kiedy FBI jest bezsilne po paryskim skoku Jeźdźców, zwracają się do Thaddeusa z prośbą o pomoc i ekspertyzę. „On jest antytezą tego, co reprezentują sobą iluzjoniści”, wyjaśnia David Kwong. „Kiedy odkrywasz tajemnicę stojącą za danym występem, cała iluzja znika i przestaje mieć sens”. Freeman uznał ten materiał za intrygujący, ale zainteresowało go przede wszystkim towarzystwo pozostałych aktorów, w szczególności Michaela Caine’a, z którym grał wprawdzie w trylogii o Batmanie, ale nie mieli razem sceny tylko we dwójkę. „Nauka magii była również fascynująca”, kontynuuje aktor. „Interesowało mnie rozwinięcie charakterologiczne mojego bohatera – jest niesamowicie bystry, ale także bardzo egoistyczny. Nie lubię go jako człowieka, bo podoba mi się wiara w magię”. Freeman dodaje, że o wiele łatwiej kibicowało mu się Czterem Jeźdźcom. „Oni nie czynią zła”, zauważa aktor. „Nazwałbym ich dokonania altruizmem zemsty, ponieważ oddają ludziom pieniądze, które im skradziono. Nie robią tego, by się wzbogacić.”.

Caine’owi jego postać przypadła natomiast do gustu. Arthur Tressler to miliarder, który finansuje ekstrawaganckie występy Czterech Jeźdźców. „Tressler to człowiek sukcesu”, mówi Caine. „Przestawia ludzi jak pionki na szachownicy. Niestety nie jest tak przebiegły jak mu się wydaje. Nie zdaje sobie sprawy, że iluzjoniści obrali sobie jego za główny cel”. Legendarny aktor mówi, że przyjął rolę, ponieważ jest to film, jaki sam chciałby zobaczyć w kinie. „Zaintrygowała mnie otoczka tajemnicy”, dodaje aktor. „Może wam się wydawać, w jakim kierunku wszystko zmierza, ale wierzcie mi – nie macie bladego pojęcia. Zwroty akcji są fantastyczne. To niezwykły film, zrealizowany na niezwykle dużą skalę”. Leterrier podrzucił Caine’owi ważną wskazówkę dotyczącą jego postaci. „Louis porównał Tresslera do Berniego Madoffa”, ujawnia aktor. „Wtedy zrozumiałem, o co mu naprawdę chodzi. Scenariusz jest znakomity, a moja rola to czyste aktorskie mięcho”. Przez cały film przewija się również pytanie, czy istnieje Piąty Jeździec, ktoś, kto skrywa się w cieniu, pomagając ekipie iluzjonistów czarować cały świat? „Jedną z największych filmowych tajemnic jest to, w jaki sposób ci ludzie zebrali się w jedną grupę, kto im pomógł”, mówi Caine. „Odkrywanie tego na ekranie to świetna zabawa, bo kandydatów nie brakuje”.

O procesie produkcji

„Iluzja” to efektowny thriller rozgrywający się w fascynującym środowisku zawodowych iluzjonistów, którzy całe swoje życie poświęcają na odwracanie uwagi publiczności od prawdy zawartej w swoich występach. Film Louisa Leterriera jest również czymś więcej – listem miłosnym do świata magii i tajemnic, który w XXI wieku nie tylko nie stracił swojej mocy, ale dzięki nowoczesnym gadżetom zyskał na wyrazistości. Ekranowi gliniarze i potencjalni przestępcy przebijają się w zmyłkach, aby zostawić się wzajemnie w tyle, podczas gdy fabuła „Iluzji” zahacza o tak egzotyczne koncepcje jak sekrety starożytnych iluzjonistów oraz projektowanie nowych sztuczek magicznych, które będą zadziwiać cały świat. Publiczność zostanie w trakcie seansu zabrana w podróż, dzięki której zrozumie, że „niemożliwe” to tylko kolejne słowo.

Producent Bobby Cohen przyznaje, że jest „sekretnym fanem wszystkiego co magiczne”. „Kiedy byłem dzieciakiem, dziadek zabierał mnie do lokalnego Holiday Inn na swego rodzaju targi iluzjonistów, żebym mógł oglądać ich w akcji i podczas wymyślania nowych sztuczek”, wspomina Cohen. „Można było nabyć za odpowiednią kwotą specjalne talie kart, różdżki albo kubeczki na kulki. Każdego roku kupował mi trzy lub cztery takie sztuczki, a ja wszystkie potem ćwiczyłem do perfekcji, by irytować mniej cierpliwych członków rodziny podczas świątecznych zjazdów”. Cohen już od kilku lat próbował doprowadzić do realizacji projektu filmu akcji zorientowanego wokół sztuczek magicznych i umiejętności iluzjonistów. „Moi partnerzy, Alex Kurtzman i Roberto Orci, również interesują się magią.”, mówi Cohen. „Często rozmawialiśmy o tym, że z jednej strony ludzie pragną być zaskakiwani iluzjami, a z drugiej uświadamiać sobie mechanizmy nimi rządzące. Od dawna szukaliśmy scenariusza, który łączyłby w inteligentny sposób te dwa aspekty”.

Cohenowi i jego partnerom udało się w końcu znaleźć odpowiednią równowagę pomiędzy tymi elementami w scenariuszu Edwarda Ricourta, dla którego był to projekt bardzo osobisty, ponieważ zaczął go rozwijać jeszcze za czasów studiów na Uniwersytecie Nowojorskim. „Pewnej nocy powiedziałem o tym pomyśle mojemu ojcu”, wspomina Ricourt. „Bardzo się nim podekscytował. Niestety następnego dnia zmarł, a ja zawsze czułem, że jestem mu winien to, by ten film powstał. Czuję gęsią skórkę, kiedy pomyślę, że byłby ze mnie teraz dumny”. Ricourt chciał klasycznego filmu rabunkowego, ale szukał elementu, który odróżniłby jego pomysł od całej reszty. „Wyszedłem od koncepcji współczesnej opowieści o Robin Hoodzie, w której ważniejsze od zabierania pieniędzy bogaczom byłoby zrozumienie sposobu, w jaki zostały skradzione. Co jeśli czwórka najlepszych iluzjonistów świata połączy siły, by stworzyć niemożliwą do powstrzymania grupę przestępczą?”.

„Wyobrażając sobie poszczególne postaci, doszedłem powoli do wniosku, że to tak naprawdę opowieść o superbohaterach, tyle że żyjących w rzeczywistym świecie”, mówi Ricourt. „Tworzenie ich osobowości miało w sobie element spełniania marzeń – gdybyś mógł wybrać jedną supermoc, jaka by ona była? Niektórzy woleliby czytać w umysłach, inni wyczarowywać rzeczy z powietrza. Uziemiłem swoich bohaterów i dodałem magii nieco realizmu”. Jak mówi Cohen, jest coś niezwykle atrakcyjnego w obserwowaniu na ekranie budowania ekipy profesjonalistów. „Nieważne, czy chodzi o Siedmiu wspaniałych, grupę z Ocean’s Eleven: Ryzykowna gra czy Czterech Jeźdźców – to po prostu ekscytujące. Nigdy nie widziałem w filmie tak niesamowitej ekipy iluzjonistów”.

Kiedy Ricourt sprzedał swój pomysł koledze, uznanemu scenarzyście, reżyserowi oraz producentowi Boazowi Yakinowi, nazwał go „Poof!”. „Wydawało mi się, że to zabawny i pamiętny tytuł”, mówi scenarzysta „Iluzji”. „Boaz śmiał się tak mocno, że nie dał mi dokończyć mojej opowieści. Ale potem ją przeczytał i się z miejsca zakochał. Od razu załapał całą koncepcję i wymyślił kilka ciekawych pomysłów, więc zaczęliśmy szerszą współpracę”. Scenarzysta dodaje, że przez wieki iluzjoniści byli marginalizowani. „Ostatecznie nie chodzi im o pieniądze. Oddają je, ponieważ dążą do czegoś znacznie większego”, zaznacza Ricourt. „Coś w samej naturze bycia iluzjonistą skłania do wywrotowości”, zgadza się Cohen. „Widzowie będą zachwyceni, obserwując Jeźdźców korzystających ze swoich fantastycznych umiejętności, aby utrzeć nosa bogaczom, ale warto pamiętać, iż na ekranie przewijają się także agenci FBI i Interpolu, którzy podążają ich śladem, próbując rozgryźć niecne zamiary”.

Z względu na fakt, iż film bierze pod uwagę dwie różne strony konfliktu, publiczność może zmieniać zdanie co do tego, komu kibicować. „Chcemy być zadziwiani iluzjami oraz oglądać sceny, w których Jeźdźcom udaje się wykonywać swoje skoki”, mówi Cohen. „Ale chcemy także wiedzieć, w jaki sposób tego dokonali, co doprowadza do nieustannych spięć. To nieustająca zabawa w kotka i myszkę, w której nie da się przez cały czas kibicować ani kotkowi, ani myszce”. Po otrzymaniu poprawionego scenariusza Ricourta i Yakina, Cohen i jego partnerzy zainteresowali projektem francuskiego reżysera Louisa Leterriera. „Wiedzieliśmy, że nada temu projektowi energii, kolorów i intensywności, zabarwiając całość efektownym stylem, który trafi zarówno do młodszych, jak i bardziej doświadczonych kinomanów”, mówi Cohen. „Ludzie często mylą iluzjonistę z gościem, którego zatrudniają, żeby zabawiał ich dzieci na imprezie urodzinowej, machając rękoma i robiąc z siebie pośmiewisko. Chcieliśmy przywrócić iluzjonistom należny im szacunek”.

Leterrier ma reputację jednego z największych wizualnych stylizatorów współczesnego kina. Stworzył takie filmy jak „Starcie Tytanów”, „Transporter” oraz „Incredible Hulk”. Do „Iluzji” przyciągnęła go pełna niuansów historia oraz intrygujący bohaterowie, ale ostatecznie o przyjęciu propozycji zadecydował fakt, iż fabuła zapewnia widzom wgląd za kulisy profesji zawodowych iluzjonistów. Reżyser wrócił do producentów po kilku dniach z mnóstwem pomysłów poszerzających filmową skalę. Chciał rozwinąć sztuczki magiczne do niespotykanych wcześniej rozmiarów – i zrobić to samo z pozostałymi elementami produkcji: z efektami wizualnymi, scenami kaskaderskimi, lokacjami, kostiumami itd. Zaproponował również, by zdjęcia powstawały głównie na klasycznej taśmie 35mm z wykorzystaniem 40-letnich obiektywów anamorficznych, dzięki którym obraz filmowy nabiera większego romantyzmu. Zasugerował także współpracę z dwoma autorami zdjęć – Mitchell Amundsen odpowiadał za powalające rozmachem filmowe sceny akcji, podczas gdy Larry Fong nadzorował odpowiednie ekranowe przedstawianie wszelkich zawiłych sztuczek magicznych.

Louis doskonale zrozumiał kierunek, w jakim chcieliśmy podążyć”, mówi Cohen. „Film rabunkowy, tzw. heist movie, to gatunek sam w sobie. Musieliśmy natomiast wnieść do niego coś nowego, świeżego jednocześnie nie pozbawiając go ukierunkowania na rozwój charakterologiczny postaci.” Aby pomóc w realizacji ambitnej wizji reżysera, do ekipy zaproszono także scenarzystę-weterana Eda Solomona. „To była wspaniała praca drużynowa”, mówi Ricourt. „To jak na meczu baseballa. Miotacz wchodzi na pierwsze siedem zmian, ale czasami trzeba mieć w odwodzie drugiego, który go zastąpi na ostatnich zmianach i wygra dla drużyny cały mecz. Muszę jednak przyznać, że moja oryginalna wizja była cały czas respektowana i nikt nie chciał jej diametralnie zmieniać. Byłem niezmiernie szczęśliwy, że mogłem pracować z tak uznanymi, doświadczonymi scenarzystami”.

Swoimi umiejętnościami produkcję wzbogacili również światowej klasy iluzjoniści, specjalizujący się w różnych dziedzinach tego zawodu, od mentalizmu po sztuczki karciane. Dowodzeni przez Davida Kwonga, założyciela Gildii Twórców Iluzji, firmy specjalizującej się w doradzaniu filmowcom w sprawach sztuczek magicznych, ludzie ci pomogli ekipie zagłębić się w mechanizmy oraz samą filozofię ekranowej magii, aby opowiadana historia miała mocny kręgosłup. Co więcej, w czasach, kiedy artyści od efektów wizualnych mogą wykreować na ekranie dosłownie wszystko, również to, co niemożliwe, filmowcy naciskali, by jak najwięcej sztuczek odbyło się przed kamerą. „Rozmawialiśmy o podstawowych zasadach magii, zapewnianiu aktorom odpowiedniego treningu oraz projektowaniu kolejnych sztuczek”, mówi Kwong. „Jednym z naszych najważniejszych celów było wciągnięcie publiczności na poziomie intelektualnym. Chcieliśmy, by widzowie uświadomili sobie, ile czasu spędza się na przygotowaniach takich występów. Nie zdradzamy zbyt wielu tajemnic, ale wszyscy widzowie zyskają szacunek dla umiejętności Jeźdźców”.

Ricourt dodaje, że „Iluzja” cofa się poniekąd do czasów, w których filmy wyświetlano na „magicznej latarni”, przypominając publiczności, że kino i magia od zawsze szły ze sobą w parze. „Kiedy kupujesz bilet i wchodzisz do kina, otwierasz się na możliwość istnienia magii, ponieważ właśnie na niej oparte są filmy”, kontynuuje scenarzysta. „W obu przypadkach należy zawiesić niewiarę i sceptycyzm. Zapomnieć o tym, co rzeczywiste i uwierzyć w to, co widzi się przed sobą. W kinie wszystko jest możliwe!”

Synopsis

Czwórka utalentowanych iluzjonistów zadziwia międzynarodową publiczność serią odważnych i oryginalnych napadów rabunkowych, które odbywają się… w trakcie ich przedstawień. Bohaterowie ściągają tym samym na siebie uwagę agentów FBI oraz Interpolu, a także zainteresowanie byłego iluzjonisty, który stał się demaskatorem wszelakich sztuczek magicznych. Nikt jednak nie zdaje sobie sprawy, że Czterej Jeźdźcy, bowiem tak zwie się grupa, realizują przy okazji swoje ukryte cele, wyprzedzając wszystkich, łącznie z publicznością, co najmniej o kilka kroków. Pozostaje nurtujące pytanie: czy iluzjonistom pomaga ktoś z zewnątrz, czy może ich sztuczki nie są sztuczkami, lecz… prawdziwą magią?

W „Iluzji” główne role zagrali Jesse Eisenberg, Mark Ruffalo, Woody Harrelson, Melanie Laurent, Isla Fisher, Dave Franco, Morgan Freeman oraz Michael Caine. Film wyreżyserował Louis Leterrier na podstawie scenariusza autorstwa Edwarda Ricourta, Boaza Yakina oraz Eda Solomona. Produkcją obrazu zajęli się Alex Kurtzman, Roberto Orci i Bobby Cohen. Za zdjęcia odpowiadali Larry Fong oraz Mitchell Amundsen. Scenografię stworzył Peter Wenham. Film zmontowali Robert Leighton i Vincent Tabaillon. Kostiumy zaprojektowała Jenny Eagan. Muzykę skomponował Brian Tyler.

Wierzycie w magię?

Jednym z podstawowych problemów filmowej magii jest fakt, że widzowie automatycznie wątpią w to, co widzą na ekranie, jednakże twórcy „Iluzji” byli zdeterminowani, by jak najmniej korzystać z pomocy efektów komputerowych. Skonsultowali się z najlepszymi iluzjonistami z całego świata, ażeby zagwarantować swojemu filmowi autentyczność doznań oraz pozwolić aktorom nauczyć się wykonywać podstawowe sztuczki. „Wiele z tego, co widać na ekranie, zostało sfilmowane przed kamerą”, opowiada Ruffalo. „Nasze sztuczki zostały zaprojektowane tak, by widzowie w kinie czuli się tak jak na przedstawieniu na żywo. A przy okazji, kino jest samo w sobie sztuczką magiczną, prawda?”

W tym miejscu pałeczkę przejął wspominany David Kwong, profesjonalny iluzjonista z dyplomem z Harvardu. „Większość iluzjonistów zaczyna w bardzo młodym wieku”, mówi Kwong. „Mnie zainspirował pewien iluzjonista i jego nietypowe sztuczki. Pamiętam, że zwróciłem się do taty i zapytałem, jak ten człowiek tego dokonał. Usłyszałem w odpowiedzi, że mój wszystkowiedzący tata nie wie!” Kwong definiuje swoje podejście do magii jako bardziej intelektualne niż u swoich kolegów po fachu. Właśnie dlatego założył Gildię Twórców Iluzji, która zajmuje się konsultacjami filmowymi przy różnych projektach. „Jesteśmy grupą elitarnych specjalistów z różnych dziedzin magii”, opowiada Kwong, którego praca przy tym „Iluzji” rozpoczęła się już na poziomie scenariusza. „Jestem dumny z finalnego efektu. Podkreśliliśmy takie koncepcje jak fakt, że iluzjonista zawsze wyprzedza widownię o krok – tak jest też w filmie, aż do finałowego zwrotu akcji”. Kwong pomógł również zaprojektować konkretne sztuczki, czasami naciągając granice tego, co można rzeczywiście osiągnąć. „Czterej Jeźdźcy wymyślają nowe i ekscytujące występy, więc musieliśmy myśleć poza standardowymi rozwiązaniami. Niektórych z tych rzeczy nie jestem w stanie dzisiaj wykonać, ale mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda”.

Ruffalo wyznaje, że maestria Kwonga w posługiwaniu się magią doprowadzała dorosłych mężczyzn do zamieniania się w zafascynowanych sześciolatków. „Kiedy tylko pojawiał się na planie, wszyscy zaczynaliśmy dosłownie szaleć”, mówi aktor. „Ludzie uwielbiają wierzyć w tajemnice. Dzięki temu świat jest ciekawszym miejscem. Nieważne, czy chodzi o religię, sprawy okultystyczne, czy Davida Copperfielda – wszystkie te rzeczy rozgrywają się na poziomie mistycznym”. Filmowcy sprowadzili również na plan irlandzkiego mentalistę Keitha Barry’ego, „Niektórzy mi wciskają, że musiał mnie zahipnotyzować, żeby dostać pracę, ale prawda jest taka, że ja chciałem go pierwszy!”, informuje z uśmiechem producent. Barry spędził większość czasu na treningach z Harrelsonem. Sesje zakończyły się występem aktora przed 25 ochotnikami z ekipy. „Załatwiliśmy Woody’emu małą scenę i widownię, żeby dać mu szansę się sprawdzić. Poszło mu naprawdę nieźle”, mówi Cohen.

Za spektakularne sceny akcji odpowiada natomiast wyłącznie Leterrier. „Louis od początku utrzymywał, że Czterej Jeźdźcy to iluzjoniści jutra”, mówi Kwong. „Uznaliśmy to za wyzwanie. Inspirowaliśmy się sztuczkami Davida Copperfielda, Harry’ego Houdiniego i innych legend”, informuje iluzjonista. A Stephen Pope, koordynator scen kaskaderskich, dodaje, że wszystkie elementy magiczne musiały być odpowiednio dopasowane do ludzi, scenografii, efektów specjalnych oraz kostiumów. „Często odbywaliśmy spotkania, na których zastanawialiśmy się, czy używać praktycznych efektów”. Przykładowo, w pierwszej filmowej scenie z Henley, kobieta jest przykuta kajdanami w zbiorniku wodnym pełnym piranii. „Zdecydowaliśmy się na jak najmniejszą ingerencję komputera. Musieliśmy upewnić się, że zbiornik jest całkowicie bezpieczny, ale każda zmiana doprowadzała do dodawania kolejnych rzeczy”, mówi Pope. „Gdyby cokolwiek poszło źle i Isla zaczęła pokazywać, że ma problem, musieliśmy być w stanie wyciągnąć ją stamtąd w 10 sekund. Kiedy już wszystko opanowaliśmy, zdaliśmy sobie sprawę, że ciężar wody jest zbyt wielki dla tego zbiornika, więc musieliśmy zacząć myśleć nad całością od nowa. Ale jakoś się udało”.

Kolejnym wyzwaniem była scena, w której Dave Franco rzuca kartami w swojego przeciwnika. „Dave wyćwiczył tę sztukę do perfekcji. Potrafił rzucać kartami na kilkanaście metrów. Szrama na mojej twarzy służy za dowód”, mówi Pope. „Wymyśliliśmy nowy styl walki, który opiera się na odwracaniu uwagi oraz niespodziewanych ruchach. Dave tak świetnie sobie poradził z nauką, że wyglądał, jakby ćwiczył latami, a nie kilka tygodni”, dodaje Kwong. Cohen porównuje oszałamiające iluzje Czterech Jeźdźców do wyszukanych sekwencji kina akcji. „Zaprojektowaliśmy trzy spektakularne przedstawienia i chcieliśmy, żeby każde z nich wzbudzało inne emocje. Uznaliśmy, że najlepiej będzie osadzić je w trzech różnych miastach, dzięki czemu każdy występ czerpie z wyjątkowej energii każdej z tych lokacji. Zaczynamy w MGM Grand w Las Vegas, występ na 5.000 ludzi. Mamy jasne światła i ogromne ekrany telewizyjne”, mówi Cohen. Później Jeźdźcy przenoszą się do Nowego Orleanu, miasta zatopionego w mistyce i tradycji. „Nowy Orlean ma voodoo i legendę dotyczące ciemnej magii. Przedstawienie odbywa się w dawnym pałacu, wszędzie wokół czerwony aksamit, świecą piękne kandelabry”. Gra w kotka i myszkę pomiędzy Jeźdźcami i agentami rządowymi ma swój punkt kulminacyjny w Nowym Jorku. Finałowe wystąpienie odbywa się na dachu industrialnego budynku, w otoczeniu helikopterów, w zalewie świateł, przy tysiącach widzów. „Kiedy dochodzi do sceny w Nowym Jorku, cała reszta wygląda jak niezależne występy dla garstki ludzi”, mówi Cohen.

Producent kończy stwierdzeniem, że jest najbardziej dumny z faktu, że największą sztuczką magiczną jest sam film, ale żeby zrozumieć sens tych słów, należy go najpierw obejrzeć. „To inteligentne kino, które powinno trafić do szerokiej publiczności. Jako filmowiec zawsze pragnę, by jak największa liczba osób pokochała daną produkcję. Magię uwielbiają i dzieci, i dorośli. Mamy w filmie humor, pościgi samochodowe, walkę wręcz z użyciem magii, świetne sztuczki oraz fabularne puzzle, które widzowie muszą sami poskładać. Mamy wszystko”.

Więcej informacji

Proszę czekać…