Pokłosie

7,0
Franciszek Kalina (Ireneusz Czop) po latach emigracji przyjeżdża do Polski, zaalarmowany wiadomością, że jego młodszy brat (Maciej Stuhr) popadł w konflikt z mieszkańcami swojej wsi. Po przyjeździe odkrywa, że przyczyną jest mroczna tajemnica sprzed lat. Skłóceni od lat bracia próbują dojść prawdy. Prowadzone przez nich śledztwo zaostrza konflikt, który przeradza się w otwartą agresję. Ujawniona tajemnica odciśnie tragiczne piętno na życiu braci i ich sąsiadów.

Eksplikacja reżyserska

Film opowiada o znaczeniu tradycji i historii. Jest opowieścią o dwóch braciach, którzy w oczach ojca są braćmi "dobrym" i "złym".

Rzecz dzieje się na wsi, ostoi tradycyjnych wartości i surowej moralności. Jeden brat porzuca dom rodziny, a drugi stoi wiernie na jego straży. Nadchodzi jednak kryzys, który każe zweryfikować dotychczasowe oceny, który także każe inaczej spojrzeć na oficjalną historię i dorobek rodziny, a co za tym idzie wsi, kraju, narodu.

Cicha i spokojna wieś polska, na której wychowali się bracia i która jest modelowym przykładem urody i sielankowości wsi polskiej kryje pod swoją powierzchnią najstraszniejszą i najmroczniejszą tajemnicę - zbiorowy mord popełniony na żydowskich sąsiadach w trakcie II wojny światowej.

I już nie chodzi o to, którego syna ojciec uważał za "złego" a którego za "dobrego", ale który z synów potrafi właściwie ocenić ojca, a co za tym idzie swoją rodzinę, sąsiadów, naród, kraj, historię tego narodu. Oto jest ciemna karta tej historii, dotychczas pominięta przez kinematografię. Jedna z nielicznych takich kart.

Ten film spróbuje o niej opowiedzieć, przez zwykłych ludzi, z dala od polityki, przez ich elementarną uczciwość i prawość, nikczemność i kłamstwo. Zawsze mamy dane do wyboru. Wybór należy do nas. To jest film o takim wyborze.

-------------------------

Nasz film nie jest historią mordu w Jedwabnem. W ogóle nie jest filmem historycznym. To film współczesny opowiadający o reakcjach ludzi na fakt odkrycia śladów wojennych zbrodni popełnionych przez sąsiadów na sąsiadach. Co należy zrobić, gdy dowiadujemy się, że "miły staruszek" z drugiego piętra 60 lat temu grabił i mordował, korzystając z wojennej zawieruchy. Co należy zrobić i jak z tym żyć, gdy miły staruszek był naszym dziadkiem? Czy grzechy poprzednich pokoleń obciążają nasze sumienia i co należy zrobić, żebyśmy my na pewno byli bez winy.

Film nie jest adaptacją książek Tomasza Grossa, ani "Sąsiadów" ani "Strachu", ani "Złotych Żniw". Jeśli ma z nimi coś wspólnego, to raczej z histeryczną reakcją społeczeństwa polskiego na ich ukazanie się. Na strach przed spojrzeniem w mrok swojej historii. Historii, w której pomiędzy najjaśniejszymi kartami czai się najgorsza ludzka podłość, małość i tchórzostwo.

Bohaterami naszego filmu są zwykli ludzie, z małej polskiej wioski, w której w czasie wojny popełniono straszliwy mord na żydowskich sąsiadach, a następnie wyparto go z pamięci.

Film jest o przywracaniu nam pamięci, film jest o nas. Naszym rachunkiem sumienia, którego powinniśmy dokonać po wyjściu z kina.

Konsultacja historyczna scenariusza filmu - dr Krzysztof Persak

Pokłosie jest scenariuszem filmu współczesnego, nawiązującego do ciemnych kart polsko-żydowskiej historii podczas II wojny światowej. (...) Chociaż scenariusz Pokłosia jest bardzo rzetelnie osadzony w realiach historycznych, zamysł autora nie polega bynajmniej na rekonstrukcji żadnego z tych dramatycznych wydarzeń. Akcja filmu toczy się współcześnie, a głównym problemem jest obecna w lokalnej społeczności pamięć o popełnionej zbrodni i jej konsekwencje dla potomnych. (...) Szczególnie poruszającym, mocnym, a zarazem - niestety - prawdziwym wątkiem scenariusza jest kwestia ostracyzmu i agresji wobec tych, którzy - kierowani odruchem moralnym - ową niechcianą prawdę wydobywają na światło dzienne. (...) Zmowa milczenia o zbrodniach i ich sprawcach była jednym z najbardziej uderzających cech powojennych procesów sądowych. Lokalne społeczności w miejscowościach, gdzie Polacy mordowali Żydów, wykazywały niezwykłą solidarność z oskarżonymi. (...) Autor scenariusza bardzo prawdziwie i trafnie potrafił ukazać te uwarunkowania. Wrogość, z jaką spotykają się główni bohaterowie, bracia Kalinowie, mogła i może być bardzo realna. Odnosi się to nie tylko do pierwszych lat po wojnie, ale i do okresu współczesnego. (...) Poruszony w scenariuszu Władysława Pasikowskiego problem ceny, jaką przychodzi zapłacić za złamanie społecznego tabu i upomnienie się o prawdę jest więc jak najbardziej realny. (...) Chociaż scenariusz filmu Pokłosie Władysława Pasikowskiego nie pretenduje do miana rekonstrukcji żadnego konkretnego epizodu historycznego, cechuje go duża zgodność z prawdą historyczną i wysokie prawdopodobieństwo psychologiczne. Jestem przekonany, że to materiał na pasjonujący, ważny i wartościowy film.

Wprowadzenie

Scenariusz Pokłosia opisuje współczesne dylematy dotyczące tragicznych wydarzeń́ polskiej i europejskiej historii z czasów II wojny światowej. Latem 1941 roku, po agresji niemieckiej na Związek Sowiecki, przez Europę przetoczyła się fala antyżydowskich pogromów. Były one często inspirowane lub tolerowane przez Niemców, jednak wzięła w nich dobrowolnie udział ludność miejscowa. Pogromy objęły tereny wzdłuż̇ linii frontu niemiecko-sowieckiego od Łotwy na północy, poprzez wschodnią Polskę, Białoruś, Ukrainę i Besarabię (Mołdawię). Do największych pogromów doszło w Kownie na Litwie i Jassach w Besarabii, ale antyżydowskie wystąpienia miały miejsce w kilkudziesięciu (stu kilkudziesięciu? ich liczba nadal nie jest znana) miastach i miasteczkach. Antyżydowskie wystąpienia i pogromy miały miejsce również w okupowanych krajach Europy zachodniej (Paryż, Amsterdam, Haga, Antwerpia, Oslo) i wschodniej (Warszawa), a także w krajach sprzymierzonych z Niemcami (Bukareszt). Te tragiczne wydarzenia znalazły odbicie w literaturze – m.in. w nagrodzonej nagrodą Goncourtów głośnej powieści Jonathana Littela "Łaskawe" ("The Kindly Ones"), gdzie znajduje się opis pogromu Żydów przez Ukraińców we Lwowie w czerwcu 1941 roku. Pogromu w Jedwabnem dotyczy np. powieść australijskiej pisarki Diane Armstrong "Podróż zimowa" ("Winter Journey"). W 1997 roku ukazała się w Holandii książka Nandy van der Zee o zagładzie tamtejszych Żydów. Nie mówi ona prawie o Niemcach, skupiając się na zagładzie Żydów i ich relacjach z Holendrami. Polska, kraj, w którym ze względu na przychylne społeczności żydowskiej ustawodawstwo przed druga wojną światową przez wieki mieszkała największa diaspora żydowska, kilkakrotnie większa niż gdziekolwiek indziej w Europie, również była miejscem takich wydarzeń. Przez lata komunistycznej rzeczywistości powojennej objęte niepisanym zakazem mówienia, wydarzenia te wyszły na światło dzienne i stały się przedmiotem narodowej dyskusji dopiero w 2000 roku, kiedy ukazała się książka Tomasza Grossa "Sąsiedzi". Opowiadała ona o wydarzeniach w Jedwabnem - małym miasteczku, w którym polscy mieszkańcy dokonali pogromu na swoich żydowskich sąsiadach. Przez Polskę przetoczyła się wówczas wielka debata publicystyczna, polityczna, moralna i psychologiczna, która miała swoje odbicie poza granicami kraju. Dla wielu Polaków, także i tych obeznanych z najnowszą historią, historia ta została przyjęta z poczuciem szoku, często niedowierzaniem i zaprzeczeniem faktom. Za tą dyskusją poszły prace historyków, którzy poddali dokładnym badaniom nieznane karty historii II wojny światowej. W tym roku pojawiły się dwa pierwsze opracowania historyczno-naukowe: książka dr hab. Barbary Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, "Jest taki jasny słoneczny dzień" oraz prof. Jana Grabowskiego, profesora na wydziale historii University of Ottawa (Kanada) "Judenjagd: Hunting Down the Jews in Occupied Poland, 1942-1945" ("Judenjagd. Polowanie na Żydów, 1942-1945. Studium dziejów pewnego powiatu").

Obie publikacje znów wzbudziły gorącą dyskusję, ale pokazały też jak tocząca się od dziesięciu lat debata przeorała świadomość społeczną: coraz mniej się podważa prawdziwość opisanych w nich wydarzeń, a dyskutuje się o złożonych przyczynach, które do tych wydarzeń doprowadziły. W centrum dyskusji coraz mocniej staje problem, jak należy traktować niechlubne wydarzenia w przeszłości narodu. Historycy są zgodni, że trzeba badać te białe, a raczej czarne karty historii, opinia publiczna jednak jest mocno podzielona, a znaczna część społeczeństwa, zwłaszcza w małych miasteczkach i na wsiach, chciałaby uznać te tematy za przeszłość, do której nie należy wracać. Scenariusz Władysława Pasikowskiego powstał z inspiracji wydarzeniami pogromu w Jedwabnem, pod wpływem szoku, jakim stała się dla prawie 45-letniego autora, tak jak dla całego polskiego społeczeństwa, świadomość, że Polacy nie byli tylko ofiarami i bohaterami II wojny światowej, ale w Jedwabnem stali także oprawcami swoich żydowskich sąsiadów. Chyba każdy naród w swojej historii, oprócz chwalebnych i bohaterskich kart, ma także te niesławne, o których chciałby jak najszybciej zapomnieć. Pokłosie to w istocie używająca najlepszych filmowych środków i bardzo emocjonująca, niełatwa polemika, która wciąż się toczy w takich sytuacjach, i która w filmie prowadzą dwaj bracia: co powinniśmy zrobić z niechlubną przeszłością? Zapomnieć, i w obawie, że zostanie wykorzystana przez nieprzyjaciół, zakopać na zawsze? Czy też wierzyć, że zło wyciągnięte na światło dzienne traci swą niszczącą moc i staje się źródłem moralnej siły? A może po prostu - pamiętać? Uniwersalny wymiar tej dyskusji dla wszystkich europejskich narodów, ale przecież nie tylko dla nich, pozwala nam wierzyć, że Pokłosie, mimo że będzie filmem niełatwym, jednak będzie filmem ważnym i oglądanym.

Wywiad z Ireneuszem Czopem

- Jak dostał Pan rolę Franciszka w Pokłosiu? O to należałoby chyba zapytać reżysera. Miałem przyjemność poznać Władysława Pasikowskiego dość dawno. Tuż po studiach zagrałem w jego filmie Słodko-gorzki. Potem spotkaliśmy się na planie serialu Glina. Być może te doświadczenia wspólnej pracy miały znaczenie przy ostatecznej decyzji obsadowej. Zanim jednak dostałem tę rolę wziąłem udział w zdjęciach próbnych.

- Lektura scenariusza na pewno była dla Pana mocnym przeżyciem... Za pierwszym razem to były czyste emocje. Przy kolejnych lekturach próbowałem łapać dystans i zrozumieć postawy bohaterów. Powoli zacząłem rozumieć, że podobna historia może dotyczyć każdego człowieka, bez względu na narodowość, wiek czy status społeczny. To po prostu mocne kino o człowieku. Rodzaj narracji, która bardzo mnie porusza.

- Jak Pan ocenia swojego bohatera? Od początku wiedziałem, że zarówno scenariusz, jak i moja rola wymagają raczej stawiania pytań niż wystawiania ocen. Musiałem sprawdzić, czy mój bohater jest mi choć trochę bliski mentalnie i emocjonalnie. Czy znajdę coś, co nas łączy? W przypadku postaci przeżywających skrajne stany pojawiają się sytuacje, które mogą odpychać, wywoływać instynktowną niechęć. Trudno gra się takie role, bo każdy lubi myśleć o sobie, że jest w porządku. Każdy lubi uważać siebie za dobrego, prawego człowieka. Sądzę, że dopiero w sytuacjach ekstremalnych człowiek odkrywa prawdę o samym sobie. Dopiero wówczas widać, do czego jest zdolny. A Pokłosie właśnie takie ekstremalne sytuacje pokazuje. To było ciekawe wyzwanie nie tylko na poziomie aktorskim, ale także osobistych przemyśleń. Generalnie patrzę jednak na Pokłosie jak na opowieść o relacjach dwóch braci.

- Jaki był Pana klucz do roli? Kluczem byli ludzie, których spotyka Franek. Oni go wybudzali… Swoim zachowaniem wywoływali różnorodne emocje i reakcje bohatera. Pokłosie to opowieść o odwadze zadawania pytań, również tych trudnych i niewygodnych. I zachęta by zadawać je przede wszystkim samemu sobie. Chociaż przyzwyczajeni jesteśmy do robienia uników i prostych stwierdzeń: "A co mnie to wszystko obchodzi? Nie będę marnował czasu na grzebanie się w przeszłości".

- Czy dodał Pan coś od siebie do roli? Czy może raczej oparł się Pan wyłącznie na scenariuszu? Oczywiście miałem swoje pomysły, jak powinienem się zachować i co chcę pokazać. Ale w konfrontacji z planem filmowym często okazywało się, że warto po prostu słuchać reżysera i własnej intuicji, a do kolejnej sceny podchodzić bez ciężaru własnych projekcji. Rozmowy z reżyserem pomagały mi coraz głębiej rozumieć scenariusz, a jednocześnie Franka w całej jego złożoności. W końcu wiedziałem, co powinienem punktować, a czego nie, co jest ważne, a co mniej.

- Jak układała się współpraca z Maciej Stuhrem? Graliśmy razem po raz pierwszy, ale od razu znaleźliśmy wspólny język. Połączyła nas niemal braterska więź. Po prostu "bracia mleczni".

- Pokłosie zostało nazwane przez media filmem, który podzieli Polaków... Zdaję sobie sprawę, że film może wywołać kontrowersje. Im więcej jednak gorących reakcji, tym lepiej, bo to skłania do myślenia. Dla mnie Pokłosie to opowieść uniwersalna i myślę, że warto dystansować się od definitywnych skojarzeń historycznych i spojrzeć na sprawę oczami Franka. "Wina ojca idzie w syna…" ten cytat z Wesela wydaje mi się celny.

Wywiad z Maciejem Stuhrem

- Kiedy dołączył Pan do filmu Pokłosie? Zanim dołączyłem do ekipy, co jak zwykle stało się niemal w ostatniej chwili, ze scenariuszem Pokłosia czułem się związany od wielu lat. Nie tyle jako aktor, ale jego czytelnik. Zagorzały zresztą. Gdy kręciliśmy drugą część Gliny - spytałem Władysława nad czym pracuje, a on był tak miły i dał mi przeczytać ten tekst. Od początku wiedziałem, że trzymam w ręku bardzo ważną rzecz, że ten film musi powstać.

- Co Pana najbardziej poruszyło w scenariuszu? Poruszyła mnie nie tyle prawda historyczna, którą znałem z "Gazety Wyborczej", ale to, jak ta historia wpływa na ludzi, na bohaterów, na mieszkańców tej wsi, w której dzieje się akcja, w końcu na nas czytelników, czy przyszłych widzów. Zawsze budzi to ogromne emocje.

- Jaki był Pana "klucz" do roli? Władysław powiedział mi, że to trochę taki miejscowy anioł. To chyba ten klucz. Czyli klucz niebieski, ha ha ha! Uczepiłem się trochę tej myśli. Chciałem, żeby to był człowiek "obok". Najpierw obok, a potem przeciwko wszystkiemu i wszystkim i właśnie to daje mu siły i wiarę, że postępuje słusznie.

- Jak Pan ocenia swojego bohatera? Rzadko oceniam swoich bohaterów. Wolę żeby to zrobili krytycy, a przede wszystkim widzowie. Nie jest to z pewnością ocena jednoznaczna, bo postawa mojego Józka zmienia się w trakcie tej historii...

- Jakie było największe wyzwanie związane z rolą? Paradoksalnie największym wyzwaniem nie były dylematy moralne czy zmaganie się z historią bohatera. Dla mnie problemem było uwiarygodnienie Macieja Stuhra w roli małorolnego. Nie wiem, czy wyszedłem z tej walki obronną ręką, ale dokładałem wielu starań.

- Czy dodał Pan coś od siebie do roli? Scenariusz był piekielnie precyzyjny, a Władysław jest piekielnie precyzyjnym reżyserem. Nie ma więc zbyt dużo miejsca na improwizację. Mam jednak wrażenie, że cieszę się zaufaniem Pasikowskiego, bo pozwala mi na małe niuansiki, które proponuję w niemal każdej scenie. Te niuansiki nadają całej roli ten indywidualny "sznyt", który jest potrzebny, żeby postać "żyła".

- Jak układała się współpraca z panem Pasikowskim? Władysław jest moim ulubionym reżyserem filmowym. Myślę, że gdyby zapytać większość członków naszej ekipy, mieliby podobne zdanie na ten temat. Bezpieczeństwo i higiena pracy - ktoś piszący regulamin, czy podręcznik w tym temacie dla filmowców, powinien opisać styl Władysława Pasikowskiego.

Wywiad z Pawłem Edelmanem, autorem zdjęć

- Scenariusz Pokłosia czekał długo na sfilmowanie. Jak i kiedy dołączył Pan do projektu? Jak wiadomo, każdy sukces ma wielu ojców, a więc i ja mam wrażenie, ze już całe wieki temu rozmawialiśmy z Władkiem o niezliczonych polskich kompleksach czy traumach, które mogłyby być tematem przewodnim scenariusza, a potem filmu. Kiedy przeczytałem pierwszą wersje Pokłosia, byłem pewien, że to jeden z najlepszych projektów filmowych jakie miałem w rękach i bardzo chciałem zrobić do niego zdjęcia. Jak wiadomo na realizację musieliśmy czekać wiele lat i jestem szczęśliwy, że mimo wielu perturbacji, spotkaliśmy się znowu na planie.

- Jaki był Pana pomysł na stronę wizualną filmu? Na ile miała dopowiadać historię? Chciałem opowiedzieć tę historię jak najprościej. Prywatnie i dla siebie myślałem o tekście Władka, że jest jak uderzenie pięścią - prosty i skuteczny. Tak też wygląda inscenizacja i, mam nadzieję, zdjęcia. Myślę też, że obaj chcieliśmy, żeby pokazywane przez nas zdarzenia rozgrywały się w nieco idyllicznym krajobrazie, dlatego dużo w tym filmie słońca i barwy.

- To Pana kolejny wspólny film z panem Pasikowskim. Na pewno świetnie się rozumiecie. Jak układała się współpraca? Współpraca z Władkiem była, jak zwykle, ogromną przyjemnością. Władek jest reżyserem, który w najdrobniejszym szczególe rozumie materię filmu i potrafi w mgnieniu oka dostosować się do realiów produkcyjnych, co bardzo pomaga w sytuacji, kiedy dysponuje się małą ilością dni zdjęciowych.

- Która ze scen była najtrudniejsza do sfilmowania? Co było dla Pana największym wyzwaniem? Scena pożaru wymagała od nas bardzo precyzyjnego przygotowania, wiedzieliśmy też , ze będzie bardzo kosztowna. Ambicją Władka było nakręcenie jej w czasie jednej nocy, bez konieczności korzystania z drugiej, którą przewidywał harmonogram. To była trudna noc, ale wszystko nam się pięknie udało.

- A co dało najwięcej satysfakcji? Źródłem największej satysfakcji jest zawsze dla mnie pierwsza projekcja z widownią, która reaguje pozytywnie, rozmowy z przyjaciółmi, którzy doceniają film i moje własne zadowolenie, a nawet wzruszenie, które przytrafiło mi się przy okazji pokazu Pokłosia w Gdyni.

Wywiad z prof. Wojciechem J. Bursztą, antropologiem

Tło historyczne to ważny dla dramaturgii aspekt scenariusza, ale Pokłosie to także opowieść uniwersalna o dwóch skłóconych braciach, którzy odkrywają mroczną rodzinną tajemnicę i stają w obliczu trudnych wyborów.

Konflikt dzielący braci to jeden z najstarszych motywów europejskiej kultury. Rozmowa z profesorem Wojciechem J. Bursztą, wybitnym antropologiem kultury, eseistą i krytykiem kultury, kierownikiem Katedry Antropologii Kultury w SWPS i profesorem w Instytucie Slawistyki w PAN.

- Konflikt braci to jeden z najpopularniejszych i najstarszych motywów w europejskiej kulturze... To efekt systemu patriarchalnego, który obowiązywał w Europie, a w którym pozycja mężczyzny była nieporównywalnie silniejsza od pozycji kobiety. Nie bez znaczenia jest też wpływ wielkich religii, judaizmu i islamu, które kształtowały kulturę i stosunki społeczne w Europie. W innych częściach świata równie popularny jest motyw konfliktu między siostrami. Generalnie chodzi o konflikt rodzeństwa. Ten konflikt to odbicie rywalizacji rodzeństwa.

- Dlaczego właśnie rodzeństwo było sobie przeciwstawiane? Ludowa teoria płodności zakłada, że powinno być jak najwięcej, najlepiej płci męskiej. Trzeba pamiętać, że te opowieści powstawały w czasach, kiedy rodzina rzadko miała tylko jedno dziecko. Obowiązywał wtedy model rodziny wielodzietnej.

- W ludowych opowieściach i baśniach rywalizacja zawsze kończyła się zwycięstwem młodszego z braci... Te opowieści i baśnie są alternatywną wizją świata. Wygrywał najmłodszy, bo w prawdziwym życiu i w realnym świecie miał najmniejsze szanse. Wynikało to ze struktury społecznej i zasad patrylinearnych, które faworyzowały pierworodnego syna. Rywalizacja między braćmi dotyczyła przede wszystkim kwestii dziedziczenia. Największe prawa miał zawsze najstarszy z braci. Najmłodszy stał niejako od razu na pozycji przegranego. Ludowe opowieści i baśnie odwracały więc sytuację. W nich wygrywał najmłodszy, czyli ten, którego uważano za najgłupszego, najsłabszego. Ciekawą odmianą tego nurtu są opowieści o rywalizacji braci-bliźniaków. Tu rywalizacja zaczyna się już od momentu narodzin. Ten z braci, który rodzi się jako pierwszy, jest od początku w sytuacji uprzywilejowanej. Fascynacja bliźniętami widoczna jest we wszystkich mitologiach.

- Najczęściej w opowieściach o rywalizacji braci pojawia się troje bohaterów... Tak. Potrojenie to jeden z podstawowych elementów wszystkich baśni. Niektórzy dostrzegają w tym trop chrześcijański, inni szukają jego źródeł w czasach greckich i rzymskich. Dlaczego właśnie troje braci? Bo potrzebny jest ktoś „pośrodku”, ktoś, kto będzie łącznikiem między najstarszym i najmłodszym. W baśniach ten środkowy brat zazwyczaj miał najmniej znaczącą rolę do odegrania. Władimir Propp, słynny badacz bajek, zbadał kilkadziesiąt stałych motywów (funkcji) bajek, aby pokazać, że ich struktura jest zawsze przewidywalna – dobro zwycięży, mimo podstępów ze strony zła. Pojawiają się zawsze cudowni pomocnicy, bohaterowie zapadają w sen, dochodzi do wielu magicznych zdarzeń, a puenta ma zawsze walor dydaktyczny. Taki schemat mają także opowieści o braciach – tylko najmłodszy, poddany wielu próbom, wychodzi z nich zwycięsko, bo starsi bracia myślą tylko o nagrodzie, a Dobro nie jest przecież egoistyczne.

- Mimo historycznego tła, Pokłosie to przede wszystkim opowieść o dwóch braciach i dwóch różnych postawach... Warto oderwać się od tła historycznego filmu. Pokłosie okaże się wtedy alegoryczną, uniwersalną historią o braciach, którzy stają wobec trudnego wyboru.

Więcej informacji

Proszę czekać…