Marysia jest świadkiem awantury między Andrzejem a strażnikami miejskimi, którzy wypisali mu mandat za złe parkowanie. Andrzej prosi ją o numer telefonu. Zawstydzony wybuchem złości przy Marysi, Andrzej wyznaje Barbarze, że jest podenerwowany od chwili, gdy dowiedział się o umorzeniu wojskowego śledztwa w sprawie śmierci Szymona. Andrzej sugeruje, że mogłaby przygotować opinię, iż terapia została przeprowadzona prawidłowo. Barbara wskazuje przyczynę gniewu Andrzeja: złość na Szymona oraz traumatyczne doświadczenia z młodości związane z rodzicami. Terapeuta opisuje beznadzieję swojej egzystencji: cierpi na bezsenność, nie potrafi wysłuchać pacjentów ani rozpakować kartonów po przeprowadzce. Opowiada o powracającym koszmarze sennym: wilgotna, ciemna jaskinia, gdzie atakują go oślizgłe stworzenia - próbuje uciekać, ale brakuje mu tchu. Oboje doszukują się związku między snem a relacją Andrzeja z matką. Andrzej szuka winy raczej w ojcu, który niedawno wrócił z emigracji do Polski i próbuje nawiązać kontakt z wnukami. Terapeuta nie może wybaczyć ojcu, że przyczynił się do depresji matki. ale także sobie, że nie ustrzegł jej przed próbą samobójczą. Superwizorka dostrzega analogię w jego reakcjach na śmierć matki i Szymona.