W mieszkaniu ojca Andrzej znajduje ich stare zdjęcie z wakacji. Janek wspomina dziadka - jego bałaganiarstwo, podjadanie pestek dyni i ostatnie słowa przed śmiercią. Wspomnienia ich zbliżają. Na sesji u Barbary Andrzej wyrzuca jej, że zamiast przyjść na pogrzeb wysłała tylko telegram. Ta tłumaczy się, że w ostatniej chwili doszła do wniosku, iż powinna zachować dystans, a wsparcia udzieli mu później w gabinecie. Terapeuta czuje się winny, że zajmował się pacjentami i przyszedł na sesję do Barbary zamiast odwiedzić ojca, gdy ten był jeszcze przytomny. Nie potrafił mu wybaczyć ani go pokochać - ma poczucie, że zawiódł jako syn, bo nigdy nie dał im szansy na szczerą rozmowę. W końcu Andrzej wyjawia swoje wątpliwości - nie wie, czy powinien nadal być terapeutą. Opowiada o cenie, którą muszą płacić - nie wolno im okazać słabości, przeraża ich bliskość z drugim człowiekiem. Chcą tylko analizować i żyć problemami innych, a tak naprawdę siedzą zamknięci w gabinetach, odcięci od prawdziwego życia. Andrzej wspomina, że na pogrzeb przyszedł jako terapeuta, a nie jako syn. Nie płakał, gdy uczestnicy pogrzebu składali mu kondolencje. Sesja kończy się gorzką rozmową na temat upływającego czasu.