Strażak z małego miasteczka oraz skorumpowany naukowiec próbują wspólnymi siłami obronić Ziemię przed inwazją obcych.

Dzień zagłady czas zacząć 2

4 lipca, Dzień Niepodległości. Na to ważne święto prezydent USA odwiedza brata strażaka. Tymczasem Ziemia zostaje zaatakowana przez obcych. Spod powierzchni wydostają się świdry, które są niezniszczalne, zaś z kosmosu - drony.

Dzień Niepodległości: Katastrofa to kolejna wariacja na temat: "Zrobimy głupi film, a ludzie i tak go obejrzą". Jeśli twórcy tak myśleli, mieli rację. Na pewno ktoś (podobnie jak ja) obejrzy to "dzieło" do końca, chociaż po 20 minutach wiadomo, jak się skończy ta historia. Kilka osób uratuje świat - (Hurra! Hurra!) który to już raz?

Zastanawiam się, kto daje pieniądze na wyprodukowanie takiego gniota. Przeważnie w dziełach Asylumu lub stacji Syfy są szczęśliwe zakończenia. Twórcy pewnie chcą w ten sposób zachęcić do oglądania ich produkcji. Ciekawe, jak przyjąłby się film, w którym wyżej wymieniowe studia nie zrobiliby happy endu.

Obraz pana Hogana, reżysera takich "hitów" jak Ostateczne chwile Ziemi czy Monstrum, jest nudny, durny i absurdalny, że brakuje mi słów. Tutaj praktycznie wszystko się nie trzyma kupy (jeszcze pozwolili sobie zapożyczyć tytuł od Roland Emmerich - jak tak można?). W trakcie oglądania Katastrofy Dnia Niepodległości nasunęła mi się myśl: "Takie atrakcje to tylko w Ameryce, może bym pojechał?", ale to myślenie mnie zgubiło i żałuję, że nie da się cofnąć czasu. Independence Daysaster zasługuje na ocenę 1, ale wystawiłem mu dwójkę za pomysł. Żeby wymyślić coś takiego, też trzeba nad tym posiedzieć i mieć łeb. Pomysł - OK, realizacja - do bani, ale nie ma się co dziwić, skoro obraz nakręcono zaledwie w 15 dni. W Polsce tworzy się dzieła latami, a tu proszę - dwa tygodnie i mamy co oglądać. Nie dość, że efekty specjalne są bardzo marne, to jeszcze są te denerwujące ruchy kamery - wszystko to takie jakieś sztuczne - moim zdaniem. Jakoś mi Dzień Niepodległości: Katastrofa nie podpasował, jeśli chodzi o kwestię efektów i realizacji idei.

W obsadzie filmu znajduje się Tom Everett Scott, znany między innymi z roli Mathesona z Góry czarownic i Wspólnej chaty. Dziwi mnie fakt, że Ryan Merriman zgodził się zagrać w jakimś kanadyjsko-amerykańskim szicie, którym - mógł sobie zszargać opinię dobrego aktora. Całe szczęście w Górze czarownic odegrał swą rolę profesjonalnie, a tu - od niechcenia. I może to dobrze, bo mogłoby to źle wpłynąć na opinie przebiegłych filmożerców.

Dzień Niepodległości: Katastrofa to dzieło klasy B, które należałoby omijać szerokim (naprawdę szerokim) łukiem, aby nie zmarnować ze swojego życia 90 minut. Przez półtorej godziny można dużo zrobić. Efekty są poniżej średniej, aktorstwo - beznadziejne, pomysł - ok. Cały urok filmu polega na tym, żeby widz nie czuł się znudzony w czasie seansu, ale nie jest to możliwe, ze względu na wyżej wymienione rzeczy, zalicza się do tego jakże drętwy scenariusz. Gorszego scenariusza to jeszcze nie słyszałem; Kac Wawa posiadał o niebo lepszy tekst niż to kino klasy B. Jak ci się nudzi i dawno nie oglądałeś tego typu produkcji - droga wolna, załączaj, ciesz się, a potem zapomnij o tym, co zobaczyłeś.

1 z 3 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 1
fredaser

Wcale nie taki zły – nie można się nudzić, a dla fanów takichże filmów jak najbardziej godny polecenia. Zupełnie nie zgadzam się z recenzją – widziałem o wiele gorsze efekty specjalne, ale też i scenariusze, jak choćby we wspomnianym Kac Wawie. Na 1 zasługuje nasze polskie "dzieło", Dzień Niepodległości: Katastrofa to nawet niezła 6.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…