Brat komputerowego geniusza próbuje dowiedzieć się prawdy o jego tajemniczej śmierci. Z pomocą pięknej pani detektyw trafiają na trop, który prowadzi do niejakiego Lazarusa, naukowca powiązanego ze zmarłym bratem. Tymczasem policja odnajduje kolejne ciała z brakującymi wnętrznościami...

Wielka klapa o karaczanach. 4

Karaluchy to chyba jedne z najmniej lubianych przez człowieka owadów, kojarzące się każdemu z biedą, brudem, ale i możliwościami adaptacji do niemal każdego środowiska. Taki bohater wydaje się więc być idealnym do filmu z pogranicza horroru i sci-fi, bo jest to coś co jest w pobliżu, gdzie byśmy się nie udali.

Ted Gage nie wierząc, że jego brat był narkomanem i sam się podpalił, rozpoczyna własne śledztwo, chcąc odkryć co tak naprawdę się stało. W tym samym czasie Gina O'Bannon prowadząca sprawę tajemniczego zgonu kierowcy autobusu odkrywa, że oba przypadki były powiązane. Wkrótce oboje zaczynają ze sobą współpracować, ale cała sprawa jest bardzie zagmatwana niż można by sądzić, a morderca odkrył tajemnicę kontroli nad karaluchami.

Historia nie jest jakaś specjalnie oryginalna, ale przy odrobinie inwencji można było ją przedstawić ciekawie. Niestety zabrakło pomysłu na porządne rozwiniecie tematu i zamiast dobrego horroru/sci-fi, mamy przeciętny film sensacyjny z odrobiną fantastyki. Równie dobrze mógłby być to kolejny odcinek jednego z seriali.

Największym rozczarowaniem okazały się tytułowe Zabójcze karaluchy. Robale były tylko tłem dla niezwykle pasjonującego śledztwa (tu trochę sarkazmu) pary głównych bohaterów i pojawiły się tylko kilka razy. Jak już je zobaczymy to bardziej przypominają komputerowo zrobione punkciki pokazane z daleka, niż coś żywego. Dopiero w końcówce tworzą ze swoich ciał gigantycznego owada, by szybko spłonąć. Nie jest to może najgorszy efekt specjalny, ale widziałem znacznie lepsze w filmach z lat 80.

Sporo do życzenia pozostawiają również aktorzy i oprawa muzyczna. Jakoś nie bardzo przekonała mnie ich gra, a ścieżka dźwiękowa jeżeli w ogóle istnieje to jest tak zakamuflowana, że aż niesłyszalna. Co ciekawe pojawiają się tu dwa dość znane nazwiska Mickey Rourke i Tim Thomerson, ale tylko epizodycznie.

Film jest wiec mocno przeciętny i po całkiem interesującym początku zaczyna wiać nudą, aż do zupełnie idiotycznego zakończenia. Na pewno nie przypadnie to do gustu fanom wszelkiego typu "monster movies" i "animal attack". Można zobaczyć albo bez żalu dać sobie spokój.

0 z 2 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 0
Skomentuj jako pierwszy.
Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…