Początek był niczego sobie, obejrzałbym sobie taki film, gdyby był niezły. A, oglądałem – nazywał się Zootopia.
Proces myślowy scenarzysty: rasizm, rapsy, ziuuuu, bum-bum, bach, strzelają DUŻO, rapsy, bum, ziuuu, potem elfy, smutna mina Willa Smitha, WYBUCHYYY.
Pozostałe
Proszę czekać…
Po wszechobecnym narzekaniu na zmarnowany potencjał spodziewałem się czegoś gorszego, a dostałem całkiem strawne kino rozrywkowe. Historia jest całkiem niezła i nie nudzi. Mogłaby być napisana lepiej? Mogłaby, ale wszystkim, którzy jak jeden mąż narzekają na jej chaotyczność, zazdroszczę, że naprawdę chaotycznych filmów najwyraźniej nie widzieli. Przedstawiona wizja świata jest całkiem interesująca, a na ekranie non stop coś się dzieje. Dwie godziny minęły mi dość szybko. To nie film, o którym pisze się w samych superlatywach, ale wątpię, by taki miał być z założenia. Choć traktuje o nierównościach rasowych, nie miałem wrażenia, by miał nieść ze sobą jakieś przesłanie. Kino popcornowe, tyle i aż tyle. Nie nastawiając się na nie wiadomo co, można miło spędzić czas.