Gniew to dobrze i skromnie opowiedziana historia z nerwami na wierzchu, o traumie i próbie poradzenia sobie z nią zemstą. 7
Traumatyczna przeszłość, która determinuje i wysysa z nas życie w teraźniejszości, to temat często eksploatowany przez reżyserów. Gniew opowiada o przeżyciu dyktującym zachowania bohaterowi, który zamknął je w środku dawno temu, jednak te z dziecięcych wyrzutów sumienia i poczucia wstydu, dezorientacji, potem rosnącej furii, docierają do stopnia najwyższego – tytułowego gniewu. Krew zalewa oczy, a zemsta niejedno ma imię. To symboliczna historia o cierpieniu i niesieniu ciężaru przez całe życie, nie z własnego wyboru i chęci bycia wybrańcem, niczym Jezus.
Malky zajmuje się obecnie burzeniem budynków, najczęściej kościołów. Na ich miejsce mają powstać nowe, to nie żaden proces stawania się ateistyczną Irlandią. To takie porządki, zmiany w Kościele, jednak od strony kosmetycznej, a nie tej właściwej – duchowej. Nasz bohater, jak jego kolega zauważa, jest doskonały w niszczeniu i „rozwalaniu”. Malky pracą odreagowuje stres, narastające w nim napięcie, którego, kiedy jego przewody nie wytrzymują, kończy się zrobieniem komuś krzywdy – najczęściej sobie. I nie ma za tym żadnego samobiczowania w celu ascezy religijnej – to próba rozładowania złości i wściekłości za to, że sytuacja z przeszłości ukształtowała go tak intensywnie i nie może sobie z tym poradzić. Nie dzieli się swoją tajemnicą z nikim – raz zaufał – spotkał się z niezrozumieniem. Żyje w miejscu, gdzie od prawdy ważniejsze jest uprzejme spojrzenie sąsiada i sympatia ludzi. Więc jego naznaczenie z dzieciństwa, jest raną znajdującą się głęboko w środku i tam broczącą oraz zakażającą organizm, byleby nie dotknąć nikogo wkoło. Burząc mury kościoła jest nieważne, że zamiast tego powstaną nowe – bo wraz ze zniknięciem starych, nie odejdą grzechy i przewinienia ludzi w nim będących.
Reżyserzy nie odstępują naszego bohatera nawet na krok. Ta klaustrofobiczna atmosfera udowadnia i podkręca tylko zamknięcie oraz konflikt wewnętrzny bohatera. Nie jest on spowodowany przez niego, ale to on od młodego, zamiast życia, przechodzi drogę krzyżową. Nikt tutaj nie znieczula widza, tworzy prawdziwy wewnętrzny dramat, intymny oraz głęboki w prawdę i emocje. Malky cierpi i udowadnia, jak można próbować ośrodek bólu z wewnątrz przenieść na zewnątrz poprzez zadawanie sobie fizycznego cierpienia. Robi sobie dziurę w ręcę, mając ranę, niczym Jezus przybity do krzyża. Decyduje się na to też z innego powodu, również poruszanego zgrabnie przez twórców – chęci dokonania zemsty. To ostatnie kuszenie Malky’ego. Krzywdzi się, by nie mieć siły skrzywdzić kogoś innego fizycznie, bo nie da mu to ukojenia. To ciekawe zagranie, prowokujące refleksje. Bohater, który nie stroni od agresji, jako skutecznego środka do rozwiązywania problemów, nie wierzy tym razem w przemoc jako rozwiązanie… ale też wcale nie odpuszcza sobie ukarania winnego.
Świetnie twórcy nawiązują do religii, faszerują realizm sugestywnymi metaforami, nie tylko z oczywistych względów fabularnych. Po prostu nie spodziewamy się, że takie powiązania poetyckie mogą się pojawić wobec postaci jaką jest Malky, nie temperując charakternej natury filmu. Uderzający w ściany, w swoim życiu, jak mucha w słoiku, bohater został porażająco wiarygodnie poprowadzony przez Ludwiga i Paula Shammasianów i zagrany przez Orlando Blooma, który nas do takich ról raczej nie przyzwyczaił. Twórcy też nie idą w tanią publicystykę, chociaż temat kusi. Nie wywarzają drzwi, czy pociągają do winy. To z Malkim przechodzimy kolejne kręgi piekielne, chociaż to nie on powinien się w nim smażyć.
Można oczywiście zarzucić Gniewowi, że trochę za szybko dowiadujemy się jakie są intencje głównego bohatera. Jednak to nie film o charakterze subtelnej roszady, czy zagadki kryminalnej. To tykający ładunek wybuchowy, który nie wiadomo czy zostanie zdetonowany i kto przez niego ucierpi. To kino ogromnie trudnej drogi, gdzie boli serce, a nie nogi.
Gniew to film ciężki, ale niebezpośredni w swojej komunikacji, a już na pewno niepodchodzący do tematu znanemu dla kina, w sposób oswojony. Konsekwentna historia, pokazująca w sposób rock and rollowy inne wyjścia. Gniew to dzika zwierzyna, nie daje się złapać w zbyt łatwe skojarzenia.
Dominuje potwierdzenie spostrzeżenia antycznej tragedii: wyrządzone zło dotyka nie tylko ofiarę, gdyż jak fala uderza w kolejne osoby próbujące pomóc temu, kto bezpośrednio ucierpiał; zło przeobraża się i pod różnymi maskami powraca po wielokroć i na różne sposoby. Można wtedy tylko z nadzieją szukać, że któryś z czynów będzie dobrem i oczyści świat.
Jestem ateistką, zobaczyłam bez wątpienia inny film niż zobaczy go katolik. Dla mnie końcowa scena jest ciągiem dalszym wyrządzonego zła – kolejnym uderzeniem w byłą, ale i w nową ofiarę.