Dzień babci to poruszający, inteligentny, z dobrze użytym (wyciągniętym nie na siłę) humorem film, który opowiada o stygmatyzacji, pospiesznym ocenianiu i poszukiwania wsparcia. 8
Krótkie metraże znowu mają swoje premiery w kinie i nie trzeba prowadzić śledztwa detektywistycznego, by do nich dotrzeć. Wystarczy wybrać się do kin w ten piątek, a Dzień Babci, jako jedna z tych produkcji udowadnia skutecznie i z gibkością wyobraźni twórców, że w 30 minut można opowiedzieć wiele i w równie dużo stanów zaangażować widza. To chropowata, a jednocześnie krzepiąca nadzieję historia o traktowaniu się nawzajem różnych pokoleń. O tym jak ekstremalne sytuacje i wspólny wróg – system – zbliżają do siebie.

Historia rozpoczyna się od kolejnego chłopaka, który próbuje metody dokonania przestępstwa metodą "na wnuczka". Tomek nie spodziewa się, że babcia, na którą trafi będzie o wiele większym wyzwaniem. Nie zakładał, że stanie się zupełnie odwrotnie, niż planował – to on wpadnie w jej sidła. Mądra i samotna kobieta – Judyta – proponuje korzystną dla obu stron rozgrywkę z urzędem.
Historia, którą oglądamy jest bardzo przebiegła i sprytna, wyprowadza nas całkowicie na manowce. Nie spodziewamy się takiego obrotu spraw. Przewrotność fabularna i pokaz sztuczek to nie jedyne zagrywki kwalifikujące ten film do wyjątkowych. Pod warstwą dziarskiej i charakternej historii jest wiele do kopania. Mamy tutaj pełną empatii rozprawę o tym, jak w życiu człowiekowi nie zawsze wychodzi, ale świat wobec takich jednostek jest bezwzględny i nie pozwala na błędy. Tomek uwikłał się w długi, a Judyty syn nie chce przejąć nad nią opieki. Kobieta według urzędu odstawia "cyrki", a może to po prostu krzycz rozpaczy samotnej kobiety, opuszczonej przez wszystkich, zmarginalizowanej przez wiek. Ten film dużo mówi o stygmatyzacji ludzi w podeszłym wieku i chęci ich ubezwłasnowolnienia jako oficjalnie pomocy, a tak naprawdę pozbycia się problemu. Podobnie dzieje się w przypadku Tomka – on również społecznie wychodzi poza linię. Potknął się prawdopodobnie w życiu, zrobił głupstwo, ale oczywiście urzędnik doskonale "zna, takich jak on".

Dzień babci mimo brzydoty rzeczywistości jaką demaskuje, umiejętnie forsuje dla uwiarygodnienia tej historii poczucie humoru – wywołane niesiłowo. Pełen naturalizmu, ale i ognia postaci (Anna Dymna robi "show", ale nie w kontekście popisywania się) mówi po prostu wśród obdrapanych ścian i bez najnowszego wystroju z IKEA – niedoskonałość jest wpisana w naszą naturę. Piękny, naszpikowany odwagą opowiadania i pomysłem, film.
Dymna, jak i Nędza super swoje role zagrali, ciężki dramat choć krótki, to trochę zajęło mi go obejrzenie.