Recenzja DVD- Wiarygodność straszy tu najbardziej. Ku przestrodze. 7
Filmy marynistyczne w ostatnich latach święcą kinowe triumfy, a tematyka podwodnych dramatów i motyw hermetycznych, uwięzionych w głębinach przestrzeni, przyciągają przed ekrany sporą rzeszę widzów. W ubiegłym roku na ekrany trafiły filmy takie jak "Ocean ognia", czyli proroczy projekt opowiadający o zagrożeniach III wojny światowej oraz "Kursk", przywołujący prawdziwy dramat rosyjskiej załogi. "Wilcze echa" to produkcja o podobnej tematyce wyjściowej, jednak zdecydowanie bardziej kameralna. Temat choć mocno burzliwy i niespokojny niczym oceaniczne wody, stawia na ciszę, panującą w głębinach wodnej toni. Mimo wszystko film nie trzyma naszych emocji na wodzy i zgrabnie manipuluje przytłaczającą atmosferą izolacji, wplatając w nią namacalne zagrożenia dzisiejszego świata.
Francuski dramat/thriller pt. "Wilcze echa", za kamerą którego stoi debiutujący Abel Lanzac, rozpoczyna się na syryjskich wodach, gdzie okręt podwodny "Tytan" wykonuje swą misje odbioru nurków z terenu konfliktu zbrojnego. Akcja komplikuje się, gdy specjalista obsługi sonaru melduje niezidentyfikowany dźwięk, dobiegający z morskich głębin. Załoga konfrontuje się się z wrogim, rosyjskim okrętem, którego obecność na tych wodach okazuje się dla nich wielkim zaskoczeniem. Dźwięk, który usłyszeli tego dnia, zapoczątkuje szereg wydarzeń, prowadzących do niebezpiecznej sytuacji politycznej. Losy załogi spoczywać będą w rękach "złotego ucha"- człowieka o słuchu absolutnym.
Reżyser, należący do kinofilskiego sortu twórców filmowych, świadomie podjął decyzje dotyczące estetyki i formalizmu, inspirując się klimatem "Polowania na Czerwony Październik" i "Karmazynowego przypływu" oraz strategiami z "Doktor Strangelove". W swoim kubrickowskim podejściu do sztuki postawił raczej nie na efekciarstwo, a budującą się stopniowo refleksję nad istotą człowieczeństwa i jego naturą oraz mechanizmami, odpowiadającymi za konflikty na światową skalę. Na godny pochwały efekt, zasługuje również: świadome, przekonywujące aktorstwo, na barkach którego ciąży niemalże każdy ciasny kadr, efekty świetlne i udźwiękowienie, oddające uczucie klaustrofobii i futuryzmu, związanego z umiejscowieniem akcji w niedalekiej przyszłości oraz idealnie wyważona sinusoida osi fabularnej. W efekcie pozwala to zapomnieć o pewnych nieścisłościach i powierzchownie potraktowanych wątkach, które w gruncie rzeczy nie psują narracji.
Pretensjonalnego heroizmu tu brak, a człowiek na ekranie wydaję się wręcz marionetką w rękach technologii albo trybikiem jednej z trzeszczących na ekranie maszyn. Taki też jest reżyserski zamysł. Człowiek jest mały, zniewolony i podatny na manipulacje. Twórca zrezygnował z wzniosłych i pełnych manieryzmu zagrań, rodem z Hollywood, czy ciągu niesamowitych zdarzeń, na rzecz bardzo logicznie zaprezentowanych procesów i niestety, aż za bardzo przekonywujących w kontekście współczesności. Bardzo przemyślany scenariusz, buduje napięcie skrupulatnie z każdym kolejnym etapem opowieści, co dowodzi temu, że nie tylko wysokobudżetowe produkcje mogą wieść prym, a oszczędność w scenografii i postprodukcyjnych komputerowych modyfikacjach może niekiedy korzystnie wpłynąć na jakość efektu końcowego.
W kontekście filmu jako twórczego debiutu, trzeba przyznać, że "Wilcze echa" to skok na głęboką wodę. Kapitan spisał się na medal, a reżyserski okręt zdecydowanie nie zatonął. Ocean, choć początkowo wzburzony, w skali przedstawionej atmosfery na europejskiej scenie politycznej- dusznej, niczym metalowa puszka, w której cieśnią się bohaterowie- przestał z czasem przerażać. Coraz bardziej niepokoić zaczął natomiast fakt pewnego rodzaju namacalności, a koncepcja choć początkowo wyimaginowana, straciła swoją pierwotną funkcję. Wiarygodność straszy tu najbardziej. Ku przestrodze.
Doskonały i trzymający w napięciu film. Ma oprócz tego ważne przesłanie w odróżnieniu od amerykańskich patriotycznych gniotów.