"Andor" to pierwszy serial Disneya osadzony w uniwersum "Gwiezdnych wojen", który spełnia pokładane w nim nadzieje. To thriller szpiegowski z krwi i kości! 8
Na taki serial... ba, na taką produkcję Walta Disneya oraz LucasFilm czekali wszyscy fani od czasu... poprzedniej produkcji, w której pojawił się Cassian Andor, czyli Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie. Andor to pierwszy serial Disneya osadzony w uniwersum "Gwiezdnych wojen", który spełnia pokładane w nim nadzieje. To thriller szpiegowski z krwi i kości!
Andor to prequel wydarzeń, które mieliśmy okazję obejrzeć w kinowym widowisku Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie. Historia śledzi losy tytułowego bohatera zanim stał się on postacią niezwykle ważną w walce Rebelii z Imperium. To czasy niezwykle niebezpieczne, pełne intryg oraz zdrad.
Andor zachwyca już od pierwszych scen i prezentuje nam poziom jakiego nie dosięgnął nawet Mandalorian w swojej szczytowej formie. Już z kilku premierowych minut dokładnie wiemy czego się spodziewać. Twórcy serwują nam produkcję niezwykle poważną i dojrzałą pod każdym względem. Czujemy to oglądając kolejne poczynania bohaterów, czujemy to słuchając genialnie napisanych dialogów, czujemy to poprzez sposób prezentowania nam wydarzeń na ekranie. Andor pod względem scenariuszowym oraz technicznym wydaje się być rzeczą dopracowaną absolutnie do perfekcji - oglądając ową produkcję na platformie streamingowej ma się wrażenie obcowania z pełnoprawnym widowiskiem kinowym!
To co jednak wyróżnia Andora na tle innych tytułów osadzonych w gwiezdnym uniwersum to sposób w jaki Tony Gilroy pokazuje nam walkę rodzącej się Rebelii z Imperium. Jasne, zdarzają się sceny akcji, które wyglądają epicko, ale tutaj walka odbywa się również na całkiem innym poziomie. I to na tym dużo ważniejszym! Na poziomie polityki, rozmów, intryg, zdrad, zawierania sojuszy. W najnowszej propozycji Disneya nie znajdziecie Mocy, Sithów, walk na miecze świetlne, nie będzie też wielu wystrzałów z blasterów - zamiast tego dostaniecie pełnokrwiste dialogi, które wreszcie brzmią jak prawdziwe rozmowy. Dodatkowo Tony Gilroy serwuje swoim fanom dwa wybitne monologi, które wygłaszają bohaterowie grani przez Andy'ego Serkisa oraz Stellana Skarsgårda. Chciałoby się sparafrazować klasyka i rzecz: "O takie Gwiezdne wojny nic nie robiłem!".
Zresztą nie tylko dialogi w scenariuszu są dopracowane do ostatniej linijki. Także sama historia i zachowania poszczególnych bohaterów trzymają się kupy od pierwszej do ostatniej minuty sezonu. Niezależnie od tego czy mamy do czynienia z tymi dobrymi, czy z tymi złymi, scenarzyści traktują ich z należytym szacunkiem. Ich każde słowo i czyny mają sens, są logicznym następstwem wydarzeń. Z takim samym zainteresowaniem ogląda się poczynania Andora, jak i utalentowanej agentki ISB, Dedry Meero. Zresztą ta druga postać to prawdziwe odkrycie tego serialu - jej zaciekłość oraz pewność siebie robią niesamowite wrażenie i pomimo tego, że jest po drugiej stronie barykady, to jej sukcesy ogląda się z niemałą satysfakcją. Dodam także, że subtelnie zabawny wątek miłosny postaci w wybitny sposób granej przez Denise Gough jest prawdziwie "wielkim małym" momentem 1. sezonu!
To co bym zmienił to chyba tylko sposób w jaki Disney postanowił nam dystrybuować Andora. Ewidentnie Tony Gilroy podzielił sobie swój serial na kilka części i dobrym wyjściem byłoby prezentowanie nam ich w całości, tak jak to miało miejsce z trzema pierwszymi epizodami. Czekanie na kolejne odcinki, co tydzień mogły nieco wybijać z równowagi. Nie mniej jednak jest to czepianie dla samego czepiania, ponieważ wydaje mi się, że Andor to produkcja na tyle dojrzała, tak świetnie zagrana i doskonale napisana, że będzie ona serialem wielokrotnego użytku.
Andor wygrywa również tym, że jest to coś zupełnie nowego w tym świecie - pomimo fantastycznego świata, w którym rozgrywa się akcja, to historia absolutnie przyziemna, o postaciach, które równie dobrze mogłyby mieć podobne problemy w Nowym Jorku czy innym mieście na świecie. To rzecz prosta, ale niezwykle emocjonująca i emocjonalna dla widza. Pomimo tego, że twórcy nie katują nam fanserwisem z lewa do prawa, to my doskonale wiemy z jakim uniwersum mamy do czynienia. To rzecz naprawdę ważna, jeśli weźmiemy pod uwagę sobie niedawne porażki Disneya, jak chociażby tragiczną Ksiegę Boby Fetta.
Pierwsze odcinki są bardzo dobre, potem jest nieco gorzej, ale ogólnie jest to serial na poziomie…