Nie dawaj sobie dnia wolnego w pracy, a komuś w twarz. Masakra na pełnym ogniu doskonale sparowana z ironią, gdzie między jednym tańcem przemocy, a drugim wybrzemiwa: Zło, bycie gorszym zwyciężaj. 7
Niech każdy, kto wyznaje w kinie rasowe i osobliwe akcyjniaki, które nie przestrzegają zasad BHP ani nie wdzięczą się superbohaterstwem kompletnie, biegnie na soczyste Nikt. To kino, które naprawdę wie, jak porzucić regulamin, nie zapiąć pasów i pokazać nam bohatera, który miał być już grzeczny, no ale niestety świat mu na to nie pozwala. Jest to kino dosyć sarkastycznej ewolucji głównego bohatera, które wie, że jest prosto zbudowane, ale charyzmę ma ogromną. Można mieć kino pełnoprawnie pełne intensywności, brutalne, ale znaleźć czas na używanie również mózgu przez bohatera. Absurdalne, czarne poczucie humoru plus bez kamizelki kuloodpornej u głównego bohatera, jak i u widza. Angażujące i iskrzące się od kreatywności w swojej niezobowiązującej wadzę, ale gdzieś referując również na boku o tym, że męskość jest toksyczna. Anarchia w kinie jeszcze żyje.
Poznajemy Hutcha, który jest jednym z wielu - żaden to inny odcień w codziennej palecie barw. Na ulicy byśmy nie zwrócili na niego uwagi, co najwyżej jakiś kierowca na pasach, że idzie za wolno albo, żeby się przesunął w autobusie. Niestety, on naprawdę bardzo nie chciał, ale zostaje sprowokowany do obudzenia w sobie pewnych nastrojów i nieobojętności, w stylu bardzo ekscentrycznie zaangażowanego obywatela, kiedy na jego mieszkania napadaj para facetów, która kradnie bransoletkę jego córki. Tama z szamba puszcza, a codzienny strój Hutcha nie zostaje zamieniony wcale nagle w jakiś kostium i nie okazuje się, że służy dla kontrwywiadu, czy Ligi Sprawiedliwości, a po prostu okazuje się, że w mieszkaniu ma coś więcej, niż przyrządy do majsterkowania. Nie musi być "kimś", żeby eskalowała w nim wściekłość na świat dominatorów... może być nikim.
Nikt to doskonała niesubordynacja i ekspresja wyzwolenia przeciętnego człowieka, po którego kino akcji powinno częściej sięgać, by być z nami komunikatywne. Tutaj natomiast dostajemy z jednej strony, wręcz komiksową rozróbę, a i bardzo realistyczne wyobrażenia, że nikim, czyli Hutchem Mansellem może być każdy minięty przez nas człowiek na ulicy. Tutaj też doskonale wznieca się machinę buntu, przemoc rodzi przemoc, ale bez dydaktycznego tonu, a raczej przyglądając się temu i oblizując się na myśl, ile można z tego wyciągnąć doskonałej rozrywki dla widza. Odżyć wtedy, kiedy pojawia się w Twoim życiu niebezpieczeństwo. Odżyć wtedy, kiedy to życie można stracić. To ciekawie, w świetnym tempie i rozrabiackim humorze pokazuje, jak ekstremalnie może zadziałać deficyt adrenaliny i zastygnięcie w monotonii życia. Chce się dostać w twarz, żeby się ocucić.
Dlatego w tym filmie doskonale przełamuje się uczucia współczucia, że nasz bohater musi ryzykować, a raczej to moment dla niego wyzwalający, wręcz tańcując w pięknym układzie ze scenami walki, które nie zawsze są dla niego zwycięskie i bolą. Nie, nie zaczął być on nieśmiertelny poprzez złość i gniew, a po prostu nie mógł tego odpuścić. Znamy ten motyw w kinie, gdzie kołnierz uwiera i w bohaterze się zbiera, ale nie wiemy na ile to będzie bohater z Fight Club, a na ile człowiek, który równie mało obiecującą sylwetką doprowadzi do pogromu. To nie jest film, który komukolwiek się przymila, a realizuje potrzebę porzucenia swoich ograniczeń w formie radykalnej i ekstremalnej, nie mówi o daniu sobie dnia wolnego, ale komuś "w mordę". Masakra na pełnym ogniu i z ironią sparowana doskonale.
Nikt to kino, które naprawdę wie, co robi, a chaos jest kontrolowany. Zdecydowanie jest to niereformowalna historia przygodowa, gdzie pokazuje się trochę między wierszami, jak aktualne w świecie jest hasło: zło byciem gorszym zwyciężaj.
Męskie kino na wyluzowanie. Widać, że nie traktuje siebie serio i można się delektować scenami akcji i pretekstową fabułą bez zgrzytania zębami.