Dokument samograj. Bez szukania i eksperymentowania z nowymi formami dokumentalnymi odkurza wielką historię, wielkiej postaci, nie aspirując do czegoś więcej, niż gadających głów. 5
Są postaci w historii, o których tworzenie dokumentów wydaje się być proste, ponieważ ich historie są samograjami. Niestety to może sprawić, że dostaniemy pean na cześć jakiejś legendy, gdzie nie będzie pociągnięty żaden z wątków, których rozwinięcie wcale nie skrzywdziłoby biografii, a właśnie zwielokrotniło jej wartość. Niestety w taki prosty hagiograficzny utwór wpada dokument Po złoto. Historia Władysława Kozakiewicza. Jest to kolejny dowód na znaczenie sportowca i jego kariery w wymiarze sportowym, społecznym, historycznym i politycznym. Jednak to bezpieczna dokumentalistyka, z bogatym zapleczem archiwalnym nagrań i dobrze wygraną sentymentalną ekspresją, ale bardzo jednokierunkowa. Bez kontrowersji, ale również bez rumieńców. Kolejny dowód filmowy, który nie wnosi nic innego prócz aktualizacji potwierdzenia fenomenu polskiego sportowca.
Oglądamy losy Władysława Kozakiewicza od czasów jego początku zainteresowania skokiem o tyczce, podążając bardzo stabilnie po osi czasu i odwiedzając kolejne rozdziały w jego karierze o różnym zabarwieniu, nie tylko rywalizacji sportowej. Mamy tutaj żywy dowód na istnienie pasji, na polityczne uwikłanie sportu, na różny asortyment emocji, jaki towarzyszy sportowcom. Jest to referowane przez kilka postaci. Przez samego bohatera filmu, ale też kilku kolegów z zespołu i działających w przestrzeni sportowej dziennikarzy.
Po złoto. Historia Władysława Kozakiewicza to po prostu wycieczka do przeszłości i rzewne dosyć "przeżyjmy to jeszcze raz" z komentarzem z offu gadających głów. Nie ma tu specjalnie żadnej brawury ani skoku na pogłębioną refleksję, która mogła się pojawić przy okazji kilku momentów w historii lekkoatlety. Na szczęście film w większości czasu nie skupia się na słynnym geście Kozakiewicza, ale też nie wyciąga z tego nic więcej. Dosyć szybko chce wszystko skompresować i stworzyć ruchomą notkę biograficzną sportowca.
To jest utwór wspomnieniowy dla największych fanów, którzy nie szukają przewrotnych i nowych narracji oraz eksperymentów w świecie dokumentalistyki, a chcą po raz kolejny posłuchać o sukcesie Polaka (po ostatnich mistrzostwach może być to uzasadnione) i naszym znaczeniu na arenie międzynarodowej. Wszystko tutaj podąża bardzo podręcznikowo i oszczędnie. Film jest zrobiony w bardzo jednoznaczny sposób i też nie ukrywa, że aspiruje do czegoś więcej.
"Po złoto. Historia Władysława Kozakiewicza" niesie emocje tylko dlatego, że historia, którą tak naprawdę ma gotową i podstawia nam pod nos, jest pełna zwrotów akcji i emocji. To tylko ich lekkie odkurzenie i nie wywoła to rumieńców, ale też nie niesmaku. Ruchomy biogram ze świetnym zapleczem materiałów z tamtych lat, przy których pokazywaniu nie jest oszczędny. No takie złotko, ale jakoś wyjątkowo się nie świeci.