Patryk Vega swoim najnowszym filmem nie daje nadziei - ani na lepsze życie, ani na lepsze kino. 1
Nowy rok, nowy Patryk Vega? Nic z tych rzeczy! Kultowy polski reżyser serwuje nam kolejną odsłonę swojego filmowego uniwersum, która idealnie wpisuje się do jego filmografii. Twór filmopodobny o wszystkim i o niczym.

Jak to zwykle bywa z większością filmów Patryka Vegi historia kręci się wokół kilku postaci. W przypadku filmu Miłość, seks & pandemia prym wiodą kobiety. Kaja, dziennikarka pozbawiona krzty etyki zawodowej, mitomanka umawiająca się na przelotny seks z mężczyznami poznanymi w sieci. Olga, feministka nienawidząca szowinizmu i Arabów, która finalnie wdaje się w romans z Beduinem, jak mężczyzna sam siebie określa. Bartek, młody chłopak, który nigdy nie miał kobiety opuszcza rodzinny dom i staje się striptizerem oraz męską prostytutką. Nora to utalentowana fotografka, która traktuje jednego ze swoich modeli strasznie przedmiotowo i wdaje się z nim w namiętny romans.
Naprawdę pisanie o filmie Miłość, seks & pandemia jest trudnym zadaniem. Na pewno aktorki wcielające się w główne role robiły co mogły, aby wycisnąć ze scenariusza tyle, ile się dało. Starają się nadać swoim postaciom jakiś rys i charakter, ale cały czas ogląda się to z przekonaniem, że Vega ukazuje nam zwykłe stereotypy, a nie postacie z krwi i kości. Zresztą nie tylko same postacie kobiece dostają po głowie. W zasadzie cały film opiera się na twardych stereotypach i to one grają tutaj pierwsze skrzypce. Dodatkowo reżyser już nie raz pokazywał nam, że nie posiada odpowiedniego wyczucia i wrażliwości do ukazywania na ekranie poważnych zmian w charakterze, czy też życiu jego postaci. W przypadku Vegi słowo "łopatologia" staje się synonimem jego kina i tego, co chce nam nim przedstawić.

Standardowo, jak to u Vegi bywa musi dojść do jakiegoś zwrotu akcji. W tym konkretnym przypadku chodzi o Boże nawrócenie w trakcie pandemii koronawirusa, kiedy to jedna z bohaterek namawia swoich przyjaciół do wizyty w Kościele. Miłość, seks & pandemia zdaje się być, więc tanim moralizatorskim bełkotem, a nie poważnym dramatem o samotności.
Niewątpliwie największym atutem dzieła Patryka Vegi są zdjęcia opustoszałej stolicy. Ulice Warszawy bez żywej duszy na chodniku, pojedyncze auta przejeżdżające po ulicach, puste lokale - to robi wrażenie i jest na pewno jakąś tam wartością dodaną dla filmu. Niestety tego tworu nie można oceniać przez pryzmat kilku ujęć pustego miasta. Vega tym razem nawet nie potrafi zaszokować scenami erotycznymi, które w jego poprzednich tytułach były zdecydowanie bardziej pikantne. Miłość, seks & pandemia jest nieciekawe pod każdym względem. Patryk Vega swoim najnowszym filmem nie daje nadziei - ani na lepsze życie, ani na lepsze kino.
Nie dość, że (ujmę to eufemistycznie) niezbyt mądry, to jeszcze obleśny, a to podobno film z misją (sic!).