Filmu "
Do ciebie, człowieku" nie da się streścić ani opowiedzieć. Trzeba go obejrzeć. Zobaczyć staruszka poruszającego się za pomocą balkonika, który ciągnie za sobą skrępowanego smyczą psa. Zobaczyć, jak nikogo wokół to nie dziwi. Smutne? Tak. Komiczne? Bardzo. Takich scen jest wiele. Bo "
Do ciebie, człowieku" jest specyficznym, brawurowo pomyślanym rejestrem przeróżnych stron ludzkiej egzystencji, ilustracją starego skandynawskiego przysłowia: „Człowiek jest radością dla drugiego człowieka, ale też może być źródłem bólu”. Burząc przyzwyczajenia widza, odchodząc od chronologii i spoglądania na rzeczywistość jako ciąg przyczyn prowadzących do określonych skutków
Andersson uzyskał przejmujący efekt – wrażenie, że oglądamy własne życie, nad którym ktoś z uwagą się pochylił.