Krótki metraż
Janusza Morgensterna (
Jowita,
Trzeba zabić tę miłość) dotyka rzadko podejmowanego i tabuizowanego wątku z czasów II wojny światowej – zagłady żydowskich dzieci. Trudny do przepracowania temat nie znalazł szerokiej reprezentacji w polskiej kulturze ze względu na swój drażliwy charakter. Reżyser bezbłędnie jednak wyczuł, że do opowiadania o tragedii niczego nieświadomych bohaterów potrzeba minimalistycznych środków i zredukowania roli dialogów. Morgenstern postawił więc na pierwotny język kina – język obrazów, spojrzeń, zmieniających się punktów widzeń i przejrzystego montażu. Tym samym najbardziej wyróżnił w
Ambulansie perspektywę najmłodszych, oczekujących na wielkim placu aż hitlerowski oficer zadecyduje o ich losie. Pozbawione sprawczości i prawa głosu dzieci nie tracą radości życia i chęci do zabawy, jakby na przekór straszliwym okolicznościom, w które wrzuciła je Historia. Smutek i lęk malują się za to na twarzy ich opiekuna przypominającego nieco postać
Janusza Korczaka. Grozę i tragizm ekranowych wydarzeń podbija jeszcze muzyka
Krzysztofa Komedy – wyjątkowo stonowana i melancholijna.