Aktywność

Darren Lynn Bousman reżyserem Piły IV!

No, dokładnie! Dzięki! Film jest rewelacyjny (made in Europe, a nie jakiś gówniany Hollywood! – naprawdę świetny film – dla niektórych nieco za ostry, ale ma swój klimat; horrowcy muszą to obejrzeć obowiązkowo!).

Piła 4,5,6… nie no, Hollywood chyba przegina. Ja rozumiem… kasa… ale bez przesady.

5. Wyrok przez powieszenie (nasz Dekalog jest bez konkurencji; choć scena z powieszeniem mogłaby być bardziej "Piłowata…" – nieco harków, rzygów itp….).

Pianista (2002)

> Yasha o 2007-02-20 23:00:33 napisał:
>
> No i pała z czytania ze zrozumieniem.
Ar ju szur?
> Film jest o Polaku, Władysławie (polskie imię) Szpilmanie (nazwisko co prawda
> spolszczone, ale niemieckie, nie żydowskie)…

No nie, poczytaj sobie książkę, to może zrozumiesz.

Typisz polski Żyd przedwojenny. Ale…

Tak, o Polaku, bo jak dla mnie Żydzi polscy to dla mnie Polacy, nieco inni z pochodzenia, ale jednak Polacy (tak, z dużej litery, bo mimo tego, co tu wysmarowałem, szanuję Ich, bo szanują swoją polskość i ten naród jest częścią naszego JA, naszej historii).

> Znany z tego, że grał polską
> muzykę, niejakiego Fryderyka Chopina: pech – co prawda Polaka, ale o zgrozo!! -
> pochodzenia francuskiego (kto wie, czy nie Żyda, skoro taki zdolny ;))

Nie bądź bezczelny! Grał NASZĄ muzykę i tyle. Doszukiwanie się jakiejś tam żydowskiej muzyki w Chopinie to szczyt szczytów.

> Szpilman nawet wyznania mojżeszowego nie był…
> Jaki z niego Żyd? :)

Spałeś na filmie, czy za dużo piwa? BYŁ. I to nie żadna wada. Po prostu był. Że tego nie było w filmie widać, trudno, ale po co. Skoro miał rodzinę, był prawie w Gettcie, traktowano go jak Żyda, skoro, go ukrywano.

> Nakręcony również przez Polaka, Romana Polańskiego (od Polska). Na upartego
> można powiedzieć, że "Polański" to nazwisko żydowskie – od "polania" (po
> hebrajsku – Polska).

Zadzwoń do Polańskiego i spytaj się… Pochodzi z rodziny żydowskiej z Francji, która się przeniosła do Krakowa.

> Gdyby Roman i Władysław byli Żydami, to nazywaliby się coś w rodzaju: Uzi
> Spilman i Ari Polan

… bez komnentarza…

> BTW – Żydzi bardzo dobrze się w Polsce czuli, skoro "polania" znaczy: Po lan
> Yah – tutaj odpoczął Najwyższy (Bóg).

I inne bzdety…

> Mam nadzieję, że wszystko jasne, i nie muszę udowadniać, że Bóg nie jest
> Żydem i w Polsce mieszkają Polacy.

Bóg jest Żydem i… Polakiem i… Muzułmaninem…

W Polsce mieszkają Polacy. Nawet jak są pochodzenia żydowskiego. Po raz n-ty mówię, że nie mam nic przeciw, ale TEN Oscar się nie należał! A że Żydzi w hameryce pomogli, by dostał, to raczej oczywiste i tyle.

Coś jeszcze?

Pianista (2002)

> Yasha o 2007-02-20 23:00:33 napisał:
>
> No i pała z czytania ze zrozumieniem.
Ar ju szur?
> Film jest o Polaku, Władysławie (polskie imię) Szpilmanie (nazwisko co prawda
> spolszczone, ale niemieckie, nie żydowskie)…

No nie, poczytaj sobie książkę, to może zrozumiesz.

Typisz polski Żyd przedwojenny. Ale…

Tak, o Polaku, bo jak dla mnie Żydzi polscy to dla mnie Polacy, nieco inni z pochodzenia, ale jednak Polacy (tak, z dużej litery, bo mimo tego, co tu wysmarowałem, szanuję Ich, bo szanują swoją polskość i ten naród jest częścią naszego JA).

> Znany z tego, że grał polską
> muzykę, niejakiego Fryderyka Chopina: pech – co prawda Polaka, ale o zgrozo!! -
> pochodzenia francuskiego (kto wie, czy nie Żyda, skoro taki zdolny ;))

Nie bądź bezczelny! Grał NASZĄ muzykę i tyle. Doszukiwanie się jakiejś tam żydowskiej muzyki w Chopinie to szczyt szczytów.

> Szpilman nawet wyznania mojżeszowego nie był…
> Jaki z niego Żyd? :)

Sp

> Nakręcony również przez Polaka, Romana Polańskiego (od Polska). Na upartego
> można powiedzieć, że "Polański" to nazwisko żydowskie – od "polania" (po
> hebrajsku – Polska).
> Gdyby Roman i Władysław byli Żydami, to nazywaliby się coś w rodzaju: Uzi
> Spilman i Ari Polan
> BTW – Żydzi bardzo dobrze się w Polsce czuli, skoro "polania" znaczy: Po lan
> Yah – tutaj odpoczął Najwyższy (Bóg).
> Mam nadzieję, że wszystko jasne, i nie muszę udowadniać, że Bóg nie jest
> Żydem i w Polsce mieszkają Polacy.

Pianista (2002)

> Yasha o 2007-02-03 12:24:55 napisał:
>
> To się fachowo nazywa ksenofobia.

??? ksenofobia – za Wikipedią: fobiczny lęk, niechęć, strach, wrogość w stosunku do obcych lub innych. Ksenofobia może być przyczyną agresji np. przeciwko innowiercom, homoseksualistom, obcokrajowcom i wszystkiemu, co z nimi związane.

Lęk? Nie. Niechęć? Tak. Strach? Tak. Wrogość? Nie-Tak. Nie mam nic przeciwko "obcym", pod warunkiem, że uszanują moją kulturę na MOIM terenie. Wtedy ok!

Ale chyba nie o tym miało być. Chciałem tylko powiedzieć/napisać, że "Pianista" nie zasługuje na Oscara. Bo jest takim sobie, przeciętnym filmem, jakich u nas w Komunie nawet było wiele (ten o wojnie: "Kanał" to jest film!), ale… zrobił to Żyd, o Żydach i za pieniądze Żydów. Ok, no problem, ale czemu zaraz Oscar?

"Lista Shindlera" – w czym był taki rewelacyjny? W niczym! Owszem… w tym, co powyżej… Bo Spielberg (za inne produkcje go szanuję: Shark, Spotkania, ET, Indiana…), ale czym byłby, jak nie byłby tym kim jest?

Spisek? Być może. I na pewno.

Darren Lynn Bousman reżyserem Piły IV!

Oglądając "Piła III" chyba już miałem dosyć. Lubię horrory, krwiste filmidła, ale to… to już była przesada.
Nigdy tego nie robiłem, ale jeśli JA na przy scenie z trepanacją czaszki chwyciłem za pilota, no to już musiała być przesada.
Hannibala Lectera jeszcze obejrzałem, ale tutaj to po prostu przegięcie.
Piła IV i co… na żywca cięcie piłą, wyrywanie paznokci, wyłupianie oczu, zgrzyt grrrrrrr………. łamanych kości. Klasyk typu "Teksańska masakra…" była ostra, ale wporzo, ale autorzy Piły totalnie lecą po emocjach. Hmmm, może o to właśnie chodzi, żeby taki horrorysta, jak jak ja, niby obeznany, ale by go totalnie zszokować. Pewnie o to chodzi.

Proponuję filmowcom (jak się lubują) następujące wariacje na temat:

1. Scenę zagazowania w Treblince (zamknięte pomieszczenie, mnóstwo ludzi, rzygi, krzyki i takie tam) – reżyser: Mel Gibson? Żaden producent na to nie pozwoli (ciekawe, dlaczego?) A było by ciekawie, naturalnie i jakiś Niemiec oglądając to wreszcie by coś pojął w swej pruskiej mózgownicy….
2. Cięcie piłą tkanek kostnych (fajne efekty dźwiękowe); już to było, ale może nieco więcej efektów wizualnych – niech będzie widać jak to się odbywa, jak właściciel tkanek jęczy (też było) oraz zbliżenie na narzędzia i efekt – odpada powoli…
3. Wydłubywanie oka (coś tam kiedyś było, ale kiepsko to wyglądało) – ból i dobre zbliżenia
4. Rozwalanie głowy (też było, ale nie do końca i na krótko: jakiś francuski film co leci wstecz… jak to było?). Walić ciężkim przedmiotem, a potem pokazać efekt rozwalonej czaszki. No i mózg rozlewający się na podłodze. SUPER!

na razie tyle…

Nie zamierzam dodać tu znaku ©, ale jakby co, to jeden cent od widza… ;-)

Prestiż (2006)

Film, co ma to "coś" – To "coś", to rzadko ostatnio spotykane w amerykańskich filmach nie konwencjonalne zakończenie, ten "prestige". Film na podstawie świetnej książki, ale zrobiony jak należy. Na początku widz nieco się gubi w tym przekładańcu czasu i przestrzeni, ale gdzieś w połowie zaczyna nadążać za narratorem.
Niestety film na "raz" znaczy się drugi raz można obejrzeć, ale już nas niczym nie zaskoczy. Chociaż…
Dobrze zrobione, dobrze pokazane. Mnie osobiście nieco na końcu nieco rozczarowuje fabuła, bo jak już można sklonować cokolwiek, to czemu nie góry złota, prawda? Takie niby oczywiste. W książce jest nieco więcej w tym temacie, w filmie nieco spłycone i stąd taki mój negatyw.
Ale ogólnie 8/10
Poproszę o więcej…

Babel (2006/I)

Nie przypadkowo kandyduje do Oscara. Czytając streszczenie fabuły właściwie nic nie zachęca do obejrzenia, ale jest zrealizowany wyśmienicie i jak napisała przedmówczyni, z upływem czasu zaczyna wciągać. Zderzenie kultur, postaw, wyborów ludzkich.
Jakby się ktoś uparł, to mógłby nakręcić trzy osobne filmy i każdy byłby ciekawy, choć nie tak, jak ten 3 w 1
I dobrze, że nikt nie wpadł na taki pomysł, bo mamy kwintesencję emocji.
Filmowy majstersztyk.
Dałem 9/10 Film obowiązkowo do obejrzenia.

Strażnik (2006)

Popieram, takiego banalnego, kiczowatego, schematycznego i od początku do końca przewidywalnego hollywoodzkiego filmidła dawno nie widziałem (no, dawno, to może przesada; Amerykanie karmią nas takimi produkcjami prawie na okrągło).
Można powiedzieć, podręcznikowa produkcja typu jak z niczego zrobić… no właśnie, co? Bierzemy sprawdzone schematy (prezydent, zamach, Secret Service, kret, bohater niesłusznie posądzony o zdradę, trochę sztuczek Bondowskich, parę wybuchów, strzelanina, jakiś romansik, zły na koniec ginie z godnością, ble, ble…), nieco gwiazd, mieszamy to wzorcową realizacją (schematyczna, akademicka, do nauki dla przyszłych producentów) i mamy jednorazowe kino na letnie przedpołudnie do popcornu i coli.
Co to ma wspólnego ze sztuką filmową? Kompletnie NIC, bardziej ze "sztuczkami" filmowymi.
komercha do n-tej potęgi. Żałosne, ale… żeby nasi robili takie knoty, nie miałbym nic przeciwko.

Pachnidło: Historia mordercy (2006)

Jak zwykle adaptacja filmowa nie dorównuje pierwowzorowi czyli naprawdę świetnej książce, którą czytałem dużo wcześniej. Chociaż klimat jest w miarę poprawnie pokazany. W książce morderca jest bardzo zły, bardzo, taki Hannibal Lecter w starym wydaniu. A tu? Na końcu prawie się współczuje "biednemu" maniakalnemu zabójcy. Coś chyba nie tak. Daję 6/10

Pianista (2002)

Mówicie "doskonały" – A dlaczego mówicie/piszecie "doskonały"?
Że co, że dostał Oskara? Na 100% musiał dostać Oskara, bo o Żydach. Żyd Polański nakręcił całkiem dobry film o losach Polakach/Żydach. I trafił.
Że co, że ja jestem żydo-żyderca? Nie, mylicie się. Nie mam nic do Żydów, bo sam jestem tzw. "z pochodzenia". Ale… żydo-piewca nie jestem.
Że 99% produkcji made in Hollywood to made in żydoprodukcje, to jasne. To "widać i słychać".
I albo się z tym pogodzimy, albo będzie koniec Hollywood.

A wracając do filmu: realistyczny, czasem do bólu, świetne zdjęcia (polski operator); Oscar??? (było wiele dobrych filmów w temacie, ale…).

Proszę czekać…