Pierwszy seans i już wiem, że do tej części na pewno nie wrócę. Muzyka super, pomysł i kreacja Predatora tak samo, ale reszta przeciętna. Najbardziej bolała mnie przewidywalność – los całej grupy bardzo szybko staje się jasny. Drugi zarzut (tutaj widzę większość się zgadza) to efekty specjalne około Predatora.
Film skierowany do nastolatek, ale – z pewną dozą dystansu – ogląda się to jak całkiem przyjemną komedię. "Tak głupie, że aż śmieszne" najlepiej definiuje ten typ. Przynajmniej nie ma nudy.
Oceniam jak jedynkę, chociaż ogólne wrażenie zostawia trochę lepsze. Początek naprawdę niezły, a pierwsze cztery postacie mają więcej charyzmy niż te które później musimy oglądać. Szkoda, że finalnie odegrali tak małą rolę.
Rob Cohen położył ten film. Szósteczka trochę naciągana, głównie za aktorstwo i scenariusz, nie spodziewałem się kierunku w którym poszła cała fabuła. Natomiast ogólnie całość wieje nudą, to kolejny film akcji który potrafi dobrze zrobić tylko końcówkę. Nie mogę też wybaczyć słabo zmiksowanej muzyki – za cicha, gra jakoś tak "w tle", nie wiem czy to wina dzisiejszych VODów, ale wrażenie zostawia beznadziejne.
Film może i jest kultowy, ale – dla osób bez żadnych sentymentów – co najwyżej średni.
Komedia w starym stylu, przypominała mi trochę "Krokodyla Dundee". Popularny przed 2000 rokiem archetyp relacji damsko-męskich – bohaterka głupiutka i nieporadna, a obok łobuz ratujący ją ze wszystkich opresji. Mel Gibson nieźle sprawdził się w tej roli.
Zaskoczył mnie utwór "Blowin’ in the Wind", został mi w pamięci po niedawnym obejrzeniu "Forresta Gumpa".
Końcówka trochę podciągnęła ocenę, ale ogólnie film to porażka. Może ktoś kto lubi ten typ humoru (slapstick) spojrzy przychylniej. W końcu powstała z tego cała seria.
Materiał na Oskara. Ciekawe, że ten film można obejrzeć jako komedię, dramat lub film niejednoznaczny, do głębszej interpretacji. Dla mnie to była przede wszystkim komedia, z mroczniejszymi nutami. Świetnie się bawiłem oglądając różne niezręczne potknięcia głównego bohatera, a później chaotyczne, a może nawet sprzeczne z logiką wydarzenia.
Praca kamery jest naprawdę wybitna i samo to może być przedmiotem analizy. Doceniam również jak wyraźnie aktorzy mówią, a nie jak często dzisiaj mamroczą coś pod nosem.
Luke dostaje dwa lata w więzieniu / obozie pracy o dosyć łagodnym rygorze. To od niego zależy jak spędzi ten czas.
Nie będę tutaj spoilerował filmu analizując charakter głównego bohatera, ale jest bardziej złożony niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Film mocno zahacza o religię, w tym kontekście można też interpretować zakończenie.
Ogólnie to sam film jest całkiem relaksujący, nie ma przesady jak w dzisiejszym kinie.
PS: Podobno rekord w jedzeniu jajek to dziś 143 (poprzedni bardziej wiarygodny – 141 w 8 minut)
Konwencja trochę inna niż poprzednich częściach, ale o filmie ciężko powiedzieć cokolwiek dobrego, emocje jak na grzybach. Na półtorej godziny trafiła się jedna lepsza scena. Nie wierzę, że 4-ka mogłaby być gorsza.
Końcówka tragiczna, ale da się ją jakoś wyprzeć z pamięci i zostawić to 6/10. Nie wiem czy znajdę film (oczywiście kinowy) w którym nagości byłoby więcej, po seansie mam wrażenie, że przez 3/4 na ekranie było widać gołe cycki. Ofiarą padła fabuła i wszystkie wątki poboczne.
Aktorsko mi się podobało, szczególnie Elizabeth Berkley i Kyle MacLachlan. Charakter Nomi (ekspresyjność i obcesowość połączona z jakąś taką naiwnością) mimo że przesadzony (jak wszystko w tym filmie) to ciągle wiarygodny.
Proszę czekać…