Druga Strona Medalu - Strażnicy Galaktyki Vol.2 4

Są takie sytuacje, gdy mój wewnętrzny 12-latek, nie może się powstrzymać przed uzewnętrznianiem swoich opinii. Niestety jednak przeważnie, gdy pozwalam mu dojść do głosu, kończy się to wielkimi kłótniami i dywagacjami, których poziom merytoryki, można odnaleźć gdzieś na dnie Rowu Mariańskiego. Na co dzień więc, siedzi sobie zamknięty w mojej głowie, i nikomu nie wadzi. Ale tym razem, postanowiłem posłuchać jego sugestii, by wdać się w aktywną dyskusję z moją redakcyjną koleżanką Bernadettą. Bo widzicie, kompletnie nie zgadzam się z jej recenzją Strażników Galaktyki vol.2. Myślę, że to normalne. Ile osób w internetach, tyle opinii, wszystkie się czymś różnią. Chyba więc nie zaszkodzi, jeśli podzielę się z wami moim spojrzeniem na sequel, jednego z najlepszych filmów Marvel Cinematic Universe.

Strażnicy Galaktyki vol.2 (vol.2 na końcu jest bardzo kluczowym elementem) toczą się już jakiś czas po wydarzeniach z pierwszej części. Nasza ekipa dorabia sobie, różnymi robótkami zlecanymi przez inne rasy. Ba, wracamy do naszych bohaterów, dokładnie w momencie, gdy próbują obronić kosmiczną elektrownię rasy przedstawiającej się jako Suwerenni. I wszystko wydawałoby się w porządku, gdyby jeden z członków Strażników, nie próbował ukraść drogocennych fragmentów owej elektrowni (Tak, to wina Rocketa). Uruchamia to lawinę zdarzeń, w wyniku której ekipa naszych bohaterów ląduje (awaryjnie) na jakiejś odludnej planecie, gdzie odnajduje ich niejaki Ego, który podaje się za ojca przywódcy bandy, Star Lorda.

Fabuła filmu, choć wydaje się zlepkiem losowych wydarzeń, wbrew pozorom ma całkiem dużo sensu, szczególnie gdy spojrzy się na całość, i ruszy się te szare komórki, choć odrobinę, by poskładać to sobie w całość. Wątki są proste do zrozumienia, a i same motywy są zaskakująco skomplikowane. Mamy więc wątek Petera 'Star-Lorda' Quilla, który odkrywa prawdę, nie tylko o swoim ojcu, ale także o swoim pochodzeniu. Rocket zaś próbuje zrozumieć swoje własne zachowania, przez które wprowadza swoich przyjaciół w rozmaite tarapaty. Gamora zaś próbuje dotrzeć do swojej siostry Nebuli, która przepełniona jest wściekłością i nienawiścią wobec swojej krewnej. Nie wiem, czy zauważyliście, ale rodzina jest ważnym motywem całego filmu. I bynajmniej, nie odczuwam tego jak cynicznego product placementu, jak to odczuwałem w przypadku Szybkich i Wściekłych 8. W tym filmie jest to naprawdę na miejscu.

Warto też docenić, jak dużo wysiłku James Gunn włożył w rozwinięcie postaci naszych bohaterów. Peter Quill, w którego wcielił się Chris Pratt, nadal jest trochę narcystycznym frajerem, ale czuje odpowiedzialność za swoich przyjaciół. Rocket, któremu głosu użyczył Bradley Cooper, również został ciekawie rozwinięty, zwłaszcza w porównaniu z pierwszym filmem. Najciekawszej ewolucji doczekał się jednak Drax, którego zagrał Dave Bautista. Tak jak w pierwszym filmie był osobnikiem kompletnie nierozumiejącym koncepcji metafory czy żartu, tak tutaj postanowił nadrobić straty, i stał się nagle najzabawniejszym ze strażników. Tak, jakimś cudem udało się pobić Vina Diesla jako Groota, który powtarzał w kółko tylko jedno zdanie. A skoro o Groocie mowa, Baby Groot jest zdecydowanie najciekawszym dodatkiem do ekipy. Niezależnie od tego, w jakiej scenie by się nie pojawił, albo rozbraja urokiem, albo rozbawia swoim niezrozumieniem świata wokół. Najlepszym przykładem niech będzie sekwencja początkowa, gdzie małe Groociątko, po prostu tańczy. I poluje na szczury. Serio, jeśli to was nie rozbawi, możecie wyjść z sali, bo reszta filmu też was nie dotknie.

Warto też wspomnieć o Yondu i Nebuli. Choć w pierwszym filmie, ich role były stosunkowo mało ważne, to w sequelu otrzymali o wiele więcej do roboty. Nebula jest bardzo ważna ze względu na wątek z Gamorą, ale o wiele większe znaczenie w tej historii ma Yondu. Docenić też wypada zupełnie nową postać – Mantis. Poznajemy ją jako służącą Ego i jest to postać, która świetnie się dopełnia z Draxem. Już nie mogę się doczekać sequela, w którym jej postać zostałaby rozwinięta. Nie da się ukryć, że w tym filmie jest tylko kolejnym czynnikiem komediowym.

Jedyna postać, która nie zrobiła na mnie zbytniego wrażenia, to Gamora grana przez Zoe Saldanę. Jako komediowa przeciwwaga jest świetna, wszak jest to jedyna naprawdę rozsądna osoba w ekipie Strażników. Niestety motyw dotarcia do jej siostry, nie jest specjalnie interesujący. Owszem, ma kilka ciekawych momentów, ale to nic ciekawego, zwłaszcza w porównaniu z genialnie rozegranym wątkiem Star-Lorda i jego ojca.

Nie mogłem też pozbyć się wrażenia, że film trochę za mało czasu poświęcił na przedstawienie postaci nowej widowni. Jestem pewny, że dla wielu widzów druga część będzie pierwszym kontaktem z ekipą Strażników Galaktyki, ale akcja filmu toczy się szybko i nawet nie próbuje, wytłumaczyć kim są te postaci. Choć z drugiej strony, dla wielu moich znajomych, którzy byli na seansie, był to pierwszy kontakt z tymi postaciami, a bawili się przednio – choć powinniście wziąć poprawkę na fakt, iż byliśmy na maratonie, gdzie puszczano też pierwszą część filmu.

I to bezpośrednie porównanie, najlepiej pokazuje, co Strażnicy Galaktyki vol.2 ulepszają, względem pierwszego filmu. A jest to bez dwóch zdań humor. Widownia na sali co chwila zanosiła się głośnym śmiechem, który wręcz zagłuszał słowa bohaterów. I nie bez powodu, są sceny, które po prostu niszczą, miażdżą, i nie pozostawiają bez innej reakcji, jak bezpardonowy śmiech. Sam film jest też przepełniony easter-eggami i sekretami dla bardziej uważnych widzów. Pamiętacie tańczącego Groota w pierwszym filmie? Ta krótka scenka z napisów końcowych otrzymała swoisty sequel.

Wraz z walorami fabularnymi, zwiększyły się walory estetyczne. Ten film jest przepiękny, pełen kolorów, wizualnego przepychu i fascynujących projektów wizualnych. Tak miło zobaczyć bogatą gamę kolorów w kinie rozrywkowym, zwłaszcza w czasach, które tak próbują wszystko uszarzać, pod pretekstem udawania rzeczywistości. Podobnie, cudowne wybory zostały dokonane pod kątem muzycznym. Tak jak uwielbiałem muzykę w pierwszym filmie, tak soundtrack drugiej części po prostu ubóstwiam. Zdecydowanie więcej tu lekkiego rocka, który bardzo trafia w mój gust, choć nie ukrywam, że sekwencja z piosenką Southern Nights Glena Campbella jest jedną z najlepszych w filmie. Doceniam też o wiele lepsze wpasowanie muzyki do filmu niż w pierwszej części. Tak jak w pierwszym filmie, utwory pojawiały się dość losowo, tak tutaj każdy utwór został dodany z jakiegoś powodu, przeważnie ukrytego w tekście piosenki. Nie bez powodu głównym motywem muzycznym filmu jest piosenka zespołu Fleetwood Mac – The Chain.

Strażnicy Galaktyki vol.2, to po prostu świetny przykład, zarówno kina rozrywkowego, jak i kontynuacji jako takiej. Rozwija wszystko, co działało w pierwszym filmie, jednocześnie wycinając słabe czynniki. Serio, mimo pewnych fabularnych wątków, i moich prywatnych przemyśleń, nie jestem w stanie przyczepić się do czegoś o większej wadze. Akcja rozwija się wartko, ale nigdy chaotycznie, śmiechu jest co nie miara, muzyka i wizualia są cudowne. Trzeba być naprawdę pretensjonalnym smutasem żeby się czepiać tego filmu, bo jest kinem rozrywkowym.

A tak poza tym, to I am Groot.

Moja Ocena: 9/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 17

Elizabeth_Linton

Napiszcie jeszcze trzecią recenzję do "Strażników…" bo dwie to mało, a klasyki jak "Lot nad kukułczym gniazdem" niech nadal nie mają.

@Elizabeth_Linton Piszemy najróżniejsze recenzje, od kina mainstreamowego, po niszowe.

@Bernadetta_Trusewicz z tym drugim to chyba nieco przesadziłaś jakoś ie widziałem zbyt wiele recenzji do filmów niszowych czy takich, które nie pojawiły się w kinach

Makeba Asmodeusz

@Asmodeusz to zachęcamy do pisania takowych, ja np od siebie dodałam recki do takich filmów "niszowych" jak Samotna kobieta/żona, Lisiczka np.

Druszlak

To coś nowego. Wojny twórców wpisów? /grabs popcorn/

MARTIN007

WIĘC JAK KAŻDA KONTYNUACJA TYPOWA HOLLYWOODZKA,WIĘCEJ WSZYSTKIEGO BO BĘDZIE LEPIEJ.TYLKO Z TĄ RÓŻNICĄ ŻE TO KINO ROZRYWKOWE I TU TO MOŻE SPRAWDZIĆ SIĘ.

Jeżeli wdajesz się ze mną w dyskusję, to teraz powinnam napisać odpowiedź w formie tekstu na stronę? A i na przyszłość – oceniaj film, a nie piszącego inne zdanie o nim, bo to nie należy do pracy recenzenta. To a pro po pretensjonalnego smutasa. I krytyczna recenzja, to nie czepianie się.

Santanico

Dobra recenzja i chyba najdłuższa riposta jaką w życiu czytałem ;)

Proszę czekać…