Uczta kinomana 0
Jeśli jesteś widzem, który oczekuje po kinie czegoś więcej niż tylko prostej historii i efektów specjalnych to nie powinieneś czytać tego artykułu. Jeśli zaś film traktujesz przede wszystkim jako przemysł rozrywkowy, który ma ci dać możliwość na kilka godzin zapomnienia o codziennych kłopotach to warto zapoznać się z tym, czego oczekuje najnowsza superprodukcja made in USA pt. Transformers: Zemsta Upadłych. To prawdziwa uczta dla każdego, który kocha wielkie acz proste kino.
Kadr z filmu Transformers: Zemsta upadłych
Fabuła sequela niezwykłej produkcji z 2006 roku zaczyna się od krótkiego przedstawienia historii Transformersów. Okazuje się, że przybyli oni na ziemie już w czasach starożytnych i to właśnie dzięki ich wiedzy udało się zbudować piramidy. Następnie zostajemy przeniesieni do czasów współczesnych, gdy w jednym z azjatyckich miast dochodzi do potyczki tajnej rządowej organizacji, która współpracuje z Autobotami w wyłapaniu ostatnich ocalałych Deceptikonów. Nie wiedzą oni jeszcze, że ci ostatni przegrupowują swoje siły i przygotowują się do kontrataku.
W roboto-wojnę ponownie zostaje wmieszany Sam Witwicky (Shia LaBeouf), który właśnie poszedł na studia. Jego pierwsze dni na uczelni, za sprawą przypadkowego znalezienia pozostałości po Allsparku i niecodziennych wizji nie wygląda zbyt różowo. Jeśli do tego dodamy rozłąka z piękną Mikaelą (Megan Fox) szykuje się ciężki okres dla chłopaka.
A wielka wojna robotów tuż, tuż…
Nie chcąc zdradzać zbyt wiele z fabuły należy powiedzieć, iż Michael Bay to prawdziwy geniusz kina czysto rozrywkowego. Sequel ma o tyle trudne zadanie, że nie tyle musi udźwignąć poziom pierwszej części a na dodatek dodać coś nowego, co sprawi, iż każdy widz wychodząc z kina nie pożałuje wydanych pieniędzy. W przypadku filmu Transformers: Zemsta Upadłych to się udało. Ogromny plus, o którym można byłoby pisać godzinami to efekty specjalne, które robią wielkie wrażenie. Każdy z robotów (a w tym filmie jest ich o wiele więcej) wydaje się dopracowany w najmniejszych szczegółach. Należy przyznać, iż reżyser miał rację mówiąc przed premierą, iż wydają się one o wiele bardziej "człowiecze" niż w produkcji z 2006 roku.
Plenery i muzyka to kolejny smaczek w tym niezwykle dopracowanym w szczegółach projekcie. Akcja, co rusz przenosi się z Nowego Jorku, studenckiego campusu aż po piękny pustynny Egipt. Muzyka w tle nie przeszkadza i nie zajmuje większej uwagi, ale na tyle jest "widoczna", iż wychodząc z kina potrafimy kilka piosenek zanucić. Tutaj szczególne brawa należą się Steve'owi Jablonsky'emu, który pracował nad muzyką.
Kadr z filmu Tranformers: Zemsta upadłych
Kolejnym istotnym plusem filmu Transformers: Zemsta upadłych to sceny batalistyczne. Z jednej strony mamy walki robotów a z drugiej robotów z ludźmi. O ile te drugie wypadają dosyć średnio (raczej ze względu na to, iż strzelanie z pistoletów i czołgów to nic wyjątkowego), ale już te pierwsze to prawdziwy majstersztyk. Największe wrażenie robi walka Optimusa Prime i przywróconym do życia Megatronem. Na długą, długą chwilę zapadnie wam w pamięć. A jeśli dodamy tego jak ona się kończy to już zostanie ona wam w pamięci na kilka dni.
Jeśli chodzi o same stworzenie robotów to i tutaj widać wielką zmianę w stosunku do części pierwszej. W roku 2006 poznaliśmy zaledwie kilka postaci, z czego tak naprawdę wyróżniał się Optimus Prime, Bumblebee i Megatron. W sequelu zaś praktycznie każdy robot na swój sposób jest inny. Różnią się one nie tylko wyglądem, ale również charakterem. A to sprawia, że stają się przez to one jeszcze bardziej realne. No i smaczek w postaci seksownej kobiety Transformers.
Pamiętając o tym, iż Michael Bay kręci kino czysto rozrywkowe to w tej produkcji nie zabraknie humoru. Jeśli oglądaliście pierwszą część to wiecie, że dotyczyć ona będzie często rodziców Sama oraz małego robocika i dwóch "ziomalskich" robo-bliźniaków. To wszystko sprawia, iż mamy kilka chwil na złapanie oddechu.
Kadr z filmu Tranformers: Zemsta upadłych
Oczywiście jak to zwykle bywa przy produkcjach skierowanych do masowego widza pojawią się pewnie głosy o tym, że powiela schemat, że ma mdłe zakończenie, że wreszcie amerykański patriotyzm, aż bije po oczach, ale nie są to, aż tak znaczące wady. Dla widza, który chce jedynie rozrywki nie będą one specjalnie mu przeszkadzały. I jeszcze, co większe marudy powiedzą jeszcze, iż niekiedy fabuła jest mocno naciągana. Na usprawiedliwienie można dodać, iż w końcu bardzo trudno napisać scenariusz filmu na podstawie komiksu, który i tak dobrze się prezentuje.
I na koniec oglądając Transformers: Zemsta upadłych warto zauważyć kilka ciekawostek. Po pierwsze w niektórych ujęciach można dostrzec odniesienia do poprzednich produkcji Bay'a, innych filmów oraz tego, że być może reżyser nie za bardzo lubi Prezydenta Obamy (niezbyt rozgarnięty urzędnik reprezentujący prezydenta). Poza tym kilka mniej istotnych szczegółów a którzy fani serialu czy komiksu z pewnością dostrzegą.
Oceniając sequel można powiedzieć jedno: starożytni mieli walkę gladiatorów my mamy walkę Transformersów. Warto wydać troszkę pieniędzy i poczuć prawdziwy przypływ emocji. Poza tym: czy naprawdę wierzycie, że jesteśmy sami w kosmosie?
Ja się wybieram do kina, spodziewam się czystej rozrywki i wiem że się nie zawiodę. Pomimo głupiego patriotyzmu który Bay wciska w każdy swój film.